Kto chce więcej o tym czytać, ma artykuły z prasy regionalnej w necie.
Jednak media jakoś dziwnie, a może po prostu po
staremu naświetlają przyczynę ukrywania dzwonów z cerkwi bieszczadzkich. Mianowicie informuje się, że dzwony ukrywano
przed Niemcami. To ciekawe, przed Niemcami w 1947 roku?
Także w ogóle nie pisze się o akcji palenia cerkwi zarządzonej przez Sanację w 1938 roku.
W okolicy można się jeszcze natknąć się na rozmaite
artefakty wojenne. Chodziłem z wykrywaczem pomiędzy Łupkowem, Wolą Michową, a Chryszczatą, więc coś wiem.
Dziś napiszę o znalezisku odkrytym tylko za pomocą
oczu podczas zwykłej włóczęgi po lesie.
Otóż znajdowaliśmy się akurat (Henryk Bieszczadnik i ja) naprzeciwko Maniowa, po zachodniej stronie szosy, na górze opisanej jako Szczycisko. Tuż za szczytem, w kawałku prawdziwej starej puszczy pełnej wykrotów i powalonych olbrzymów, po zachodniej stronie zbocza, nadepnąłem na stertę łusek. Czyli precyzując: - odkrycie nastąpiło za pomocą nogi, a dopiero potem oczu.
Akurat znudziło mnie zbieranie grzybów, tudzież jazda na rowerze, dlatego znaleziskiem ucieszyłem się jak dziecko. Zawołałem Henryka i wspólnie odgrzebaliśmy ze ściółki i błota cały towar, który udało się namacać. Nie mieliśmy plecaków, więc wróciłem z plecakiem po południu. Oczywiście przedtem postarałem się zapamiętać miejsce, jednak minęło sporo czasu na krążeniu blisko – blisko, zanim trafiłem na swój skarb. Było tego z 15 kg. Nastąpił postój przy potoku i mycie.
Następnego dnia zaczęła się zabawa typowa dla chłopców – ustawianie wojska. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomniało mi się aranżowanie wielogodzinnych bitew ołowianych żołnierzyków. Miałem ich duże pudło.
Czas sprzyjał nowej atrakcji - Henryk wyjechał, znowu byłem przez chwilę sam. Przez chwilę, ponieważ niespodziewanie zaszedł do mnie Staszek First. Lubiłem Staszka, ale początkowo nie byłem zadowolony z tej wizyty. Jednak tylko początkowo, bo gdy Staszek spojrzał na ustawione łuski, wydał okrzyk zachwytu i w ten oto sposób dwóch starych chłopów (Staszek urodzony 1938) ponownie stało się dziećmi.
Na czele oddziału synek z tatusiem: - zwykły nabój karabinowy i nabój do działka.
Jedna z łusek rozerwana – strzelanie z działka zakończyło się wypadkiem?
Znajdowałem już wiele naboi karabinowych, które leżąc w ogniu wybuchały rozrywając ścianki łuski, ale to były naboje z Bitwy Karpackiej, albo z walk UPA – LWP. Nic nie wskazywało na ogień w tym miejscu – łuska rozerwana na kwiat leżała wśród innych wystrzelonych, a nie naruszonych. Stojące tu działko strzelało prawdopodobnie w roku 1944, do samolotów alianckich nadlatujących, jak już wspomniałem, od strony Słowacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz