Ależ
się wyspałem na miękkim! Całe 12 godzin!
Pada bez przerwy. Monotonny werbel kropli deszczu. Wiem, że deszcz jest potrzebny i właściwie lubię, kiedy pada, jednak bez przesady proszę.
Jestem
uziemiony. Nie ma mowy o pójściu dalej. Pogoda weryfikuje plany.
Komfortowo jest więc wtedy, kiedy plany mamy takie „mniej więcej”,
czyli elastyczne i możemy powiedzieć, że idziemy gdzieś tam,
przed siebie.
Już
nie pada co prawda deszcz, jedynie kapuśniaczek, lecz do tego kapuśniaczka dołączyła mgła i otuliła okolicę. Jestem zatopiony w mleku, właściwie nic nie widać.
Ugotowałem kawę, zjadłem co nieco (oznacza to, że było obficie)
i …. spać mi się zachciało.
To
pospałem.
Dwie
godziny snu. Dalej mgła i pada. Zaniedługo zacznę gotować zupę,
groch namoczony od wczoraj, będzie na bieszczadzkiej wędzonce, z
kaszą – gęsta jak się należy.
Pewien
gruby kucharz w Trynidadzie
Raz dzień cały się męczył nad nadzie-
wanym kaszą prosięciem.
Działał z wielkim przejęciem,
Bo sam premier miał być na obiadzie
Raz dzień cały się męczył nad nadzie-
wanym kaszą prosięciem.
Działał z wielkim przejęciem,
Bo sam premier miał być na obiadzie
A
tu i teraz otwieram zeszyt – komputer bieszczadzki, i zapisuję
takie tam myśli nieuczesane.
Bardzo
dobrze odnajduję się w tych letnich wędrówkach. Namiot pozwala mi
czuć się wszędzie jak w domu. Dom ten sam, tylko widoki się
zmieniają.
Jak
mówił Osho: - Po co ci dom? Weź namiot, wtedy każda plaża
staje się twoim domem.
No
tak, ale to odnosiło się do Indii, gdzie jest cieplej, w Polsce dom
potrzebny przez większą część roku.
A
samotność?
Nie
przeszkadza mi. A nawet pomaga.
W
dalszym ciągu piję z Krynicy Samotności.
Owszem,
gdyby towarzyszyła mi w tych namiotowych wędrówkach jakaś sprawna
fizycznie, miła kobitka w wieku nie za późno rębnym, mogłoby być
ciekawie, a na pewno byłoby inaczej.
Na
razie taka kobitka się nie trafia. Mam za to ze sobą
najwierniejszego przyjaciela jaki może być – samego siebie.
Bez
urazy – ja tego nie wymyśliłem. Przypominam Bieszczadzką
Klasyfikację Pań:
Wczesnorębne
Średniorębne
Późnorębne
Pomniki
Przyrody
Tu wstawka poetycka dla tych, którzy to wytrzymają:
To
dzięki samotności wnikam w krajobraz, świadomie staję się jego
cząstką. Wchłaniam go w siebie, a on pochłania mnie.
W
samotnej wędrówce bratam się ze sobą i odnajduję wartości,
które tam, hen na dole za ścianą deszczu i mgły, rozmywają się jak
krople na okiennej szybie.
Doświadczam
chwil Uniesienia i Piękna, które porywają i wprowadzają w
zapomnienie. Otulony ciszą przeżywam to, co nazywa się Przemijaniem, ale jednocześnie i to, co nazywa się Wiecznością i
ma smak nieba.
Z
wędrówek wracam niby zmęczony, ale jednocześnie odświeżony,
wyciszony, a także radosny, a na pewno jakiś inny i większy.
Tak
działa natura, która jest jedyną prawdziwą świątynią To natura
działając swoim ogromem i wspaniałością sprowadza sprawy ludzkie
do właściwych wymiarów.
W
wolności, w której jestem doświadczam jeszcze wyzwolenia,
oderwania się od potoczności.
Potem
wracam w doliny życia, w cztery ściany i mury, w betonowe dżungle,
gdzie także jednak można znaleźć drzwi do Wyższego.
(Koniec wstawki poetyckiej)
(Koniec wstawki poetyckiej)
Gęsta
zupa gotowa, mniam - mniam, po zjedzieniu czas na spanie.
Budzę
się przed wieczorem – nie pada!
Wyglądam - niby ponuro lecz jednocześnie jak pięknie! Zapowiada się, że chyba jutro naprzód!
Wyglądam - niby ponuro lecz jednocześnie jak pięknie! Zapowiada się, że chyba jutro naprzód!
Dwa
zdjęcia wieczorno - nocne, jedno z błękitnym oknem podświetlonym księżycem,
drugie z bezchmurnym nocnym niebem i łuną świateł nad Wetliną.
I
wreszcie nastaje rześki świt.
Niezwykle sprawnie zwijam
dom i wio do góry!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz