czwartek, 28 lutego 2019

Sygnały z ciała

Coraz bliżej do Baligrodu, a mnie ślinka leci na pieczoną kiełbaskę!
Pragnę odmiany po kilkudniowym jedzeniu kaszy z grzybami.
Wiem, wiem; - każde mięso było kiedyś trawą.
Ale w tym momencie czuję potrzebę zmiany smaku.

Pewien Chińczyk, co mieszkał był w Lhasie
Do szaleństwa się kochał w kiełbhasie.
Mówił: "W kółko ten ryż!
Ja zwyczajną chcę tyż!"
Toteż wnet przeniósł się na Podlhasie.

Wchodzę do miasteczka przez Stężnicę i dokonuję zakupów w sklepie przy czołgu.
Na śniadanie wybrałem miejsce, gdzie mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: - jest to znajomy kawałek terenu nad Hoczewką w Bystrem
Jedna pieczeń to kiełbaska, druga to moczenie zdrożonych nóg.


Na betonowych płaszczyznach przed mostem gruba warstwa brunatnych glonów – czy jest ślisko i można wywinąć orła? Tak myślałem wchodząc na beton.
Wchodzę ostrożnie - jejku!!!! 
Ależ miłe zaskoczenie: - gruba na 10 centymetrów warstwa glonów daje niepowtarzalny, błogosławiony, chłodny, balsamiczny dotyk. 
         Taki łaskoczący dywan!  
I zobacz: -  ten dywan jest tylko dla Ciebie!
Dosłownie stopy są pieszczone!
I do tego nie musisz za nic płacić!
Masz za darmo cóś miłego!
No, może nie za darmo. Masz to za to, że tu jesteś!
Za to, że ci się chciało chcieć!
Albo jak powiedział mój wnuczek: - musi człowieka pogiąć, żeby ze środka Polski jechał autobusem 11 godzin do jakiegoś zadupia. (Warszawa - Wola Michowa z przesiadką w Sanoku)
Fakt. A pociąg z Warszawy do Sanoka jedzie także koło jedenastu godzin.
Dlatego pociągiem w Bieszczady nie jeździmy.
Ja tu gadu gadu, a kiełbasa czeka....
Glony łaskoczą.... Przypomina to chwile z dzieciństwa, kiedy nie było zapory wodnej przed Nowym Dworem na Bugo - Narwi
Trzymałem nogi w wodzie a maleńkie kiełbiki – takie rybki – stukały w skórę nóg spijając posmak soli.
          Niepowtarzalne delikatne łaskotki.
A tu, w Bystrem, stopy znalazły się w Glonowym Niebie.
To jest takie niebo?
Właśnie się przekonałem, że jest.


Szykuję ognisko optymalnej wielkości, opiekam pierwszą kiełbaskę w nastroju podniosłym i skupionym. Jednocześnie piorą się wkładki i skarpetki - w godzinę wyschną.


Pałaszuję przymykając oczy z Lubości, która wjeżdża do brzucha. Czuję się w prawdziwym nabożeństwie. Tu pasuje tylko Missa Pagana.

Komunia

I jeżeli spontaniczna to rzecz
I jeżeli oczywista to rzecz
I jeżeli naturalna to rzecz

Weź

To co się tu daje
W imię słońca
I jego gońca:
Skowronka gwiżdżącego, amen


Pierwsza kiełbaska już w brzuchu – mało!
Przenoszę się na drugą stronę potoku, po czym szykuję kiełbaskę drugą, a potem trzecią. Do tego trzy bułki a do popicia ten ciemny płyn z butelki – to mięta zaparzona jeszcze w Bereżnicy.

No. Pojadłem elegancko.
Odwiedza moje rzeczy sympatyczna jaszczurka.


Jest ….. no szalenie miło jest, aż tu nagle przychodzi apetyt na coś słodkiego (zwracam baczną uwagę na sygnały od ciała) – wracam więc do Baligrodu, tym razem do bliższego sklepu po czekolady. Jedną zjadam zanim na powrót doszedłem do Bystrego, znaczy miałem niedobór czekolady w organizmie. A przedtem kiełbasy.

Upał. Przy pompie rabskiej gaszę pragnienie.




Idę i tak sobie myślę: – robię to, co lubię: - idę pełen wdzięczności przed siebie, czuję się szczęśliwy, a to jest godne i sprawiedliwe i tego trzymać się trzeba.
Znaczy Radość przez duże R.

Raz pewien kawaler z Konstancy 
straszliwej nabawił się francy, 
    Więc rzekł swej bogdance: 
    "Najdroższa, mam francę, 
musiałem ją złapać Niechcancy".



I już Jeziorko Bobrowe w Huczwicach.
Jest niewiele po południu – wita mnie cisza - nie ma tu nikogo, idąc z Bystrego także nie spotkałem nikogo, a to mi się podoba.
Ufff! Osiągnąłem punkt docelowy na dziś, o czym zasygnalizowały nogi. Ale cóż znaczą te przedreptane kilometry, wobec osiągnięć Jasia Głoda z Hoczwi (koło Polańczyka), który pieszo potrafił pójść do Rzeszowa.
I wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz