czwartek, 11 grudnia 2014

Opowieść wigilijna


- Kiedy Bóg stworzył świat, zamieszkał w nim, w samym centrum.
 Ale żyło mu się coraz trudniej, bo ludzie ciągle dzwonili do Niego ze skargami:
        - że czyjaś żona zachorowała,
        - czyjeś dziecko umarło,
        - ktoś nie może znaleźć pracy.

Skargi na każdy temat, ciągle tylko skargi i skargi. Ludzie nie dbali o to, czy jest dzień, czy noc.
        Bóg musiał wysłuchiwać ich żalów przez 24 godziny na dobę.
W końcu miał dość. Zwołał więc doradców.
       Doradcy powiedzieli: - Boże, po pierwsze popełniłeś błąd stwarzając świat, drugim błędem było to, że w nim zamieszkałeś.
Lepiej uciekaj, bo ludzie cię wykończą.               
      -  Ale dokąd mam uciekać? – zapytał Bóg.
     – Może na Mount Everest? – rzucił jeden z doradców.
     – Nic nie wiecie o przyszłości, ja ją znam: - wkrótce dotrze tam jeden facet, Edmund Hillary. I jak mnie zobaczy, znowu zaczną się te same kłopoty: - autobusy, szosy, lotniska, restauracje, pełno hoteli, bo ludzie zaczną przyjeżdżać, żeby narzekać na swoje smutki. Wszystko zacznie się od nowa. – odparł Bóg.
      - No to może na Księżyc? 
      - Nic nie rozumiecie – stwierdził Bóg: – na całym świecie nie ma takiego miejsca, do którego człowiek by nie dotarł prędzej, czy później.

Jeden z najstarszych doradców, który odzywał się bardzo rzadko, powiedział wtedy:
      - znam jedno takie miejsce, do którego docierają tylko nieliczni. To jest wnętrze człowieka. Tam się schowaj, będziesz miał spokój. Ludzie będą Ciebie szukać wszędzie, tylko nie w sobie.             
      - To brzmi rozsądnie – zgodził się Bóg.

                I od tej pory zamieszkał w Tobie.   

Teraz, gdy odkryłeś ten sekret, wszystko jest w twoich rękach. Jeśli będziesz chciał się z Nim spotkać, wchodź do środka!
Tylko przestań narzekać.
Bóg będzie bardzo szczęśliwy z tego spotkania, bo od tysięcy lat nieczęsto widuje ludzi, – tylko od czasu do czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz