piątek, 28 lutego 2025

Umarłe Klejnoty Gotfryda

 


Kiedyś szlachetny Gotfryd zwiedzał skarbiec pewnego króla, ten bowiem chciał go zaćmić posiadanym bogactwem i potęgą. Godfryd szedł znudzony nieco, jako że sam miał pełen skarbiec i w pewnym momencie zwrócił uwagę na rysę w ścianie sklepionej komnaty.

- O! Jaka rysa! – rzekł.

Król wzruszył ramionami, bo dobrze znał to miejsce. Wszak przychodził tu co noc, aby napawać się bogactwem.

- Skarbiec pęka, bo już nie mieści moich skarbów! - zawołał, a odpowiedziało mu echo ze szczeliny.

Godfryd badał uważnie zarys, który tworzyła rysa i zaczął podejrzewać, że w ścianie są zamurowane drzwi. Niewiele myśląc pchnął te drzwi, a wtedy otworzył się przed nimi mroczny korytarz.

    Król się zdumiał, ale chwyciwszy do ręki pochodnię, zaciekawiony ruszył z Godfrydem naprzód. Doszli do nieznanej komnaty, na środku której stała szkatuła z brązu.

- Oto odkryliśmy skarbiec skarbca! – wykrzykiwał podniecony król, Godfryd jednak milczał, po czym przeżegnawszy się podniósł wieko szkatuły.

Wewnątrz leżały tylko trzy naszyjniki z wyblakłych kamieni. Klejnoty były umarłe.

Od tej pory królem zawładnęła tylko jedna myśl: - ożywić klejnoty! Wezwał atoli jubilerów, złotników, alchemików, lekarzy, rozesłał gońców w świat, obiecując wielką nagrodę, ale nikt nie umiał wskrzesić naszyjników.

     I tak oto raz podczas uczty król wzniósł kielich, spełnił do dna i zawołał: - Dam własną duszę temu, kto wskrzesi te kamienie!

Była akurat burzliwa noc i w tym momencie zagrzmiało potężnie, a w oknach rozmigotały się błyskawice. Zapanowała cisza, a potem ktoś trzykrotnie załomotał do bramy. Biesiadnicy stłoczyli się strwożeni u tronu, a do komnaty wkroczył nieznany starzec.


- Jestem Wskrzesicielem Umarłych Klejnotów – rzekł.

Król kazał podać szkatułę. Obcy rozsypał jakiś pył, pozakreślał tajemne znaki i nagle wyblakłe rubiny, perły i szmaragdy rozgorzały cudownym blaskiem. Klejnoty były tak piękne, że król nie zważając już na nic, zawiesił je na szyi swojej córki.

    Nazajutrz rano królewna była blada. Błagała ojca, aby zabrał ten dar, bo gnębiły ją we śnie koszmary. Śniła, że kamienie ożyły, zerwały się ze sznura i tańczyły nad nią jak rój os, a potem ułożyły się w sznur, który zaczął ją dusić.

     Ale król surowo nakazał, aby nie wierzyła w sny.

Drugiej nocy koszmar był jeszcze okropniejszy, a król srożył się i nawet zagroził córce mieczem, gdyby odważyła się zdjąć jego podarunek.

     Trzeciego dnia królewna już się nie obudziła. Spała snem nieprzebudzonym i dopiero wtedy król pojął swoje szaleństwo.

 

czwartek, 27 lutego 2025

Jelenie

 


Zwierzęta korzystają z życia w stadzie, gdzie każdy każdego zna, odgrywa swoją rolę i zajmuje odpowiednie miejsce w hierarchii. Dzieje się tak, ponieważ zwierzęta przeczuwają, a może nawet rozumieją, że można zaufać mądrzejszemu, bardziej doświadczonemu.

Idealnym przykładem zdania się na mądrzejszego są jelenie. W zwyczaju samic jeleni – łań, jest wspólne prowadzenie się za licówką – dojrzałą łanią, prowadzącą zwykle za sobą cielaka, co dodatkowo wzmaga jej czujność. Licówka idzie na czele łań i ich dzieci, wybiera kierunek i drogę. Również decyduje kiedy pójść do wodopoju, kiedy spać, albo uciekać. Dlatego obowiązuje całkowity zakaz strzelania do licówek, ponieważ zabicie tej mądrej łani wprowadza w grupie zamęt i naraża ją na niebezpieczeństwo.

      Simona Kossak











Refleksja: - Życie w stadzie ludzkim wygląda nieco inaczej – tu co jakiś czas pojawia się psychol, oszust, czy nawet kryminalista i porywa pospólstwo krzycząc – za mną idźcie, ja was poprowadzę!

     Powinien także obowiązywać wspomniany przez Simonę zakaz zabijania licówek, ale Czytelnicy znają moją opinię o myśliwych: - to patologiczne jednostki, czerpiące satysfakcję z zabijania i jednocześnie usankcjonowani, pospolici mordercy.

Jako student SGGW, wydziału Leśnictwa, w 1966 roku, podczas praktyki (Olsztynek, Mierki, Tymawa) byłem widzem niejednej masakry urządzonej przez myśliwych.

Minęły lata i z moich bieżących doświadczeń bieszczadzkich wynika, że patologia myśliwska ma się całkiem dobrze, a może nawet jeszcze lepiej.

środa, 26 lutego 2025

40 minut świtu

 


Pierwsze zdjęcie godzina 3.55.

Trzecie 4.37.

Jaki był ten świt – każdy widzi.

Byłoby świętokradztwem spać w takiej porze.




wtorek, 25 lutego 2025

Ile waży dusza

 


                      Sny giełdowe.

Czytelnicy piszą o „snach giełdowych”, pomagających rozeznać kiedy szczyt, kiedy dołek, tudzież co dalej z wykresem (i pieniędzmi). Swego czasu, w istotnej długości statystycznej, bo dziesięciu lat, zapisywałem sny zaraz po przebudzeniu. Zapisywałem tylko te, które intuicyjne uznawałem za „prorocze” w temacie.

      Wyniki były ciekawe i jednoznaczne: - spadek miałem „murowany”, kiedy stałem w śnie nad przepaścią, albo zjeżdżałem z góry rowerem, lub na butach po śniegu, albo na sankach.

Wzrost natomiast wynikał ze snu, w którym stałem z zadartą głową u podnóża wielkiej góry, albo podziwiałem wysoki budynek. Ryby w czystej bieżącej wodzie oznaczały ogólnie zarobek (każdy ma inne osobiste archetypy).

Jak się okazało, rzecz zaliczała się do świadomego śnienia (dopiero w 2010 roku pojawiły się na rynku oferty warsztatów świadomego śnienia).

W czasie owym myślałem dużo o giełdzie i dbałem obowiązkowo o angażowanie osobistego Anioła do pomocy. Przed spaniem słałem prośbę; - Aniołku, pokaż mi co będzie….

Jednak problem był z długością fali - wzrostu, albo spadku. Czasami ewidentnie jednoznaczny sen kończył się na jednej sesji. Ta metoda jest niezwykła i daje moc radości, azaliż dziś wiem, że moja wiedza giełdowa w omawianym okresie dopiero się budowała. Owszem, sny jak najbardziej nadają się do prognozowania, ale trzeba do nich dodać AT, tudzież w moim przypadku Liczby Planetarne i dopiero wtedy gra muzyka. 

Jeżeli temat zainteresował kogoś z Czytelników, proszę napisać komentarz o swoich doświadczeniach w uzyskiwaniu wiadomości giełdowych tym sposobem i wynikach inwestowania.


Jako że dotykamy sfery ducha, opiszę badania naukowe zasygnalizowane tytułem posta.

W latach dwudziestych ubiegłego wieku doktor Duncan McDougal z Haverwill w stanie Massachusets przeprowadził kilka nietypowych eksperymentów. Postanowił atoli zważyć pacjentów, którzy wkrótce mieli umrzeć na gruźlicę. Dla wykonania tego zadania przenosił pacjentów wraz z łóżkiem na specjalnie przygotowaną czułą wagę – i czekał!

      W chwili śmierci u czterech spośród sześciu badanych nastąpiła utrata wagi 0d 56, 7 do 70,87 grama. Lekarz uznał, że w chwili śmierci Coś opuszcza ciało. To Coś jest wprawdzie niewidoczne i nieuchwytne, ale na tyle substancjonalne, że daje się zarejestrować.

    Ten zdumiewająco prosty eksperyment nie został powtórzony przez innych uczonych, najpewniej z powodu, że należało tkwić przy wadze nie wiadomo jak długo, aby chwycić właściwy moment.

Minęły lata, rozwinęła się elektronika i dopiero dwaj lekarze pracujący w Hadze – Malta i Zaalberg, potwierdzili wnioski Duncana, choć posłużyli się całkiem inną metodą.

     Wynaleźli mianowicie fantastyczne urządzenie, które nazwali dynamistografem, a służyło ono do bezpośredniego kontaktu ze światem Duchów. Aparat był odizolowany szybą od obserwatorów, a obsługiwały go „osobiście” Duchy. Porozumiewanie odbywało się za pomocą pisma widocznego na monitorze. To był rodzaj channelingu, z tym, że pisały bezpośredni0 Duchy.

      Jakie to były wiadomości? Kto się już zetknął z pismem automatycznym niosącym wieści z Zaświata, ten wie, natomiast ja skupię się na innej zalecie dynamistografu – mianowicie umożliwiał on obmierzenie Ducha z elektroniczną dokładnością.

Okazało się mianowicie, że:

- Pojawiające się „ciała eteryczne” mogły powiększać swoją objętość o jedną czterdziestomilionową i zmniejszać o jedną dwustupięćdziesięciotysięczną.

- Składały się ze skrajnie małych, oddalonych od siebie atomów i miały gęstość 176,5 raza mniejszą od gęstości powietrza.

- Ważyły przeciętnie 69,5 grama.

Dziesięć lat później profesor anatomii, Harold Burr z uniwersytetu Yale, przeprowadził serię eksperymentów dotyczących potencjału elektrycznego wszystkiego, co żyje. Badania te wykazały istnienie pola bioenergetycznego. Rzecz opisana została w książce Wzorzec Nieśmiertelności (Blueprint Immortality).

Stąd już prostą drogą docieramy do Ruperta Sheldrake’a, angielskiego biologa z Cambridge i jego pól morfogenetycznych. Tu koło się zamyka, ponieważ oto znaleźliśmy się w znajomych rejonach Kroniki Akashy, czyli polu opisywanemu od wieków przez mistyków.

Jest to pole podobne do internetowej chmury, w której unoszą się wszystkie myśli ludzi żyjących kiedyś, żyjących obecnie, oraz tych, którzy dopiero się narodzą.

Niesamowite.

Niektóre jednostki (Nicola Tesla, Einstein) potrafiły (inni dziś potrafią) podpiąć się do tego pola i z niego czerpać ponadczasowe pomysły – wynalazki.

poniedziałek, 24 lutego 2025

Hotel Siedem Gwiazdek


Czytelnicy bloga dobrze wiedzą, gdzie położony jest ten magiczny hotel. Oczywiście w dzikich
Bieszczadach. Koniecznie dzikich, aby smog świetlny z siedzib ludzkich nie przeszkadzał w kontemplacji niebiańskiego srebrnego piasku. Nawet na zdjęciu z orbity można dostrzec obszar nieoświetlony, w tym "cycku bieszczadzkim".


 O bieszczadzkim Parku Gwiezdnego Nieba już było, dziś piszę o dwóch niedźwiedzicach - małej i dużej, posługując się poniższą książeczką dla dzieci.




Wielki Wóz, czyli tytułowe Siedem Gwiazdek.


Rysunek dwóch niedźwiedzic. Widzimy, że Gwiazda Polarna tkwi w ogonie mniejszej niedźwiedzicy. A tak na marginesie: astronomia jest pasjonującą nauką, atoli kiedy za opowiadanie o niej biorą się nudziarze, treść tonie w bełkocie. Dlatego doceniam prosty język Jefrema Lewitana.


Nocne bieszczadzkie niebo jest niesamowite - nawet w oświetlonej Wetlinie zobaczymy Wielki Wóz.

Droga Mleczna z Tarnawy Niżnej.



Natomiast w odludziu, w biwakowej samotności, nocne niebo niesie odczucia niebywałe, gdy w ogromnej przestrzeni jesteś tylko ty i gwiazdy. Tego nie da się porównać z nocnym wyjściem z chałupy, spojrzeniem do góry i powrotem do spania w łóżku. Poza tym słowa są tu zbędne, a każdy niech sobie żyje jak chce.







czwartek, 20 lutego 2025

Baranek boży



Kiedyś kościół zbierał wiadomości (czytaj haki) na człowieka, a czynił to w sposób prosty i dwojaki: na spowiedzi człowiek sam donosił na siebie, po czym było to weryfikowane z pomocą sieci donosicieli nie tylko z kółek różańcowych. Dziś to źródełko wysycha w szybkim tempie, a jego miejsce już zajęła AI. W obu przypadkach donosicielem na samego siebie jest tak zwany baranek boży.

Czasy się zmieniają, mamy postęp: - instrument spowiedzi zastąpiły algorytmy śledzące zainteresowania: - co ciebie najbardziej porusza, jakie strony przepatrujesz i jak długo się zatrzymujesz. Zbierane informacje są jednocześnie wykorzystywane do kierunkowania. Człowiek internetowy jest osaczany, oplątywany pajęczyną powiadomień.


Mnie to przykładowo zmroziło w 2013 roku, kiedy zamieszkałem tuż przy granicy ze Słowacją. Wystarczyło ruszyć się z chałupy w stronę niedawnej granicy państwowej, aby zaraz odebrać wiadomość proponującą korzystny roaming. To samo działo się blisko granicy z Ukrainą, czyli blisko połonin. Pomyślałem wtedy: - Oto mają człowieka na widelcu, namierzą z dokładnością do paru metrów.

Czytałem ciekawy artykuł o sygnalistce, która pracowała przy kampanii wyborczej amerykańskiego Jasia Fasoli czyli Trumpa. Szefowie sygnalistki twierdzili, że wpłynąć na określoną grupę ludzi jest dość łatwo. Wpłynąć i gdzieś ich skierować, na co potrzeba sześć miesięcy. A na wygranie każdych wyborów we współczesnym społeczeństwie karmionym internetem, dla dowolnej partii, potrzeba dwóch lat. I wcale nie musi być na to wyłożona kupa kasy, podpisuje się po prostu umowę (cyrograf chyba, bo sprawa wydaje się diabelska) dotyczącą podziału przyszłych fruktów.

Nie trzeba szukać diabła tam, gdzie go nie ma. Ludzie są łatwowierni, tudzież nie potrzebują, czy też nie chcą wolności, bo nie bardzo wiedzą co z takową zrobić. I czekają, aby ktoś za nich pomyślał.

Kiedy pewnego mojego znajomego taki zagubiony człowiek pyta: 

- Panie! To co teraz zrobić?

- Zdjąć majtki i tak chodzić - pada odpowiedź.

W jednej z bajek Oskara Wild’ea trafiam na słowa: - Gorzko jest pracować dla pana, lecz bardziej gorzki jest brak pana, który daje pracę.

I paradoks liczbowy, który mi się spodobał:

500 mln. ludzi czeka na wsparcie 320 mln., aby powstrzymać 140 mln., których blokuje 30 mln.


środa, 19 lutego 2025

Cyfra 8

 


Księga Przemian I – Cing, czyli Mądrość Pokoleń. O dziwo znajduje się w tej starej Księdze (pochodzi sprzed 4 tysięcy lat) czwarty wymiar - Czas, niby dołożony dopiero przez Einsteina. Azaliż jest tu także piąty wymiar spoza sfery fizyki kwantowej – Nawigacja.

Jak wygląda I – Cing w zapisie liczbowym?

To 8 do potęgi czwartej, czyli 4096 możliwości.

Pole szachownicy ma 8 pól na 8, czyli 8 do drugiej potęgi.

8 poziome to Nieskończoność.

4, 8, 64, 4096.

Na Księdze Przemian oparte są trzy wielkie chińskie filozofie: taoizm, konfucjanizm i buddyzm.

Ósemkę spotykamy w przyrodzie. Pająki i skorpiony mają osiem nóg. Ośmiornica ma osiem odnóży (i trzy serca).

Ósemka występuje w angielskim systemie miar i wag.

Układ Słoneczny składa się z ośmiu planet.

Silnik V8. 

wtorek, 18 lutego 2025

Chmura hen nad Cisną

Nastał upał niemożebny. Było tak gorąco, że aż moja osobistość wykazała objawy menopauzy, a ponieważ na ową najlepszym lekarstwem jest woda, zszedłem ci ja do strumienia. Podczas niespiesznego powrotu, zainteresowałem się daleką chmurą (budowała się nad Cisną?), która zmieniając kształt dosłownie w oczach wybijała w górę. Pierwsze zdjęcie od ostatniego dzieli jedenaście minut.










W kierunku na Baligród było tymczasem bezchmurnie. 



Może być chmura, albo bezchmurnie, aliści ponieważ nastała pora obiadowa, proza życia wymusiła pomyślenie o posiłku. Fantastyczna chmura tymczasem się rozmyła, a ociężałość poobiednia wprowadziła biwakowicza w naturalną (bezmyślną) kontemplację tego co jest.