wtorek, 12 lutego 2019

Przeżyć nowe w starej budzie.

Rzecz dzieje się dwadzieścia lat temu.

Podczas wędrówki przez ruiny zabudowań przemysłowych w dolinie Mozy, parę kilometrów na południe od Luttich, trafiłem do kościoła pod wezwaniem Notre Dame de Seraing.
     Umazana sadzą, wysoka fasada z cegły klinkierowej łączyła w sobie elementy łuku romańskiego i gotyckich wieżyczek, które w erze przemysłowej poczęły zdobić wszystkie świątynie, produkowane jak z taśmy fabrycznej.
Nad Mozą i nad Rurą są tysiące takich kościołów.
Z zewnątrz nic ciekawego.

Kiedy jednak wszedłem przez lewe tylne drzwi do środka, aż otworzyłem usta ze zdumienia.
Rozpaczliwie szara bryła kościoła wznosiła się nade mną niczym pusta, wydrążona skorupa.
Od frontu jednak, tam, gdzie kiedyś nad ołtarzem znajdowało się tabernakulum, pod zamalowanymi oknami, kulił się potworny, nowoczesny budyneczek.

Na pierwszy rzut oka wyglądał jak wybudowana na środku kościoła chatka dla narciarzy, schludna i postmodernistycznie fikuśna.
Dach pokryty był zielonym gontem z plastiku, okna zrobiono z folii, a tynk na ścianach miał przywodzić na myśl styl rustykalny.
Nie mogło oczywiście zabraknąć poszumu klimatyzacji, który słychać było już z daleka.

Proboszcz gmerał właśnie starym belgijskim śrubokrętem w japońskiej dmuchawie.
Zaproponowałem mu precyzyjny śrubokręt elektroniczny, w jaki ostatnio wyposażane są szwajcarskie scyzoryki i tak wdaliśmy się w rozmowę.

Ksiądz opowiadał, że wraz z nadejściem epoki przemysłu, w dolinie Mozy skończyła się pobożność.
Kościół w Seraing, zaprojektowany na ponad tysiąc wiernych, trzy lata temu przyciągał na niedzielną mszę najwyżej setkę osób.
W Belgii nie ma podatków na rzecz Kościoła, więc skończyły się też pieniądze na ogrzewanie Domu Bożego.
Nie było też funduszy na zburzenie, to przecież także kosztuje.
A nikt nie chciał kupować ziemi w Seraing.

Lecz proboszcz wpadł na genialny pomysł. Zamiast burzyć, będzie budował!
W samym środku starego, pustego kościoła wystawił małą kaplicę, wykorzystując nowoczesne, lekkie i tanie materiały budowlane.
Można je szybko ogrzać, a poza tym – pośród przemysłowego ponuractwa - stanowi ona rustykalne nawiązanie do sielanki weekendu, ba, do urlopu nawet!
Krótko mówiąc – chata liturgiczna.

Proboszcz przyznał azaliż, że w jednej kwestii się przeliczył.
Jak mówił, trzy lata temu na mszę przychodziło sto osób i dlatego kaplicę zbudował dla stu osób właśnie.
     Ale i ta liczba zmalała,
W niektóre niedziele przychodzi zaledwie czterdzieści osób.
Na zebraniu Rady Gminy padła propozycja, by zainstalować w kaplicy składany plastikowy parawan i wydzielić w ten sposób intymne, swojskie pomieszczenie na jakieś skromniejsze okazje.
Po tym padło pytanie, co ja o tym sądzę?

Nie wiedziałem, co powiedzieć.
Kościół pod wezwaniem Najświętszej Panny z Seraing za bardzo przywodził mi na myśl tradycyjne rosyjskie lalki z drewna.

- Może powinniście zmienić nazwę na kościół pod wezwaniem Świętej Matrioszki? - Zasugerowałem, po czym, wykorzystując moment zakłopotania, wyjąłem proboszczowi z ręki mój szwajcarski scyzoryk i sam badawczo wetknąłem głowę do japońskiej dmuchawy.
Szum natychmiast ustał.
Ksiądz odprowadził mnie przez swój upiornie pusty kościół z powrotem do drzwi. Na progu zatrzymał się i wyjrzał.
Jak okiem sięgnąć wszędzie tylko rdza, zgnilizna i ruiny.
To przemysł w dolinie Mozy wraca do stanu naturalnego.

- Oto teologia postępu – westchnął Belg w geście rezygnacji – świat kroczy ku swym prapoczątkom.
- Kościół też, proszę księdza – odrzekłem pogodnie.
"Im częściej będzie ksiądz przerabiał świątynię, tym szybciej wróci ksiądz do stanu pierwotnego.
Bo gdzie jest stan pierwotny? 
Stan pierwotny religii, to jedynie dwóch, albo trzech wiernych.
Ewangelia według św. Mateusza, rozdział 18, wers 20: - Bo gdzie są dwaj, albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.

Co to było za opowiadanie?
Oto autor, Szwajcar mieszkający w Niemczech, opowiada o swoich podróżach.
Kiedyś odwiedził klasztor w Belgii: - urządzono w nim zoo. W starym refektarzu otwarto snack bar, w ogrodzie, gdzie można było odmawiać różaniec, stoi klatka z małpami.

Tak było 20 lat temu.
A jak jest dziś?
Dziś katolickie świątynie zamienia się tu w apartamentowce, hotele, restauracje, hale targowe czy biura Unii Europejskiej, a nawet… night-cluby. W samej Brukseli w ciągu najbliższych 20 lat aż 30 kościołów znajdzie inne zastosowanie niż religijne. W ciągu 10 lat liczba księży w Belgii spadła o 23 proc.
      We Włoszech z braku wiernych kościoły zamienia się w banki, teatry, biblioteki, biura, winnice czy warsztaty samochodowe.

To symboliczny obraz świata, w którym stare się rozpada, w którym prawdy trzeba poszukiwać i na nowo odkrywać, ponieważ to, co kiedyś zwało się prawdą, zostało zniekształcone przez fałsz, obłudę, pedofilstwo, szczucie i pychę.

Kiedy zbliżał się upadek komuny w Polsce, partyjna wierchuszka powtarzała mantrę: - „Idzie nowe, do drzwi puka. Przeżyć nowe w starej budzie to jest sztuka”!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz