poniedziałek, 9 października 2023

Poranek ponad Wołkowyją

 





Godz. 6.00 - budzę się wypoczęty, wypijam łyk deszczówki i od razu szykuję się do wymarszu, ponieważ chwilowo nie pada, a mnie dopada moja specyficzna przypadłość, której na imię „Lataczka”. Polega ona na potrzebie wyładowania nadmiaru energii w fizycznej aktywności. Kiedy wstanę rano od razu gdzieś bym gonił, leciał (stąd „lataczka”): na grzyby, z kijkami, jechał rowerem, zostawiał ślady na pierwszym śniegu, cokolwiek, aby tylko działać.

     Nieliczne grono moich znajomych nie dopytuje już, czy zdrowie pozwala mi na tę, według nich nadaktywność, bo ileż razy można nabrać się na odpowiedź: 

- Radzę sobie jakoś, pomimo trzech chorób. 

- A jakie to choroby?Syfilis, róża i śpiączka kurza.

Przecież nie na darmo noszę ksywkę "jajcarz". Deszczówki niewiele się zebrało, choć deszcz był obfity, gdyż garnek wystawiłem dopiero nad ranem z okazji sikania.

Teraz chwila na logikę: - mam drugie buty, azaliż najsampierw muszę zejść do drogi przez mokry gąszcz, więc się owe mogą zmoczyć. Zastosuję atoli sprawdzoną metodę – na skarpetki wciągnę torebki foliowe i włożę mokre buty. Dopiero na dole zamienię je na suche.





Namiot spakowany w pozycji wędrówkowej.



 Na dole zmieniam zdanie – torebki na nogach sprawdzają się, suche buty założę dopiero na górze. Zmiana planów, to mądre posunięcie - nie zmienia zdania bowiem tylko człowiek martwy, albo głupi.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz