Z
boku estrady stoi wazon z kwiatami, tej kompozycji należy się
miejsce.
Przepłukałem
porządnie koszulę, takie płukanie w miękkiej wodzie to właściwie
jest pranie. Teraz ta czarna łemkowska koszula schnie w gasnącym
upale i gasnącym dniu.
Patrzę
z czułością na tę koszulę i na mój dom bieszczadzki, na
nalepione na nim plastry zasłaniające dziury po mysich ząbkach.
Wyjeżdżają
kolejni goście, jedzie w dół samochód za samochodem, a piesi ciągną
sznureczkiem w stronę Żdyni. Cichnie powoli gwar rozmów, w
bezpośredniej bliskości namiotu zrobiło się już pusto. Jest
jeszcze niedziela, ale już po święcie Łemków.
I
taka ogólna cisza zapomniana zapanowała! Czegoś brakuje.... No
tak! Właśnie organizatorzy wyłączyli agregat prądotwórczy.
Wielka
ulga, takie uczucie jakby po trzydniówce przestała boleć głowa.
Ten hałas z agregatu stał się niezauważalny po jednym dniu i
nocy, stał się tłem. Człowiek ma ogromne zdolności adaptacyjne.
Dopiero gdy ten hałas znikł, można docenić dobrostan ciszy.
Zbliża
się wieczór, robi się światło jakie lubię …..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz