Podczas
wędrówki przez ruiny zabudowań przemysłowych w dolinie Mozy,
parę kilometrów na południe od Luttich, trafiłem do
kościoła pod wezwaniem Notre Dame de Seraing.
Umazana
sadzą, wysoka fasada z cegły klinkierowej łączyła w sobie
elementy łuku romańskiego i gotyckich wieżyczek, które w erze
przemysłowej poczęły zdobić wszystkie świątynie, produkowane
jak z taśmy fabrycznej.
Nad
Mozą i nad Rurą są tysiące takich kościołów.
Z
zewnątrz nic ciekawego.
Kiedy
jednak wszedłem przez lewe tylne drzwi do środka, aż otworzyłem
usta ze zdumienia.
Rozpaczliwie
szara bryła kościoła wznosiła się nade mną niczym pusta,
wydrążona skorupa.
Od
frontu jednak, tam, gdzie kiedyś nad ołtarzem znajdowało się
tabernakulum, pod zamalowanymi oknami, kulił się potworny,
nowoczesny budyneczek.
Na
pierwszy rzut oka wyglądał jak wybudowana na środku kościoła
chatka dla narciarzy, schludna i postmodernistycznie fikuśna.
Dach
pokryty był zielonym gontem z plastiku, okna zrobiono z folii, a
tynk na ścianach miał przywodzić na myśl styl rustykalny.
Nie
mogło oczywiście zabraknąć poszumu klimatyzacji, który słychać
było już z daleka.
Proboszcz
gmerał właśnie starym belgijskim śrubokrętem w japońskiej
dmuchawie.
Zaproponowałem
mu precyzyjny śrubokręt elektroniczny, w jaki ostatnio wyposażane
są szwajcarskie scyzoryki i tak wdaliśmy się w rozmowę.
Ksiądz
opowiadał, że wraz z nadejściem epoki przemysłu, w dolinie Mozy
skończyła się pobożność.
Kościół
w Seraing, zaprojektowany na ponad tysiąc wiernych, trzy lata
temu przyciągał na niedzielną mszę najwyżej setkę osób.
W
Belgii nie ma podatków na rzecz Kościoła, więc skończyły się
też pieniądze na ogrzewanie Domu Bożego.
Nie
było też funduszy na zburzenie, to przecież także kosztuje.
A
nikt nie chciał kupować ziemi w Seraing.
Lecz
proboszcz wpadł na genialny pomysł. Zamiast burzyć, będzie
budował!
W
samym środku starego, pustego kościoła wystawił małą kaplicę,
wykorzystując nowoczesne, lekkie i tanie materiały budowlane.
Można
je szybko ogrzać, a poza tym – pośród przemysłowego ponuractwa
- stanowi ona rustykalne nawiązanie do sielanki weekendu, ba, do
urlopu nawet!
Krótko
mówiąc – chata liturgiczna.
Proboszcz
przyznał azaliż, że w jednej kwestii się przeliczył.
Jak
mówił, trzy lata temu na mszę przychodziło sto osób i dlatego
kaplicę zbudował dla stu osób właśnie.
Ale
i ta liczba zmalała,
W
niektóre niedziele przychodzi zaledwie czterdzieści osób.
Na
zebraniu Rady Gminy padła propozycja, by zainstalować w kaplicy
składany plastikowy parawan i wydzielić w ten sposób intymne,
swojskie pomieszczenie na jakieś skromniejsze okazje.
Po
tym padło pytanie, co ja o tym sądzę?
Nie
wiedziałem, co powiedzieć.
Kościół
pod wezwaniem Najświętszej Panny z Seraing za bardzo
przywodził mi na myśl tradycyjne rosyjskie lalki z drewna.
-
Może powinniście zmienić nazwę na kościół pod wezwaniem
Świętej Matrioszki? - Zasugerowałem, po czym, wykorzystując
moment zakłopotania, wyjąłem proboszczowi z ręki mój szwajcarski
scyzoryk i sam badawczo wetknąłem głowę do japońskiej dmuchawy.
Szum
natychmiast ustał.
Ksiądz
odprowadził mnie przez swój upiornie pusty kościół z powrotem do
drzwi. Na progu zatrzymał się i wyjrzał.
Jak
okiem sięgnąć wszędzie tylko rdza, zgnilizna i ruiny.
To
przemysł w dolinie Mozy wraca do stanu naturalnego.
-
Oto teologia postępu – westchnął Belg w geście rezygnacji –
świat kroczy ku swym prapoczątkom.
-
Kościół też, proszę księdza – odrzekłem pogodnie.
"Im
częściej będzie ksiądz przerabiał świątynię, tym szybciej
wróci ksiądz do stanu pierwotnego.
Bo
gdzie jest stan pierwotny?
Stan pierwotny religii, to jedynie dwóch, albo trzech wiernych.
Ewangelia
według św. Mateusza, rozdział 18, wers 20: - Bo gdzie są
dwaj, albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
Co
to było za opowiadanie?
Oto autor,
Szwajcar mieszkający w Niemczech, opowiada o swoich podróżach.
Kiedyś
odwiedził klasztor w Belgii: - urządzono w nim zoo. W starym
refektarzu otwarto snack bar, w ogrodzie, gdzie można było odmawiać
różaniec, stoi klatka z małpami.
Tak
było 20 lat temu.
A jak
jest dziś?
Dziś
katolickie świątynie zamienia się tu w apartamentowce, hotele,
restauracje, hale targowe czy biura Unii Europejskiej, a nawet…
night-cluby. W samej Brukseli w ciągu najbliższych 20 lat aż 30
kościołów znajdzie inne zastosowanie niż religijne. W ciągu 10
lat liczba księży w Belgii spadła o 23 proc.
We
Włoszech z braku wiernych kościoły zamienia się w banki, teatry,
biblioteki, biura, winnice czy warsztaty samochodowe.
To
symboliczny obraz świata, w którym stare się rozpada, w którym
prawdy trzeba poszukiwać i na nowo odkrywać, ponieważ to, co
kiedyś zwało się prawdą, zostało zniekształcone przez fałsz,
obłudę, pedofilstwo, szczucie i pychę.
Kiedy
zbliżał się upadek komuny w Polsce, partyjna wierchuszka
powtarzała mantrę: - „Idzie nowe, do drzwi puka. Przeżyć
nowe w starej budzie to jest sztuka”!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz