czwartek, 26 października 2023

Dachy





W rodzinie Goetzenów był jeden profesor, prawdziwy profesor, który całe życie czytał książki, studiował, podróżował. Nazywał się Jonas Gustaw Wolfgang Tschaschawitz von Goetzen. W ciągu swojego życia (1862-1945) napisał wiele książek o historii religii, z których najważniejszymi były dwie – o śląskiej mistyce z 1914 roku i Ursprung der Religion z 1918. W życiu miał dwie pasje: religię i dachy.




Musiało być coś wspólnego w tych dwóch tematach, tak myślał, musiały się jakoś dopełniać. Religią zainteresował się jako młody chłopiec, w czasie jednej bożenarodzeniowej mszy w wiejskim kościele, gdzie na owalnym obrazie wokół Matki Boskiej unosili się świeci z atrybutami swoich męczeńskich śmierci.


Dachy natomiast były pasją powstałą później, podczas kolejnej przebudowy pałacu, gdy trzeba było zmienić całe stare pokrycie i położyć nowoczesną dachówkę. Cokolwiek miał robić Jonas Gustaw Wolfgang, zawsze musiało to być dokładne, pieczołowite i staranne. Przeczytał więc wszystko o dachach, pokryciach, dachówkach i gontach. W przypływie rewolucyjnej odwagi, jaką pachniał na początku wieku cały zeitgeist, zdecydował się na zmianę tradycyjnej karpiówki, zwanej berlinką, na bardziej uniwersalną, w estetyce gotycką, nawiązującą do architektury Zachodu – jasnoceglastą „mniszkę”. Odtąd Szlos był z powodu pokrycia dachu ewenementem na Śląsku. Przyjeżdżali go oglądać bliżsi i dalsi sąsiedzi, księża i architekci. Szlos wyglądał jak burgundzki zamek, jak klasztory w Bawarii.


Gdziekolwiek Jonas Gustaw Wolfgang wyjeżdżał, jego oczy szukały dachów. Niby nieuważnie, powoli przesuwały się z pociągów po górnych strefach mijanych miast, ale w gruncie rzeczy widziały każdy komin, każdy spad. Dzięki rodzajom dachów Jonas orientował się, w jakiej części Europy się znalazł.

Studiował w Lozannie i Genewie. Poznał tam Freuda, Frazera i Durkheima. Ogromne wrażenie zrobił na nim Rudolf Otto. Szwajcarskie dachy są jednymi z najpiękniejszych na świecie. Dachówki robią tam z niezwykłej, wielokolorowej gliny i nie ma dachu, który byłby jednolity w kolorze. Płaszczyzny mienią się odcieniami, zadziwiają tysiącem kolorów, jakie może przyjąć zwykła glina. Wyglądają jak patchworki.


W Szwajcarii trzeba zawsze brać pokoje na najwyższych piętrach hoteli i patrzeć z okien na te fascynujące dachy. Dachówek nie układa się tak jak na Śląsku, w koronkę, ale w rybią łuskę, więc domy wyglądają jak wielkie ryby odwrócone brzuchami do góry, wyrzucone na ląd z jakichś niewyobrażalnych mórz.

Potem, w Heidelbergu zrobił doktorat z życia i pism legendarnej śląskiej świętej o imieniu Kummernis. Wykładał na uniwersytecie, a specjalizował się w sektach działających na Śląsku w okresie reformacji. Zwłaszcza w Szwenkfeldystach i Nożownikach. Pisał o tym artykuły.

    Dachy w Heidelbergu są typowo niemieckie – czerwone i stalowe. Strzeliste zwieńczenia kościołów mają antracytowy kolor, który uspokaja oczy. Po wykładach szedł spacerem na zamek i patrzył z góry na miasto szemrzące wieczorami od taniego studenckiego wina z jabłek i naukowych teorii.

    Istnieje jakiś ulotny związek między religią ludzi a dachem domu. Pierwsze skojarzenie jest banalne – że to najwyższa sfera. Nic z tego skojarzenia nie wynika. Chodzi o coś innego. Jonas Gustaw wpadł na to kiedyś, patrząc z góry, właśnie z tarasów heidelbergowskiego zamku na miasto.

Oto zarówno dach – jak i religia jest ostatecznym zamknięciem, które zamyka zarówno przestrzeń, oddziela ją od reszty przestrzeni, od nieba, od nieskończoności świata. Dzięki religii można normalnie żyć i nie przejmować się wszelką nieskończonością świata, która inaczej byłaby nie do zniesienia, a w domu schować się bezpiecznie.

                      Dom dzienny, dom nocny - Olga Tokarczuk

------------------------------------------------------------------------------

PS. Zamieszczony urywek z rozdziału pod tytułem „Dachy” zaciekawił mnie i zastanowił. Otóż w zdaniu: - dzięki religii można normalnie żyć - słowo „normalnie” napisałbym właśnie tak, w cudzysłowie. Uważam bowiem, że dopóki człowiek nie zapozna się z historią religii, dopóki chociaż nie liźnie religioznawstwa, dopóty nie uda mu się wyjść z myślowego zasklepienia.

    Według mnie należy rozróżnić religię obcą, narzuconą siłą, tudzież wielowiekową indoktrynacją, która zamyka, oducza myślenia, oddziela od niezbędnych człowiekowi tęsknot do rodzimego sacrum czczonego przez dziadów i ojców.

 

 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz