W
wielu miejscach w Bieszczadach mamy widoki, które uderzają
przestrzenią. Jeśli przeciętny mieszczuch podejdzie tylko gdzieś
wyżej, może od razu wpaść w zachwyt.
Wpadnie
w zachwyt – jeśli oczywiście jest dostatecznie wrażliwy.
Jeśli
natomiast ma wrażliwość zwykłą, powie: - jest ładnie, może
jeszcze kiedyś tu przyjadę, a teraz schodzę, żeby obejrzeć
telewizyjne wiadomości.
Każdy
ma prawo żyć jak chce.
Ja
mam prawo jedynie pisać o sobie.
Być
w uroczym miejscu i robić zdjęcia w ciągu dnia, kiedy jest zwykłe
światło?
Można,
ale przecież tylko do pewnego momentu, bo ile tych zwykłych zdjęć
ma być? Tysiąc? Dziesięć tysięcy?
Chciwość
proszę czytelników!
Albo
totalność według Osho.
Nie
walcz z tym, to samo przejdzie.
Wszystko bowiem mija w odpowiednim czasie.
Tak
jak seks odchodzi w dal z wiekiem.
To
jest tak samo, jak z otwartymi pozycjami na CFD. Jeśli MUSISZ być
ciągle na rynku, to jest z tobą coś nie tak.
Jesteś
uzależniony.
Jeśli jesteś normalny - zaakceptujesz to, bo każde twoje uzależnienie to jesteś ty sam.
I już masz komfort. Jestem uzależniony i kropka.
To odpuścić? No nie....
Chodzi o to, żeby nie walczyć z problemem, wtedy walczysz z samym sobą, a taka walka wyniszcza. Po co tak.
Problem należy jedynie prawidłowo zrozumieć. (Poprosić umysł o pomoc?)
Jeśli sprawy odbędą się właściwie - umysł, który jest wspaniałym narzędziem połknie problem - i eureka! Umysł wyśle nam myśl, że nie ma problemu, to jest jedynie rzecz, którą stworzyliśmy sami i to jest głupia rzecz.
I błysk Oświecenia!
W tym momencie dana głupota sama odpada. Może od razu, a może powoli, ale ona odchodzi.
Wszystko bowiem bierze się z głowy - z myśli.
Fotografia jest jedną z moich pasji, od 2013 roku zrobiłem 30.000
zdjęć. I dopiero ta ilość mnie nasyciła.
Zdjęcia
dla dokumentacji czegoś – ok. jednak od początku przygody z
Bieszczadami, kiedy dosłownie zachłysnąłem się nowoczesną
techniką fotograficzną i kolorowymi zdjęciami, bardzo pilnie
poluję także na niepospolite, niecodzienne światło i te magiczne pory dnia – świt i
zmierzch.
Jeśli
chodzi bowiem o fotografię, w pogoni za nie wiadomo czym umknęło
mi kilkadziesiąt lat - w tym czasie zdjęć w ogóle nie robiłem.
Tysiące czarno-białych zdjęć spaliła w akcie zemsty po rozwodzie
moja pierwsza żona.
Minęło
drugie małżeństwo – tu pozostawiłem za sobą trochę zdjęć z
telefonu.
Dlatego,
kiedy odnalazłem swoje zgubione życie, wpadłem w wir zdarzeń i
dostałem Canona w prezencie od jednego Anioła, poczułem się znowu
dzieckiem!
Trzymałem
ten aparat w ręku (a jest co trzymać – półtora kilo) i
cieszyłem się całym światem!
A
cieszyłem się podwójnie: - jako nowo narodzony fotograf i nowo narodzony wolny
facet, który odnalazł swoje zgubione kiedyś wewnętrzne dziecko.
Współczesna
technika fotograficzna po kilkudziesięciu latach niebytu, była dla
mnie szokiem! Nie trzeba zabierać ze sobą worka klisz – każda na
36 zdjęć. Nie trzeba wymieniać szpulek pod kołdrą czy kocem,
żeby się klisza nie prześwietliła. Odpada noszenie do fotografa,
płacenie i kilkudniowe oczekiwanie na odbitki. Potem wywołanie
kliszy i odbitki przejąłem sam – ciemnia w piwnicy szwagra, ale
ile to czasu pochłaniało!
Dlatego
w zachłyśnięciu wolnością przeszedłem wejście w ilość – w tej ogromnej ilości jest
zawarta moja po raz drugi narodzona radość.
Drobną
przeszkodą stało się w pewnym momencie archiwum. Przybywały
kolejne pendrajwy. Sprawę rozwiązała pamięć zewnętrzna 1,5
Terra.
Po
porannym błysku chmury przysłoniły słońce. Kilka zdjęć na
przełęczy Orłowicza, schowałem aparat do plecaka i
rozpocząłem niespieszne zejście w stronę sklepu w Smereku.
Jednak
na tej górze, kończącej lub w innym spojrzeniu - rozpoczynającej połoniny, byłem wielokrotnie w innych, zdjęciowo magicznych
porach. Także spałem tu pod gołym niebem.
To
jest zatrzymany czas, to są niepowtarzalne chwile. Zostają w
pamięci na zawsze i chce się je powtarzać.
Takie niecodzienne momenty bardzo wciągają, ich się szuka.
Znowu uzależnienie?
Po co wszystko oceniać? To trudne, ale nie powinno się w ogóle oceniać.
A nawet jeśli uznamy poszukiwanie niepospolitego czasu i miejsc uzależnieniem, to powiem tak: - właśnie dla takich chwil warto żyć!
Kiedyś pisałem o spotykaniu się z Sacrum, dziś bym napisał: w takich niecodziennych chwilach czuję się na randce z miss Ewolucją!
To jest jak wejście w inny wymiar.
Archiwum:
świt na Smereku.
No
i sesja zdjęciowa z ławkami o zachodzie.
Smerek to magiczna góra. 2 razy rok po roku (1988 i 1989) spotkała mnie tam burza. Oj te wspomnienia;)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem ,mam się rozwieść,czy jak?Doznania związane z wędrowaniem które pan opisuje też miałem ,za kawalera czyli dawno .A teraz nic ,ani ani. bagienny.
OdpowiedzUsuń