Dachy natomiast były pasją powstałą później, podczas kolejnej przebudowy pałacu, gdy trzeba było zmienić całe stare pokrycie i położyć nowoczesną dachówkę. Cokolwiek miał robić Jonas Gustaw Wolfgang, zawsze musiało to być dokładne, pieczołowite i staranne. Przeczytał więc wszystko o dachach, pokryciach, dachówkach i gontach. W przypływie rewolucyjnej odwagi, jaką pachniał na początku wieku cały zeitgeist, zdecydował się na zmianę tradycyjnej karpiówki, zwanej berlinką, na bardziej uniwersalną, w estetyce gotycką, nawiązującą do architektury Zachodu – jasnoceglastą „mniszkę”. Odtąd Szlos był z powodu pokrycia dachu ewenementem na Śląsku. Przyjeżdżali go oglądać bliżsi i dalsi sąsiedzi, księża i architekci. Szlos wyglądał jak burgundzki zamek, jak klasztory w Bawarii.
Gdziekolwiek Jonas Gustaw Wolfgang wyjeżdżał, jego oczy szukały dachów. Niby nieuważnie, powoli przesuwały się z pociągów po górnych strefach mijanych miast, ale w gruncie rzeczy widziały każdy komin, każdy spad. Dzięki rodzajom dachów Jonas orientował się, w jakiej części Europy się znalazł.
Studiował w Lozannie i Genewie. Poznał tam Freuda, Frazera i Durkheima. Ogromne wrażenie zrobił na nim Rudolf Otto. Szwajcarskie dachy są jednymi z najpiękniejszych na świecie. Dachówki robią tam z niezwykłej, wielokolorowej gliny i nie ma dachu, który byłby jednolity w kolorze. Płaszczyzny mienią się odcieniami, zadziwiają tysiącem kolorów, jakie może przyjąć zwykła glina. Wyglądają jak patchworki.
W Szwajcarii trzeba zawsze brać pokoje na najwyższych piętrach hoteli i patrzeć z okien na te fascynujące dachy. Dachówek nie układa się tak jak na Śląsku, w koronkę, ale w rybią łuskę, więc domy wyglądają jak wielkie ryby odwrócone brzuchami do góry, wyrzucone na ląd z jakichś niewyobrażalnych mórz.
Potem, w Heidelbergu
zrobił doktorat z życia i pism legendarnej śląskiej świętej o imieniu Kummernis. Wykładał na uniwersytecie, a
specjalizował się w sektach działających na
Śląsku w okresie reformacji. Zwłaszcza w Szwenkfeldystach i Nożownikach.
Pisał o tym artykuły.
Dachy w Heidelbergu są typowo niemieckie – czerwone
i stalowe. Strzeliste zwieńczenia kościołów mają antracytowy kolor, który
uspokaja oczy. Po wykładach szedł spacerem na zamek i patrzył z góry na miasto
szemrzące wieczorami od taniego studenckiego wina z jabłek i naukowych teorii.
Istnieje
jakiś ulotny związek między religią ludzi a dachem domu. Pierwsze skojarzenie
jest banalne – że to najwyższa sfera. Nic z tego skojarzenia nie wynika. Chodzi
o coś innego. Jonas Gustaw wpadł na
to kiedyś, patrząc z góry, właśnie z tarasów heidelbergowskiego zamku na
miasto.
Oto zarówno dach – jak i religia jest ostatecznym
zamknięciem, które zamyka zarówno przestrzeń, oddziela ją od reszty
przestrzeni, od nieba, od nieskończoności świata. Dzięki religii można
normalnie żyć i nie przejmować się wszelką nieskończonością świata, która
inaczej byłaby nie do zniesienia, a w domu schować się bezpiecznie.
Dom dzienny, dom nocny -
Olga Tokarczuk
------------------------------------------------------------------------------
PS. Zamieszczony urywek z rozdziału pod tytułem „Dachy” zaciekawił mnie i
zastanowił. Otóż w zdaniu: - dzięki religii można normalnie żyć - słowo
„normalnie” napisałbym właśnie tak, w cudzysłowie. Uważam bowiem, że dopóki
człowiek nie zapozna się z historią religii, dopóki chociaż nie liźnie
religioznawstwa, dopóty nie uda mu się wyjść z myślowego zasklepienia.
Według mnie należy rozróżnić religię obcą, narzuconą siłą, tudzież wielowiekową indoktrynacją, która zamyka, oducza myślenia, oddziela od niezbędnych człowiekowi tęsknot do rodzimego sacrum czczonego przez dziadów i ojców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz