poniedziałek, 21 listopada 2022

Kraina Nicnierobienia

Zwykle wraz z wiekiem odzywa się potrzeba odwiedzenia miejsc rodzinnych i pewnie dlatego czuję się Bieszczadach u siebie. Nie zapomnę wzruszenia (uczucia nie kłamią), kiedy po wielu życiowych zakrętach przyjechałem po raz pierwszy na tę Skrzywdzoną Ziemię i poczułem się znowu dzieckiem. Czy też dotarło do mnie, że noszę w sobie to sławne „wewnętrzne dziecko”, całkiem dotąd zaniedbywane, a teraz chciałbym mu to wynagrodzić.

Wtapiam się w bieszczadzką przyrodę, a wiatr w szerokiej przestrzeni odbieram jako powiew wolności. Cała przeszłość zostaje za górami - urodziłem się po raz drugi?


Nie tęsknię za obłudą tak zwanej cywilizacji, w zupełności wystarcza mi możliwość zaspokojenia najprostszych, podstawowych potrzeb. I nie nudzę się ze sobą, bo siebie akceptuję. Poza tym nie jestem sam - pamiętajmy, że nad każdym z nas czuwa Duch Opiekuńczy.

Wolność. Odkryłem, że znów mogę beztrosko biegać za motylem.


Bo kiedy jest wyjątkowo miło, tudzież bardzo przyjemnie? Ano wtedy, gdy wybierasz luzik. Wtedy otóż, kiedy robisz cokolwiek, ale bez jakiegoś planu, programu. No i bez przymusu i pośpiechu, czyli niespiesznie. Możesz coś robić, choć nie musisz, a jednak to robisz z powodu przyjacielskiego nastawienia do świata. Albo nie robisz nic, jesteś przecież w Krainie Nicnierobienia i dlatego łatwo wpadasz w objęcia Błogosławionej Lubości. Po kokardkę przepełnia cię niewypowiedziane zadowolenie i błoga przychylność dla egzystencji. Znaczy luzik ciebie dopadł i to jest właśnie stan najcenniejszy.

Albowiem gdy osiągnąłeś już ten stan, a wypada akurat potrzeba wykonania czegoś, co niekoniecznie lubisz, to jednocześnie możesz przecież żeglować myślami po wielokrotnie przywoływanych Zielonych Łąkach. I dzięki temu mykowi utrzymujesz stan najcenniejszy.


Oczywiście możesz starać się robić tylko to, co lubisz, atoli jest to już jakiś wysiłek, przymus, czyli azaliż gubisz luzik, zapominając, że powinna być odmiana: góra – dół, słodkie – gorzkie. Niemożliwe jest bowiem wędrowanie tylko na lewej nodze, albo trwanie we wdechu. Wydech musi być.

Nie doceni ciepła ten, kto choć raz porządnie nie przemarzł.

Co ciekawe, ten Twój radosny nastrój mocno irytuje otaczających ciebie ludzi. Przeciętni Kowalscy nie trawią Twego zadowolenia. Uważają, że jeśli nie narzekasz, nie jojczysz, to jest z Tobą coś nie tak, bowiem normą w świecie ludzi są trzy rzeczy: - tkwienie w nieszczęśliwości, zachowania stadne, oraz podobieństwo do maszyn. 


Zabawnie jest nieraz zakpić sobie z przeciętnego Kowalskiego, tylko dla własnej satysfakcji, lub w nadziei, że ów aluzję zrozumie. Każdy przecież na swój sposób poszukuje prawdy. Przypomnę, że w Bieszczadach przylgnęła do mnie także ksywka jajcarz

Każdy poszukuje swojej prawdy, więc zadaje pytania. Sobie, innym i wszystko jest okej dopóki nie daj boże niewinne pytania nie przejdą we wścibstwo. Wtedy należy przycisnąć hamulec. Tu przypomnę rozmowę z gościem, który przyczepił się, kiedy akurat przechodziłem przez Roztoki w drodze na Fereczatą. To maleńka osada jak widać, zero ludzi. Ten gościu niósł reklamówkę, więc nie był turystą. Dogonił mnie, idziemy razem.  


  - Dzień dobry – dzień dobry. Standardowa ciekawość rozpiera gościa:

- A pan dokąd? – wyjaśniam dokąd.                                                                                     

- Pan na krótko w Bieszczady przyjechał? – Na długo. Ogólnie w podróżach jestem przez wiele miesięcy w roku.

- To pan chyba nie pracuje? – Pracować przestałem już wiele lat temu.

- To pan musi mieć dużo pieniędzy, podróże kosztują!

- Zgadza się. Podróże kosztują, ale mam dość pieniędzy.

Facet przygląda mi się z ukosa, chwila milczenia, wreszcie odważa się zadać to nurtujące go pytanie:

- A skąd ma pan te pieniądze, jeśli oczywiście można wiedzieć?

- Można. Pieniądze biorę z szafy.                                                                              

- Jak to z szafy?

- No z szafy. Kiedy potrzebuję kasy, podchodzę do szafy, otwieram ją i wyjmuję tyle, ile mi potrzeba.

Gościu przetrawia informację. Ma wątpliwości, więc pada kolejne pytanie:

- A skąd biorą się pieniądze u pana w szafie?

- Moja żona tam je wkłada.

Teraz czekam na ostatnie klasyczne pytanie, jako że tę anegdotę stosowałem już multum razy i ona zawsze działa. Rozmówca już nie odpuszcza, ponieważ wydaje mu się, że za chwilę zagadka się wyjaśni.

- A pana żona to skąd bierze te pieniądze?

- Ja jej daję!

I to nie był jeszcze koniec rozmowy, dalszy ciąg już kiedyś opisałem. 

Fereczata.


Krystaliczne powietrze o poranku, niosące nieco później zapach łąki, ziemi lub lasu. Samotność i cisza. Idę. Lub tylko jestem. Być może tak wygląda droga do nieba, oczywiście jeśli ktoś w nie wierzy. 


1 komentarz:

  1. chlopie nie jestes sam a kiedy mozna sie przyłaczyc ?

    OdpowiedzUsuń