Klamra
z tytułu spina trzy wątki:
-
finansowy
-
bieszczadzki
-
warszawski.
Kiedyś
ten blog startował jako jeden z blogów finansowych.
A
blogów finansowych było i jest multum.
Jedne
są ciekawsze, czytaj – ludzie, którzy je piszą mają do
powiedzenia coś ponad przeciętną, inne przynudzają.
Już
dawno zauważyłem blog <www.naturabramy>.
Nawet
pozwoliłem sobie kiedyś na skopiowanie jednego z postów.
Oczywiście
napisałem że to przedruk.
Polecam
wymieniony blog wszystkim inwestorom, którzy mają niedosyt wiedzy i
poszukują giełdowego Świętego Grala.
Facet,
który pisze tego bloga, zajmuje się liczbami i cyklami i wyjaśnia,
jak to robi, czyli odsłania „kuchnię”.
Kiedyś
szedłem podobną ścieżką.
W
sumie nie jest to głupie, bo jeśli coś działa i pokaże się to
ogółowi, wtedy powinno działać to jeszcze wyraźniej, ponieważ
teoretycznie więcej osób wejdzie w rynek z kasą.
Jest jednak jedno
„ale”.
Większość
nie ma racji.
Przestałem
prowadzić edukację także z tego prostego powodu, że nie muszę jej
prowadzić.
Więcej - nic nie muszę – jestem wolnym człowiekiem, który lubi pisać, lecz tylko o tym, o czym chce, a także ma kilka innych pasji.
Więcej - nic nie muszę – jestem wolnym człowiekiem, który lubi pisać, lecz tylko o tym, o czym chce, a także ma kilka innych pasji.
Wracając
do wspomnianego bloga: - moi uczniowie natychmiast dostrzegą opisaną
w nim dobrze znaną sobie liczbę.
Jest
27 lutego 2017.
Słoneczne
Bieszczady stoją całe w śniegu.
Z
tym, że „całe” oznacza „od Komańczy”.
Koniec
lutego i do tego prawie niedziela (bo poniedziałek).
Lekki
mróz - wczesny ranek.
Akurat dochodzę do Magurycznego.
Naraz......
Lecą
żurawie!
Najpierw
nie wierzę uszom – dopiero 27 lutego!
Po
chwili jednak już widzę, a więc wierzę.
Ten
radosny krzyk żurawi – niech będzie klangor – dla mnie jest to
jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, dźwięczny krzyk – wibruje
w uszach i nie da się go pomylić z niczym.
Lecimy
pełni szczęścia! Lecimy wysoko, wysoko! Widać tylko kropeczki,
ale słychać wspaniale!
Znalazłem
rogi. Wilki zjadły jesienią jelenia, świadczy o tym kolor czaszki,
która w części się zachowała.
Tniemy
jak leci. Przy kościele leży kilka świerków - dla fotografa to dobrze, ale dla świerków niedobrze. Ksiądz wyciął?
Mała
Wola (Michowa) Tu stała cerkiew.
Czyli
teraz jest cerkwisko.
Tę
cerkiew Wojsko Polskie wysadziło w powietrze w 1957 roku w
ramach zacierania śladów Łemkowszczyzny. Gruz poszedł na
drogę.
Stół
na tarasie okryty pierzyną.
Po
dwóch dniach idę przez bagienny rezerwat Kalisko. Kampinos
– 30 km od granicy Warszawy. I znowu słyszę charakterystyczny
krzyk żurawi.
Ależ się drą!
Być
może przyleciały tu na gniazdowanie te same żurawie, które
frunęły ponad Magurycznem?.
Żurawi
nie ma na fotografii, widać za to kilometrowy pomost, wijący się
malowniczo wśród bagien.
Chyba
trzy pary żurawi, sądząc po głosach, usiadły także w rezerwacie Debły.
Podziwiam
pracę bobrów - ślady zębów widoczne są na kolejnych, o metrowej średnicy
dębach, które za chwilę upadną w Kanał Zaborowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz