czwartek, 2 marca 2017

Zima w Bieszczadach

A dokładnie to pożegnanie bieszczadzkiej zimy.





Zaprawdę, powiadam wam: - przewiany bieszczadzkim wiatrem, odurzony zapachem lasu i wiosennym ciepłem, oślepiony odblaskami słońca na śniegu, oczarowany rozległością przestrzeni pod błękitnym dachem nieba – w czasie porannego spaceru, po trzykroć swój zachwyt zawarłem w okrzyku:     
 - O kurwa jak cudnie jest!








Śnieg właściwie było widać dopiero od Komańczy.
W nocy chwycił mróz, na powierzchni utworzyła się skorupa. 
Szło się miejscami jak bo beli styropianu, jak po stole, tylko słychać było głuche dudnienie w metrowej warstwie pod butami.
W śniegu odciśnięte ślady żubrów, jeleni, wilków, lisa, zająca. Po horyzont nie widać ani jednego człowieka! Co za resetujące odludzie!
Znalazłem krowi dzwonek, czyżby tylko tyle zostało po krowie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz