piątek, 20 października 2023

Trzy grosze

 


Bajka polityczna.

Dawno temu, w małej podgórskiej wiosce żyła sobie biedna wdowa, która miała syna jedynaka o imieniu Jacenty. Syn sprawiał matce ciągłe bóle głowy, ponieważ za nic miał normy przyzwoitości: a to podebrał jajka kurom sąsiada, a to skradł garnki z płotu sąsiadki i za grosze sprzedał karczmarzowi, a to wtrąbił garniec śmietany przygotowany do sprzedaży na targu przez ubogą, steraną życiem matkę.

   Przychodzili ludzie do rodzicielki na skargę, miała ona wielkie utrapienie z powodu syna. A ów szedł w zaparte, wypierał się wszystkiego i bezczelnie kłamał. Jednym słowem wyrastał na porządnego łachudrę.

    Matka usiłowała oszczędzić pieniądze, aby w końcu wyprawić syna w świat i pozbyć się kłopotu, aliści co zaoszczędziła, to wydała i ciągle miała nie więcej niż trzy grosze.

Jacenty w końcu dorósł i matka powiedziała do niego:

- A idź ty sobie precz w świat i tam dokazuj z innymi podobnymi tobie, bo ja już nie mam zdrowia na znoszenie twoich wyczynów.

To powiedziawszy dała synowi przyoszczędzone trzy grosze na drogę, po czym na koniec dodała:

- Te trzy grosze to tylko symbol, ale dopóki masz je w kieszeni, one ciebie ochronią, pomimo tego, że właściwie jako diabelski pomiot na to nie zasługujesz. Jeśli się ich pozbędziesz będzie w trymiga po tobie.

Jacenty był kontent z takiego obrotu sprawy, bo w rodzinnej wiosce setnie mu się już nudziło.

Na odchodne odwrócił leżącego na progu kota ogonem do przodu, co uwielbiał robić, po czym wziął i poszedł.

Szedł dzień cały i całą noc, aż zaszedł do miasteczka. Jako że do pracowitych nie należał, rozpatrzył się w sytuacji i zagnieździł u podstarzałej, ale jeszcze niczego sobie kobiety, którą szybko zjednał swą młodzieńczą jurnością. Wikt miał obfity, szybko zmężniał, a rozglądał się dalej po miasteczku, bo ego mu się rozdęło i zamarzyła kariera i bogactwo. A że jak już wiemy do pracowitych nie należał, rozmyślał o stanowisku księdza, atoli nie było to takie proste – należało przejść, przynajmniej oficjalnie na celibat, a to już niespecjalnie Jacentego kręciło.

      Nażarty, zadowolony, chadzał tymczasem w porze poobiedniej na łąkę, kładł się na trawie i rozmyślał:

- Gdyby tak było w miasteczku biuro Pisu-u, zapisałbym się, a wtedy przy moich zdolnościach odwracania kota ogonem wysokie stanowisko wśród pisowskich jejmościów murowane. Poznaliby się na mnie chyżo i dostałbym odpowiednie stanowisko. No a wtedy, na takim wysokim stołku, tobym nakradł się już po kokardkę.

Albo porwę żonę jakiemuś bogatemu komu i jak nie zechce płacić, zagrożę, że ją z powrotem puszczę do domu?

     Niestety były to tylko marzenia - nie było jeszcze Pisu, więc Jacenty przystał do węgierskich tołhajów, jako że rzecz dzieje się w Beskidach. I rabował razem ze zbójami i mordował kogo popadło, a że wyróżniał się okrutnictwem, jeszcze większym niż herszt zwany Orbańcem (niewykluczone, że był to jeden z przodków Orbana) szybko został wybrany nowym hersztem. 

A odbyło się to tak: - zbóje popili tęgo, po czym Jacenty wstał i rzekł krótko:

 - Tera ja będę hersztem!

Na co z ławy poderwał się chwiejnie Orbaniec krzycząc: – A po moim trupie! To niedemokratyczne wybory, żądam reasumpcji!

Już ja ci dam reasumpcję – odpowiedział Jacenty i przerwał protest oponenta zdzielając owego ciupażką bez łeb. Po czym dodał: - cham to innego języka nie rozumie!

Jako że wyjaśniła się sprawa obsady stanowiska, więc niezwłocznie odsunięto nieboszczyka pod ścianę i wartko zarządzono stypę.

Kiedyś w czasie pijatyki w gospodzie, natrafił Jacenty na dnie sakiewki na owe trzy grosze, które dostał od matuli, a o których całkiem zapomniał. I niewiele myśląc cisnął je w kąt.

    Orzekł: - Jutro znowu obrabuję do cna kogoś, a jak będę miał kaprys to i zamorduję ze szczególnym okrucieństwem – co mi tam po jakichś głupich trzech groszach!

Azaliż jako, że wszystko dzieje się w odpowiednim miejscu i czasie, więc zanim kur na świt trzeci raz zapiał, cała śpiąca banda wpadła w ręce hajduków.

I zakończył życie Jacenty w sposób tragiczny, ale zasłużony wielce – oto wyzionął ducha na haku, powieszony za ziobro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz