A dokładnie to pożegnanie bieszczadzkiej zimy.
Zaprawdę,
powiadam wam: - przewiany bieszczadzkim wiatrem, odurzony zapachem
lasu i wiosennym ciepłem, oślepiony odblaskami słońca na śniegu,
oczarowany rozległością przestrzeni pod błękitnym dachem nieba – w czasie porannego
spaceru, po trzykroć swój zachwyt zawarłem w okrzyku:
- O kurwa jak cudnie jest!
- O kurwa jak cudnie jest!
Śnieg właściwie było widać dopiero od Komańczy.
W
nocy chwycił mróz, na powierzchni utworzyła się skorupa.
Szło się
miejscami jak bo beli styropianu, jak po stole, tylko słychać było
głuche dudnienie w metrowej warstwie pod butami.
W
śniegu odciśnięte ślady żubrów, jeleni, wilków, lisa, zająca. Po horyzont nie widać ani jednego człowieka! Co za resetujące odludzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz