Zostawiam za sobą zniszczoną łączkę. Jeszcze foto z odległości i naprzód miły bracie.
Kiedyś miałem ogród. Ogród na piaszczystej ziemi, którą nawoziłem kompostem. Więc były dżdżownice i krety. Potrafiłem złapać, wyłuskać widłami kreta z nory, bez
uszczerbku dla niego i wynieść go na łąki poza ogród – czyli dać mu wolność, aby tylko nie w moim ogrodzie. Złapany kret bał się o życie, nie wiedział z kim ma do
czynienia. Robił bokami – znaczy boki chodziły mu od szybkiego oddychania w
zdenerwowaniu. Na łąkach podchodziłem do kopca kretowiska, w którym widniała otwarta
dziura wentylacyjna, wyjmowałem kreta z kubła i delikatnie kładłem pacjenta na kopcu.
W stresie, wyzuty z sił nie miał już sił, aby odzyskać darowaną wolność.
Dyszał. A wszy przy ogonku się roiły - biegały w tę i we tę. Bo światło to nie była dla nich, dla
pasożytów codzienność. One także miały stresa, to się roiły. Więc atoli tknięty miłosierdziem, dawałem
kretowi lekkiego klapsa, a ten znikał wtedy w kopcu. Nie swoim, ale znikał.
Każdy pasożyt się boi, chociaż głupi nie jest,
ssie dawcę nie za dużo, a by ów nie wykorkował, bo wtedy dupa blada. I pasożyty nie lubią światła. Chyba można powiedzieć, że prawda to takie światło?
Definicja pasożyta brzmi: - Jest to gatunek, który
rozwija się kosztem żywiciela. W przypadku ludzi żywicielem są właśnie
ekosystemy. Biologia uczy, że zagłada żywiciela pociąga za sobą tragiczne
skutki – najczęściej ginie także sam pasożyt.
Pasożyty żerują nie tylko na kretach. Często mąż
pasożytuje na żonie, dzieci na rodzicach, a na społeczeństwie politycy. Z żoną i dziećmi bywa też odwrotnie, nigdy natomiast w przypadku polityków.
Schodzę z błotnistej drogi i wkraczam ci ja najpierw na przełaj na szerokie łąki o godz. 7.23. Fotografuję, a że łąki spływają wodą, zaniedługo spodnie mam mokre do pachwiny. Więc wychodzę z tego przełaju i odnajduję tym razem drogę znośną, która biegnie mniej więcej w dobrą stronę, idę raźno, a spodnie sobie pomału schną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz