środa, 5 lutego 2025

Dzwon cerkiewny z Maniowa

 


Ponad
Maniowem, rok 2015. W tle widać dymy z retort (wypał węgla drzewnego) w Szczerbanówce.


 W ubiegłym roku w Maniowie wydobyto dzwon cerkiewny. O miejscu ukrycia artefaktu władze wiedziały od dawna – nie na darmo chodzą po Bieszczadach skuteczni detektoryści.

Kto chce więcej o tym czytać, ma artykuły z prasy regionalnej w necie.

Jednak media jakoś dziwnie, a może po prostu po staremu naświetlają przyczynę ukrywania dzwonów z cerkwi bieszczadzkich. Mianowicie informuje się, że dzwony ukrywano przed Niemcami. To ciekawe, przed Niemcami w 1947 roku?

Także w ogóle nie pisze się o akcji palenia cerkwi zarządzonej przez Sanację w 1938 roku.

W okolicy można się jeszcze natknąć się na rozmaite artefakty wojenne. Chodziłem z wykrywaczem pomiędzy Łupkowem, Wolą Michową, a Chryszczatą, więc coś wiem.

Dziś napiszę o znalezisku odkrytym tylko za pomocą oczu podczas zwykłej włóczęgi po lesie.

Otóż znajdowaliśmy się akurat (Henryk Bieszczadnik i ja) naprzeciwko Maniowa, po zachodniej stronie szosy, na górze opisanej jako Szczycisko. Tuż za szczytem, w kawałku prawdziwej starej puszczy pełnej wykrotów i powalonych olbrzymów, po zachodniej stronie zbocza, nadepnąłem na stertę łusek. Czyli precyzując: - odkrycie nastąpiło za pomocą nogi, a dopiero potem oczu.




 Były to duże łuski (kaliber 25 mm) do działka przeciwlotniczego, które  miało pozycję w stronę południowo – zachodnią, czyli w stronę Słowacji. Na spodzie łusek był wybity rok 1942 i 1943.

Akurat znudziło mnie zbieranie grzybów, tudzież jazda na rowerze, dlatego znaleziskiem ucieszyłem się jak dziecko. Zawołałem Henryka i wspólnie odgrzebaliśmy ze ściółki i błota cały towar, który udało się namacać. Nie mieliśmy plecaków, więc wróciłem z plecakiem po południu. Oczywiście przedtem postarałem się zapamiętać miejsce, jednak minęło sporo czasu na krążeniu blisko – blisko, zanim  trafiłem na swój skarb. Było tego z 15 kg. Nastąpił postój przy potoku i mycie. 


Następnego dnia zaczęła się zabawa typowa dla chłopców – ustawianie wojska. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przypomniało mi się aranżowanie wielogodzinnych bitew ołowianych żołnierzyków. Miałem ich duże pudło.

    Czas sprzyjał nowej atrakcji - Henryk wyjechał, znowu byłem przez chwilę sam. Przez chwilę, ponieważ niespodziewanie zaszedł do mnie Staszek First. Lubiłem Staszka, ale początkowo nie byłem zadowolony z tej wizyty. Jednak tylko początkowo, bo gdy Staszek spojrzał na ustawione łuski, wydał okrzyk zachwytu i w ten oto sposób dwóch starych chłopów (Staszek urodzony 1938) ponownie stało się dziećmi.


Na czele oddziału synek z tatusiem: - zwykły nabój karabinowy i nabój do działka. 

    Jedna z łusek rozerwana – strzelanie z działka zakończyło się wypadkiem?




Znajdowałem już wiele naboi karabinowych, które leżąc w ogniu wybuchały rozrywając ścianki łuski, ale to były naboje z Bitwy Karpackiej, albo z walk UPA – LWP. Nic nie wskazywało na ogień w tym miejscu – łuska rozerwana na kwiat leżała wśród innych wystrzelonych, a nie naruszonych. Stojące tu działko strzelało prawdopodobnie w roku 1944, do samolotów alianckich nadlatujących, jak już wspomniałem, od strony Słowacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz