poniedziałek, 20 marca 2017

Dosięgnąć niemożliwego na Fereczatej

Fantastycznie biwakuje się na tej górze! To miejsce ma niezwykłe wibracje.
No bo jakie mają być wibracje w Boskim Hotelu 7 Gwiazdek?
(Wielki Wóz – 4 gwiazdki w wozie, 3 w dyszlu)

Przelatują różne pogody – właśnie zakończył się krótki deszczyk i wyjrzało słońce. Podziwiam taniec kropel, podświetlonych słońcem i spływających po ścianie namiotu. 
Jest dobrze, jestem zadowolony, cieszę się z każdej najmniejszej rzeczy.
  
      
Oby tylko nie wpaść w paranoję i nie starać się na siłę myśleć pozytywnie, jak ta pani, która odwiedziła w szpitalu swego przyjaciela, połamanego po wypadku i powiedziała:
Jak to dobrze że miałeś wypadek! Teraz sobie odpoczniesz!”

Jest prawo i lewo, góra i dolina, wdech i wydech.
Smutek jest także naturalny i potrzebny, inaczej nie doceniłbym radości.
 

Pod podłogą namiotu tkwią wydeptane kępy traw. 
Nie jest równo. 
Nie chciałem niszczyć niczego w tym szczególnym miejscu, dlatego w czasie spania uprawiam małą ekwilibrystykę - układam się w takiej pozycji jaką wymusza położenie tych twardych wzgórków, które jak pięści potrafią uciskać w bok.
       Dobrze jest pospać na nierównym i twardym, bo dopiero wtedy doceniamy wygodę domowego materaca.
Także uczucie prawdziwego głodu jest cenne – daje sygnał: - zjedz! (niespiesznie).
A jak wtedy jedzenie smakuje!
Kiedyś, jak większość, żyłem schematem oraz w biegu: - posiłki były według zegarka, a nie według sygnałów ciała.


Niebo i góry są dziś sobie bliskie
Bliższe niż zwykle, nic ich nie dzieli
Zwarły się szczelnym uściskiem
Jednako pełne szafiru i bieli

Tak, że nie pozna niektóry
Gdzie niebo, a gdzie góry.

I cieszy się dusza podróżnych
z harmonii rzeczy tak różnych. 

                         Jan Sztadynger (w przeróbce Zbyszka)

                                                                
Na tej górze przypominają mi się pewne fakty, które widzę teraz z zupełnie innej perspektywy.
 
W 1938 roku matematyk Edward Kasner poprosił swego dziewięcioletniego siostrzeńca Miltona o wymyślenie nazwy dla naprawdę wielkiej liczby – tak wielkiej, że aż trudno ją sobie wyobrazić.
Po chwili namysłu młodzieniec odparł: - : „googol”.

Tak, tak – nasza wyszukiwarka internetowa zawdzięcza swoją nazwę dziewięcioletniemu Miltonowi i wymyślonej przez niego liczbie.
Milton zapytany ile to właściwie jest, powiedział, że googol to jedynka i sto zer.
        Wujek przyjął do wiadomości tę liczbę i poprosił Miltona o wymyślenie jeszcze większej liczby.
Padła nazwa googolplex, czyli we wczesnej formie jedynka i tyle zer, ile da się napisać na kartce, zanim zmęczy nam się ręka.
Później googoplex unormowano – jest to jedynka i googol zer.

Liczby te przerastają wszystko, z czym się dotychczas zetknęliśmy. Dosłownie.
Nie można bowiem powiedzieć, że istnieje googol czegokolwiek.
Gdyby policzyć cząsteczki wszystkich substancji na naszej planecie, okazałoby się, że jest ich mniej niż googol.
         Nawet liczba atomów wodoru w naszym Słońcu jest niższa niż googol. A skoro jesteśmy już przy atomach i cząsteczkach, to gdyby tak zliczyć je wszystkie w znanym Wszechświecie, otrzymalibyśmy mniej więcej dziesięć do 83 potęgi, czyli dziesięć trylionów razy mniej niż googol.
 
Jeśli więc liczb w rodzaju googola (nie wspominając już o szaleńczo wielkim googolplexie) nie sposób odnieść do żadnego obiektu, po co w ogóle zawracać sobie nimi głowę?
Odpowiedź jest prosta: - są one potrzebne z punktu widzenia matematyki.
Uff!
 
Podzieliłem się wiedzą, co jest bardzo chwalebne, mogę teraz dalej sycić się przestrzenią i spokojem tego niepowtarzalnego miejsca, w ostatnim dniu biwakowania.
Ach!




Jutro o poranku w drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz