wtorek, 3 października 2023

Kret

Zostawiam za sobą zniszczoną łączkę. Jeszcze foto z odległości i naprzód miły bracie.





Błoto, więc niespecjalnie się idzie. Na drodze jeden, a potem drugi martwy kret. Znajomy obrazek czerwcowy – nie doszedłem z jakiego powodu akurat w tym miesiącu widzi się w Bieszczadach martwe krety. 



Może ktoś z Czytelników podsunie rozwiązanie? Kiedyś o tym pisałem z okazji spotkania w Szwejkowie u Krystyny Rados grupy biologów. Rozpatrywaliśmy różne koncepcje, atoli panowie biolodzy nic przekonywającego nie wymyślili. (Utopił się, użądliła go żmija). Na zdjęciu widać ślady opon, niby (nie widać błota na futerku, nie jest wgnieciony) kret mógł być przejechany, ale spotykałem liczne krety na bocznych bieszczadzkich ścieżkach, po których nic nie jeździ, także leżące pomiędzy torami kolejki bieszczadzkiej, oraz krety nie chodzą przecież po powierzchni.
       Te drobne punkciki widoczne na futerku kreta to są wszy niestety. One, te wszy, były bardzo ruchliwe – widać się zdenerwowały, że dawca krwi jakby zaniemógł niedawno, a nie daj boże na amen i co to będzie. Jeśli ktoś trzymał żywego kreta w ręku, wie o czym mówię.

Kiedyś miałem ogród. Ogród na piaszczystej ziemi, którą nawoziłem kompostem. Więc były dżdżownice i krety. Potrafiłem złapać, wyłuskać widłami kreta z nory, bez uszczerbku dla niego i wynieść go na łąki poza ogród – czyli dać mu wolność, aby tylko nie w moim ogrodzie. Złapany kret bał się o życie, nie wiedział z kim ma do czynienia. Robił bokami – znaczy boki chodziły mu od szybkiego oddychania w zdenerwowaniu. Na łąkach podchodziłem do kopca kretowiska, w którym widniała otwarta dziura wentylacyjna, wyjmowałem kreta z kubła i delikatnie kładłem pacjenta na kopcu. W stresie, wyzuty z sił nie miał już sił, aby odzyskać darowaną wolność. Dyszał. A wszy przy ogonku się roiły - biegały w tę i we tę. Bo światło to nie była dla nich, dla pasożytów codzienność. One także miały stresa, to się roiły.  Więc atoli tknięty miłosierdziem, dawałem kretowi lekkiego klapsa, a ten znikał wtedy w kopcu. Nie swoim, ale znikał.

Każdy pasożyt się boi, chociaż głupi nie jest, ssie dawcę nie za dużo, a by ów nie wykorkował, bo wtedy dupa blada. I pasożyty nie lubią światła. Chyba można powiedzieć, że prawda to takie światło?

Definicja pasożyta brzmi: - Jest to gatunek, który rozwija się kosztem żywiciela. W przypadku ludzi żywicielem są właśnie ekosystemy. Biologia uczy, że zagłada żywiciela pociąga za sobą tragiczne skutki – najczęściej ginie także sam pasożyt.

Pasożyty żerują nie tylko na kretach. Często mąż pasożytuje na żonie, dzieci na rodzicach, a na społeczeństwie politycy. Z żoną i dziećmi bywa też odwrotnie, nigdy natomiast w przypadku polityków.

Dalej nie rozwijam tematu, bo miało być o Bieszczadach i krecie.                                                                                                                              
Jak to ułatwia pisanie, kiedy można podejrzeć na zdjęciu o której godzinie owe było wykonane.

Schodzę z błotnistej drogi i wkraczam ci ja najpierw na przełaj na szerokie łąki o godz. 7.23. Fotografuję, a że łąki spływają wodą, zaniedługo spodnie mam mokre do pachwiny. Więc wychodzę z tego przełaju i odnajduję tym razem drogę znośną, która biegnie mniej więcej w dobrą stronę, idę raźno, a spodnie sobie pomału schną.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz