Albo 144
godziny z życia prawdziwków.
Bycie
w łączności z naturą to w dużej części także korzystanie z
jej darów. Natura obdarza nas pięknem, to jest pokarm dla duszy,
oraz darami dla ciała.
A
więc tu o grzybach należy napisać, o tych boskich dziełach
sztuki. Bo smak grzyba jest w zasadzie taki, jaki nada mu kucharz.
Przepisów jest multum. Podobne w smaku są jedynie smażone na maśle
kanie i rydze.
Bardzo
lubię zbierać grzyby, zawsze lubiłem i wydawało mi się, że
nigdy nie nasycę tego pragnienia.
Przydarzyły
mi się jednak Góry Świętokrzyskie i setki uzbieranych kilogramów.
Opamiętałem się dopiero wówczas, gdy znajomi nie
chcieli już więcej przyjmować, a ja miałem ususzonych pełną
poszewkę od dużej poduszki.
W
2012 roku nasyciłem swą Grzybową Chciwość Zbierania.
A
chciwość to przecież uwarunkowanie ciężkie.
Przychodzi
baba do lekarza i mówi:
Panie
doktorze, poproszę lek na chciwość! Tylko dużo! Bardzo
duuuuużo!!!!
Teraz
zbieram tylko tyle, ile mogę zjeść sam lub ze znajomymi. A ile
mogę zjeść sam, gdy grzyb jest normalnie duży? Jednego tylko.
Natomiast
więcej uwagi zwracam na piękno rosnącego grzyba.
Gdy
w 2014 roku po Łemkowskiej Watrze wylądowałem w Ciężkowicach,
był akurat wysyp grzybów. W okolicy Ciężkowic rosną malownicze
lasy na zróżnicowanym terenie poprzecinanym licznymi wąwozami,
nazywanymi tu paryja.
W
Domu na Górze było już dość grzybów, poproszono mnie, abym ich
nie przynosił. Chodziłem więc do lasu aby wyłącznie
fotografować.
Któregoś
dnia natrafiłem na wykluwające się dopiero z mchu prawdziwki.
Takie noworodki grzybowe. Trzech braci.
W Bieszczadach grzyby
pokazują się od czerwca, dodawałem je do posiłków prawie
codziennie, przywykłem do nich, stały się tłem. Nie było w tym
roku jeszcze osobnego wpisu o nich, a więc to uzupełniam.
Malownicza
trójka mogła mieć 24 godziny. Postanowiłem przychodzić tu
codziennie i obserwować ich wzrost. Na jednym ze zdjęć widać położoną na kapeluszu grzyba zakrywkę-osłonkę od obiektywu aparatu. Ta zakrywka ma 6,5 cm średnicy. Położyłem ją dla lepszej oceny wielkości kapelusza.
I
tak narodził się wpis: Trzech braci, albo 144 godziny z życia prawdziwków, albo koło życia.
Bo
skrupulatnie policzyłem godziny od ich narodzin aż do śmierci, gdy
zamieniły się w błoto.
To
alegoria na życie człowieka.
Koło
życia: Narodziny, wzrost, dojrzałość, robaki w grzybie
symbolizują tresurę społeczną, brudy które człowieka niszczą,
odbierają mu radość życia, a w końcu nadchodzi śmierć
niezależnie od tego, czy byliśmy śpiący, czy nie, czy
potrafiliśmy cieszyć się życiem, czy trwaliśmy w narzekaniu,
smutku, oczekiwaniu na lepsze jutro.
Lepsze
jutro było wczoraj – grafitti.
Każdy
wybiera swą wolną wolą Drogę dla siebie.
Te
grzyby, o których jest wpis, do jedzenia nadawały się pewnie tylko
w pierwszej połowie swego życia. Potem już zrobaczywiały mocno.
Robaczywych
grzybów nie jadałem kiedyś ze względów estetycznych, czyli ze
względu na uwarunkowania. Bo tak postępują inni.
Ale
przyszedł czas na zdrowe pomyślenie. Teraz nierobaczywe grzyby
jadam tylko wtedy, gdy mam wybór, gdy są inne nie robaczywe. Gdy
nie ma tych innych, a tak się zdarza, nieco robaków w grzybie mi
nie przeszkadza. Robak w grzybie, tak samo jak w jabłku świadczy o
tym, że owoc nie jest zatruty, nie ma w sobie chemii. Robaka w
jabłku można przecież ominąć, albo wypluć. Więc niewielka ilość
tych maleństw w grzybie zupełnie mi nie przeszkadza. Raczej je przepraszam,
raczej im współczuję. To są zawody, rywalizacja: - kto szybszy.
A
ludziom się dziwię, przecież to jest głupie: - wybrzydzają,
krzywią się na takie maleńkie robaczki, a jedzą padlinę z trupów
wielkich zwierząt. W takim podejściu jest przecież esencja
hipokryzji, samooszukiwania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz