czwartek, 21 lutego 2019

Bereżnica

Niżna na dole, Wyżna nieco wyżej.
W sumie jedna malutka miejscowość rozciągnięta na półtora kilometra. Dwadzieścia kilka murowanych domów ludności napływowej. Nieliczne drewniane chałupy, po innych chałupach tylko ślady.


Cmentarz, cerkiew.
Teren bliżej cerkwi pusty – zatarte ślady grobów po tubylcach wypędzonych w 1947 roku.
Nieliczne ocalałe groby znajdują się w głębi.




Jak widać, ktoś kiedyś strzelał do tej tablicy. Normalka. W końcu dziś także bezcześci się groby.


Nowe czarne mieszkanie jest jeszcze bez napisów, być może doczeka się fraszki nagrobnej:


Tu wdowa po trzech mężach leży pod kamieniem
przechodniu odmów pacierz z głębokim westchnieniem
i klęknąwszy na grobie niedawno zawartym
podziękuj Panu Bogu że nie byłeś czwartym

Idę przez wieś, aż do rozwalającej się stodoły. Tu koniec Bereżnicy.

Po drodze ani żywego ducha, wreszcie widzę kobietę na podwórku.
- Gdzie jest sklep! - wołam.
- Tu nie ma sklepu – słyszę odpowiedź – trzeba albo do Wołkowyji, albo do Baligrodu.
I wszystko jasne. Mam kaszę, no i grzyby są, ale jem to od kilku dni i serdelek mi się marzy....
Dalej droga prowadzi do Baligrodu, w tamtą stronę skieruję się raniutko. 
Budzi się głód – wracam więc do namiotu.


 
W powrotnej drodze przypomina się wierszyk na czasie:

Zmarł przedwcześnie Kowalski (Z głodu?)
chwalmy Kowalskiego
gdyż państwo już nie musi
dopłacać do niego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz