W dół a potem do góry.
Zupełnie jak na rynkach finansowych.
Schodzę ze Smereka. Schodzę niespiesznie, bo jest po nocnej burzy, miejscami ciurczy woda, na glinie ślisko.
Poza tym, dokąd mam się spieszyć? Mam oceany czasu......
A właśnie. Kiedy dowiedziałem się, że tereny Bieszczadów stanowiły kiedyś dno Oceanu Tetydy, tak spodobała mi się ta nazwa, że po pierwsze primo ustaliłem że rzecz działa się w karbonie.
Potem stwierdziłem, że mało wiem o historii Ziemi i w ten oto sposób po drugie primo połknąłem bakcyla biologii ewolucyjnej.
Studia na własne życzenie?
A czemu nie?
Mam przecież czas, całe oceany czasu ( W zimie ).
Brodzę po Wetlince. Ostrożnie brodzę, bo łupki na dnie są ostre. Skróciłem w ten sposób drogę i jestem po myciu nóg - dwa w jednym.
Zupełnie jak na rynkach finansowych.
Schodzę ze Smereka. Schodzę niespiesznie, bo jest po nocnej burzy, miejscami ciurczy woda, na glinie ślisko.
Poza tym, dokąd mam się spieszyć? Mam oceany czasu......
A właśnie. Kiedy dowiedziałem się, że tereny Bieszczadów stanowiły kiedyś dno Oceanu Tetydy, tak spodobała mi się ta nazwa, że po pierwsze primo ustaliłem że rzecz działa się w karbonie.
Potem stwierdziłem, że mało wiem o historii Ziemi i w ten oto sposób po drugie primo połknąłem bakcyla biologii ewolucyjnej.
Studia na własne życzenie?
A czemu nie?
Mam przecież czas, całe oceany czasu ( W zimie ).
Brodzę po Wetlince. Ostrożnie brodzę, bo łupki na dnie są ostre. Skróciłem w ten sposób drogę i jestem po myciu nóg - dwa w jednym.
Sklep
– uzupełnienie płynów.
Po tych kilkudniowych wędrówkach piwo wypijane obok bieszczadzkiego małego sklepu staje się sprawą niezwykłą - smakuje niepowtarzalnie.
Po tych kilkudniowych wędrówkach piwo wypijane obok bieszczadzkiego małego sklepu staje się sprawą niezwykłą - smakuje niepowtarzalnie.
Potem nastąpiło zaprowiantowanie i poszedłem prosto do góry.
Szedłem, a wydawało mi się, że idę schodami do nieba, tak było przyjemnie.
W takim oto nastroju dotarłem do znajomego miejsca na zrębie ponad Smerekiem, u stóp Fereczatej.
Szedłem, a wydawało mi się, że idę schodami do nieba, tak było przyjemnie.
W takim oto nastroju dotarłem do znajomego miejsca na zrębie ponad Smerekiem, u stóp Fereczatej.
Tatusiu, jak się nazywają te białe kwiaty? - zapytało moje wewnętrzne dziecko.
Te białe kwiaty to czarny bez, synku.
Stawiam namiot na zrębie, w dole, gdzieś za drzewami niewidoczna miejscowość Smerek i rzeczka Wetlinka, a naprzeciw mnie w oddali szczyt Smerek, z którego wyruszyłem dziś o świcie. Wydaje się niedaleko, ale tak odbiera się odległość w locie ptaka.
Te białe kwiaty to czarny bez, synku.
Stawiam namiot na zrębie, w dole, gdzieś za drzewami niewidoczna miejscowość Smerek i rzeczka Wetlinka, a naprzeciw mnie w oddali szczyt Smerek, z którego wyruszyłem dziś o świcie. Wydaje się niedaleko, ale tak odbiera się odległość w locie ptaka.
W tym miejscu będę biwakował kolejny raz, dobrze się tu czuję, uważam, że panuje tu niepowtarzalna atmosfera, czuję się zupełnie jak w domu. Drobne znaki terenowe, które są w otoczeniu zrębu, i na samym zrębie, nabrały swojskiego, osobistego znaczenia.
Wszędzie
widzę magię pozdrowień – nieźle stopiłem się z przyrodą w
jedno.
Namiot
postawiony, idę po wodę do potoku Niedźwiedziego. Zrobię także
małą przepierkę.
Wszystko
mnie cieszy – dokładnie radość i magia!
Być
może tak działa długotrwały wysiłek w samotności, być może to
zmysły wyostrzone długotrwałą wędrówką w bezustannym kontakcie
z przyrodą, może to podniesiona wrażliwość, albo stan
permanentnego zachwytu tym, co jest, w każdym razie od początku tegorocznej bieszczadzkiej wędrówki, w tej, jakby powiedział
profan - niby szarej codzienności piechura, dostrzegam rzeczy
niezwykłe i zaskakujące.
Zupełnie
jakbym oglądał świat z niespodziewanej perspektywy.
Ten
stan jest wzniosły, niepowtarzalny i wciąga jak narkotyk.
Człowiekowi chce się jeszcze i jeszcze.
Właśnie
na tym polega totalność!
Gotuję swoją popisową gęstą zupę. Zachmurzyło się, zagrzmiało - oho! Jadą z wodą! I zaczyna padać. Intensywnie dość. Wystawiam przed namiot miskę i garnek na łapanie wody i po godzinie jest tyle.
Gotuję swoją popisową gęstą zupę. Zachmurzyło się, zagrzmiało - oho! Jadą z wodą! I zaczyna padać. Intensywnie dość. Wystawiam przed namiot miskę i garnek na łapanie wody i po godzinie jest tyle.
Teraz widzę, że w garnku utopił się mrówek. Chyba wypiłem go z kawą, była mała przerwa w deszczu, z zapaleniem ognia nie ma kłopotu, wokół pełno brzozowej kory.
Zimą z książki napisanej przez biologa ewolucyjnego zapisałem taką oto intrygującą myśl:
„Wszechświat
jest nie tylko dziwaczniejszy niż to sobie wyobrażamy, ale także
dziwaczniejszy niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić”.
Pełne zachmurzenie - pada równo.
A co mnie tam! Najedzony i napity moszczę się w namiocie.
Dziś jest bal! Dziś śpię na miękkim!
Pod sobą, pod karimatą i podłogą namiotu oczywiście, mam warstwę przynajmniej 10 cm igieł świerkowych!
Miękko, miękko jest!
Leje.
Układam się wygodnie na miękkim i zostaję sam na sam ze swoimi myślami.
Poprzez podniesioną wrażliwość mamy (odbieramy?) myśli jasne, łatwe do zapamiętania i zapisania.
Zapisuję skrzętnie, bo się nieco obżarłem i nie wiem jak długo myśli będą jasne.
A co mnie tam! Najedzony i napity moszczę się w namiocie.
Dziś jest bal! Dziś śpię na miękkim!
Pod sobą, pod karimatą i podłogą namiotu oczywiście, mam warstwę przynajmniej 10 cm igieł świerkowych!
Miękko, miękko jest!
Leje.
Układam się wygodnie na miękkim i zostaję sam na sam ze swoimi myślami.
Poprzez podniesioną wrażliwość mamy (odbieramy?) myśli jasne, łatwe do zapamiętania i zapisania.
Zapisuję skrzętnie, bo się nieco obżarłem i nie wiem jak długo myśli będą jasne.
Wchodząc na ten zrąb ponad Smerek ustaliłem, że te wszelkie drobne szczegóły, które jestem w stanie odebrać swym umysłem, to nic innego jak działanie Wyższego Ducha, który w ten sposób się objawia.
Pozostaje
tylko trwać w pokornym podziwie dla przejawów tego Wyższego
Ducha. I właśnie na tym powinna polegać prawdziwa religijność.
Idąc
tu zastanawiałem się również iloma skalami głównie operuję i
wyszło mi, że sześcioma: liczbami, rozmiarami, światłem,
dźwiękiem, temperaturą i czasem.
Dzięki
porównaniom dokonujemy odkryć i możemy się zakotwiczyć w
rzeczywistości, niezależnie od tego, co rozumiemy pod tym pojęciem.
Na
przykład z pojęciem rozmiaru łączy się perspektywa spojrzenia.
Inna jest codzienna perspektywa zwykłego człowieka, a inna
astronoma.
Najłatwiej
trafić do słuchacza krótką anegdotą.
W
powieści Douglasa Adamsa „Autostopem przez Galaktykę”,
opisany jest pewien międzyplanetarny incydent zbrojny.
Ogromna
flota statków kosmicznych przybywa na Ziemię, aby przeprowadzić
inwazję. Kosmici lądują i ku swemu przerażeniu odkrywają, że
popełnili poważny błąd pomiarowy.
Otóż
wylądowali w miejskim parku. Alejką parkową biegnie niewielki
piesek który robi kłap! I cała flota inwazyjna zostaje
połknięta....
Z
tego wniosek, że należy korygować swój punkt widzenia, ponieważ
rozpiętość spektrum niepojętych zjawisk przerasta ludzkie
pojęcie.
Trudno
przecież objąć wyobraźnią jednocześnie miliard lat i jedną
miliardową część sekundy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz