Przyjechała grupa chłopców z ADHD. Byli pobudzeni, niesforni. Miałem komfort, namiot stał w oddalonej części obejścia. Krystyna prosiła, abym poprowadził dokazujących chłopców okrężną drogą do schroniska Koniec Świata. Okrężną drogą, żeby ich zmęczyć elegancko.
Towarzystwo jeszcze rozbrykane na maksa, po drodze wskazuję miejsca, gdzie leżą skorupy po szrapnelach z pierwszej wojny. Wzbudzam w chłopcach podziw: - To pan wszystko wie?
No nie, tak nie jest. Ale co i raz coś tam opowiadam. Najciekawsza dla nich była historia wojenna, tym razem z drugiej wojny, o pobliskim tunelu kolejowym prowadzącym pod Przełęczą Łupkowską na Słowację. W schronisku Patryk, który wtedy tam gospodarzył, przejął pałeczkę opowiadacza i rozwinął taką magię, że towarzystwo wyciszył. Dosłownie. Dzieciaki przed chwilą darły gęby, a naraz zaczęły mówić szeptem. Powiewał wiaterek, dzwoniły dzwonki wietrzne feng-shui, Patryk na blacie pieca piekł podpłomyki. Chłopcy popróbowali.
Ty – mówi cichutko jeden do drugiego – to jest nawet lepsze od chipsów…..
Było miło, posiedzieliśmy godzinkę i poprowadziłem młodzież na ten niepowtarzalny stary łemkowski cmentarz. Po starym Łupkowie pozostał bowiem tylko budynek dworca kolejowego i cmentarz.
Na cmentarzu wiatr poruszał ramionami zmurszałych drewnianych krzyży, wydawało się, że one są żywe, coś skrzypiało, szumiały liście nad głowami – były klimaty i ekipa poczuła się lekko nieswojo, ponieważ dla efektu opowiedziałem coś o duchach.
Moc wrażeń, gorący dzień, odurzenie bieszczadzkim powietrzem, kilometry w nogach spowodowały, że już
całkiem wyciszone, bo wymęczone dzieciaki dotarły do Szwejkowa akurat na obiado-kolację. Cel został osiągnięty, Krystyna miała kilka godzin spokoju, a ja się nagadałem za cały tydzień naprzód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz