Coraz
bliżej do Baligrodu, a mnie ślinka leci na pieczoną
kiełbaskę!
Pragnę
odmiany po kilkudniowym jedzeniu kaszy z grzybami.
Wiem,
wiem; - każde mięso było kiedyś trawą.
Ale
w tym momencie czuję potrzebę zmiany smaku.
Pewien
Chińczyk, co mieszkał był w Lhasie
Do szaleństwa się kochał w kiełbhasie.
Mówił: "W kółko ten ryż!
Ja zwyczajną chcę tyż!"
Toteż wnet przeniósł się na Podlhasie.
Do szaleństwa się kochał w kiełbhasie.
Mówił: "W kółko ten ryż!
Ja zwyczajną chcę tyż!"
Toteż wnet przeniósł się na Podlhasie.
Wchodzę
do miasteczka przez Stężnicę
i dokonuję zakupów w sklepie przy czołgu.
Na
śniadanie wybrałem miejsce, gdzie mogę upiec dwie pieczenie na
jednym ogniu: - jest to znajomy kawałek terenu nad Hoczewką
w Bystrem.
Jedna pieczeń to kiełbaska, druga to moczenie zdrożonych nóg.
Jedna pieczeń to kiełbaska, druga to moczenie zdrożonych nóg.
Na
betonowych płaszczyznach przed mostem gruba warstwa brunatnych
glonów – czy jest ślisko i można wywinąć orła? Tak myślałem
wchodząc na beton.
Wchodzę ostrożnie - jejku!!!!
Ależ miłe zaskoczenie: - gruba na 10 centymetrów warstwa glonów
daje niepowtarzalny, błogosławiony, chłodny, balsamiczny dotyk.
Taki łaskoczący dywan!
I zobacz: - ten dywan jest tylko dla Ciebie!
Dosłownie stopy są pieszczone!
I do tego nie musisz za nic płacić!
Masz za darmo cóś miłego!
No, może nie za darmo. Masz to za to, że tu jesteś!
Za to, że ci się chciało chcieć!
Albo jak powiedział mój wnuczek: - musi człowieka pogiąć, żeby ze środka Polski jechał autobusem 11 godzin do jakiegoś zadupia. (Warszawa - Wola Michowa z przesiadką w Sanoku)
Fakt. A pociąg z Warszawy do Sanoka jedzie także koło jedenastu godzin.
Dlatego pociągiem w Bieszczady nie jeździmy.
Ja tu gadu gadu, a kiełbasa czeka....Dlatego pociągiem w Bieszczady nie jeździmy.
Glony łaskoczą.... Przypomina
to chwile z dzieciństwa, kiedy nie było zapory wodnej przed Nowym Dworem na Bugo - Narwi.
Trzymałem nogi w wodzie a maleńkie kiełbiki – takie rybki –
stukały w skórę nóg spijając posmak soli.
Niepowtarzalne delikatne łaskotki.
A tu, w Bystrem,
stopy znalazły się w Glonowym Niebie.
To jest takie niebo?
Właśnie
się przekonałem, że jest.
Szykuję
ognisko optymalnej wielkości, opiekam pierwszą kiełbaskę w
nastroju podniosłym i skupionym. Jednocześnie piorą się wkładki i skarpetki - w godzinę wyschną.
Pałaszuję przymykając oczy z Lubości, która wjeżdża do brzucha. Czuję się w prawdziwym nabożeństwie. Tu pasuje tylko Missa Pagana.
Pałaszuję przymykając oczy z Lubości, która wjeżdża do brzucha. Czuję się w prawdziwym nabożeństwie. Tu pasuje tylko Missa Pagana.
Komunia
I
jeżeli spontaniczna to rzecz
I
jeżeli oczywista to rzecz
I
jeżeli naturalna to rzecz
Weź
To
co się tu daje
W
imię słońca
I
jego gońca:
Skowronka
gwiżdżącego, amen
Pierwsza
kiełbaska już w brzuchu – mało!
Przenoszę
się na drugą stronę potoku, po czym szykuję kiełbaskę drugą, a
potem trzecią. Do tego trzy bułki a do popicia ten ciemny płyn z
butelki – to mięta zaparzona jeszcze w Bereżnicy.
No.
Pojadłem elegancko.
Odwiedza
moje rzeczy sympatyczna jaszczurka.
Jest
….. no szalenie miło jest, aż tu nagle przychodzi apetyt na coś
słodkiego (zwracam baczną uwagę na sygnały od ciała) – wracam
więc do Baligrodu, tym razem do bliższego sklepu po
czekolady. Jedną zjadam zanim na powrót doszedłem do Bystrego,
znaczy miałem niedobór czekolady w organizmie. A przedtem kiełbasy.
Upał.
Przy pompie rabskiej gaszę pragnienie.
Idę
i tak sobie myślę: – robię to, co lubię: - idę pełen
wdzięczności przed siebie, czuję się szczęśliwy, a to jest
godne i sprawiedliwe i tego trzymać się trzeba.
Znaczy
Radość przez duże R.
Raz
pewien kawaler z Konstancy
straszliwej nabawił się francy,
Więc rzekł swej bogdance:
"Najdroższa, mam francę,
musiałem ją złapać Niechcancy".
straszliwej nabawił się francy,
Więc rzekł swej bogdance:
"Najdroższa, mam francę,
musiałem ją złapać Niechcancy".
I
już Jeziorko Bobrowe w Huczwicach.
Jest
niewiele po południu – wita mnie cisza - nie ma tu nikogo, idąc z
Bystrego także nie spotkałem nikogo, a to mi się podoba.
Ufff!
Osiągnąłem punkt docelowy na dziś, o czym zasygnalizowały nogi.
Ale cóż znaczą te przedreptane kilometry, wobec osiągnięć Jasia
Głoda z Hoczwi (koło Polańczyka), który pieszo potrafił pójść do
Rzeszowa.
I
wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz