Fantastycznie
biwakuje się na tej górze! To miejsce ma niezwykłe wibracje.
No
bo jakie mają być wibracje w Boskim Hotelu 7 Gwiazdek?
(Wielki
Wóz – 4 gwiazdki w wozie, 3 w dyszlu)
Przelatują
różne pogody – właśnie zakończył się krótki deszczyk i
wyjrzało słońce. Podziwiam taniec kropel, podświetlonych słońcem i spływających po ścianie
namiotu.
Jest dobrze, jestem zadowolony, cieszę się z każdej
najmniejszej rzeczy.
Oby
tylko nie wpaść w paranoję i nie starać się na siłę myśleć
pozytywnie, jak ta pani, która odwiedziła w szpitalu swego
przyjaciela, połamanego po wypadku i powiedziała:
„Jak
to dobrze że miałeś wypadek! Teraz sobie odpoczniesz!”
Jest prawo i lewo, góra i dolina, wdech i wydech.
Smutek
jest także naturalny i potrzebny, inaczej nie doceniłbym radości.
Pod
podłogą namiotu tkwią wydeptane kępy traw.
Nie jest równo.
Nie
chciałem niszczyć niczego w tym szczególnym miejscu, dlatego w
czasie spania uprawiam małą ekwilibrystykę - układam się w takiej
pozycji jaką wymusza położenie tych twardych wzgórków, które
jak pięści potrafią uciskać w bok.
Dobrze
jest pospać na nierównym i twardym, bo dopiero wtedy doceniamy
wygodę domowego materaca.
Także
uczucie prawdziwego głodu jest cenne – daje sygnał: - zjedz!
(niespiesznie).
A
jak wtedy jedzenie smakuje!
Kiedyś,
jak większość, żyłem schematem oraz w biegu: - posiłki były według
zegarka, a nie według sygnałów ciała.
Niebo
i góry są dziś sobie bliskie
Bliższe
niż zwykle, nic ich nie dzieli
Zwarły
się szczelnym uściskiem
Jednako
pełne szafiru i bieli
Tak,
że nie pozna niektóry
Gdzie
niebo, a gdzie góry.
I
cieszy się dusza podróżnych
z
harmonii rzeczy tak różnych.
Jan Sztadynger (w przeróbce Zbyszka)
Na
tej górze przypominają mi się pewne fakty, które widzę teraz z
zupełnie innej perspektywy.
W
1938 roku matematyk Edward Kasner poprosił swego
dziewięcioletniego siostrzeńca Miltona o wymyślenie nazwy
dla naprawdę wielkiej liczby – tak wielkiej, że aż trudno ją
sobie wyobrazić.
Po
chwili namysłu młodzieniec odparł: - : „googol”.
Tak,
tak – nasza wyszukiwarka internetowa zawdzięcza swoją nazwę
dziewięcioletniemu Miltonowi i wymyślonej przez niego
liczbie.
Milton
zapytany ile to właściwie jest, powiedział, że googol to jedynka
i sto zer.
Wujek
przyjął do wiadomości tę liczbę i poprosił Miltona o
wymyślenie jeszcze większej liczby.
Padła
nazwa googolplex, czyli we wczesnej formie jedynka i tyle zer,
ile da się napisać na kartce, zanim zmęczy nam się ręka.
Później
googoplex unormowano – jest to jedynka i googol zer.
Liczby
te przerastają wszystko, z czym się dotychczas zetknęliśmy.
Dosłownie.
Nie
można bowiem powiedzieć, że istnieje googol czegokolwiek.
Gdyby
policzyć cząsteczki wszystkich substancji na naszej planecie,
okazałoby się, że jest ich mniej niż googol.
Nawet
liczba atomów wodoru w naszym Słońcu jest niższa niż
googol. A skoro jesteśmy już przy atomach i cząsteczkach,
to gdyby tak zliczyć je wszystkie w znanym Wszechświecie,
otrzymalibyśmy mniej więcej dziesięć do 83 potęgi, czyli
dziesięć trylionów razy mniej niż googol.
Jeśli
więc liczb w rodzaju googola (nie wspominając już o
szaleńczo wielkim googolplexie) nie sposób odnieść do
żadnego obiektu, po co w ogóle zawracać sobie nimi głowę?
Odpowiedź
jest prosta: - są one potrzebne z punktu widzenia matematyki.
Uff!
Podzieliłem
się wiedzą, co jest bardzo chwalebne, mogę teraz dalej sycić się
przestrzenią i spokojem tego niepowtarzalnego miejsca, w ostatnim dniu biwakowania.
Ach!
Jutro o poranku w drogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz