środa, 15 marca 2017

Krótkie letnie noce

 W nocy budziłem się kilka razy, nasłuchując co się dzieje, a to były tylko znajome dźwięki.  Po ścieżce za namiotem przechodziły dwa stada pewnie saren. Głośno stukały kopytami na kamieniach, potem wołał puchacz.  Świt.

O pierwszym brzasku przelatuje para kruków ze swoim kra kra. O zmierzchu pewnie ta sama para wraca kra kra. A to dzisiejsza wkładka do zupy.

Grzyby żywieniowym skarbem. Oprócz całego szeregu znanych składników, jest w nich ogrom sił dobroczynnych. Działają na ludzki organizm ochronnie i regenerująco.  A suszone jak apetycznie pachną w zimie!
     Nad doliną od kilku godzin na prądach wznoszących majestatycznie fruwa para orlików. Co pewien czas charakterystycznym ostrym krzykiem obwieszczają swe panowanie. Krzyczy spłoszony kozioł.
Gotuję posiłki i staram się nie spalić kwiatka, który wyrósł przy samym ognisku.


To banał, lecz zwykła ludzka miara jest niezwykle ograniczona.
Zwykła miara nie obejmuje (bowiem) całego spektrum zjawisk niewidzialnych i niepojętych.
        Nasze mózgi wyewoluowały w sposób, który umożliwia nam przetrwanie w środowisku, gdzie wszystkie rozmiary i prędkości możemy odnieść do samych siebie.
     Dlatego z łatwością odnajdujemy się jedynie wśród wąskiego wycinka zakresów, który jawi się nam jako normalny i któremu przeciwstawiamy wszystko to, co jest niepojęcie małe, ogromne lub szybkie.
     
 Zwykła ludzka miara jest niezbędna, jednak od tysięcy lat ludzkość przeczuwała, że istnieje coś więcej.
Przeczuwała, że nasz świat jest w pewnym sensie ograniczony i poza nim istnieje jakiś nieznany obszar Uniwersum.
      Na spotkanie tego przeczucia wyszły ideologie nazywane potocznie religiami. Religie mogłyby w teorii zapełnić tę cząstkę w człowieku, w której mieści się tęsknota za Niepoznawalnym.
Niestety jeszcze raz się okazało, że praktyka i teoria nie zawsze idą w parze. Religie wykorzystywano do manipulacji ludźmi i tak się dzieje nadal.
  

 A tu i teraz robi się czas między psem a wilkiem, dzień się chyli.
Odleciały orliki. Cisza, spokój.   
Po zjedzeniu grzybowej zupy wpadam w objęcia fizycznego błogostanu.
W oddali, w delikatnej mgle rysuje się linia horyzontu. Stamtąd nadlatują powiewy chłodnego już wiatru, który czesze trawy.
Rozmyślam o marnościach tego świata i odnoszę wrażenie, że z dołu, od strony Wetliny dobiega do mnie szept przedwieczornej modlitwy:

Gdy wieczorne zgasną zorze,
Zanim głowę do snu złożę,
Modlitwę moją zanoszę
Bogu Ojcu i Synowi:
"Dopierdolcie sąsiadowi!
Dla siebie o nic nie wnoszę,
Tylko mu dosrajcie proszę."

Kto ja jestem? Polak mały
Mały, zawistny i podły.
Jaki znak mój? Krwawe gały.
Oto wznoszę swoje modły
Do Boga, Marii i Syna:
"Zniszczcie tego skurwysyna
Mego brata, sąsiada,
Tego wroga, tego gada."

"Żeby mu okradli garaż,
Żeby go zdradzała stara,
Żeby mu spalili sklep,
Żeby dostał cegłą w łeb,
Żeby mu się córka z czarnym
I w ogóle żeby miał marnie,
Żeby miał AIDS-a i raka."
Oto modlitwa Polaka.

(Modlitwa z filmu „Dzień świra”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz