Słyszałam,
że zerwałaś zaręczyny z Tomem. Co się stało?
-
Och, moje uczucia do niego się zmieniły.To się stało.
-
Zamierzasz mu zwrócić zaręczynowy pierścionek?
-
Ależ nie! Moje uczucia do pierścionka się nie zmieniły.
Anthony
de Mello
Kim był Anthony de Mello?
Największa
Korporacja zwraca baczną uwagę na jednostki nieprzeciętne,
działające w jej szeregach, promując takie jednostki dopóki jest
z tego korzyść.
Tak
też było z ojcem Anthonym de Mello, hinduskim jezuitą (1931
– 1987).
Gdy
Hindus dmuchał w kościelną trąbkę, wszystko działało
bez zakłóceń: - Anthony zdobywał miliony wiernych a
Największa Korporacja z tego korzystała.
Jednak
stała się rzecz typowa dla badaczy umiejących myśleć,
wkraczających na teren, z którego trudno się potem wycofać.
Bywa
wtedy bowiem, że uwiedzeni oczywistymi zaletami konkurencji, przez
nadmiar obiektywizmu dokonują odkryć nie zawsze miłych dla
zleceniodawcy.
I
do tego mają odwagę o tych odkryciach głośno mówić.
Tak
właśnie stało się z Anthonym de Mello.
Nastąpił bunt oświeconego, a Największa Korporacja w
pewnym momencie uznała go za wroga, próbując
się od niego odciąć.
Oto
Kongregacja Doktryny Wiary, w osobie kardynała Josepha Ratzingera,
podówczas jej prefekta, ogłasza upomnienie:
„Hinduski
jezuita, ojciec Anthony de Mello jest szeroko znany z powodu swych
licznych publikacji, które uzyskały szerokie upowszechnienie w
wielu krajach, jakkolwiek nie zawsze są to teksty przez niego
autoryzowane.....
W
swoich wczesnych pracach o. de Mello, jakkolwiek objawiał oczywisty
wpływ nurtów duchowych buddyzmu i taoizmu, jednak utrzymywał się
jeszcze w obrębie chrześcijańskiej duchowości. W dziełach tych
omawiał rozmaite rodzaje modlitwy: błagalnej, o wstawiennictwo i
pochwalnej, a także kontemplację życia Chrystusa, itd.”
Do
tego miejsca wszystko jest w porządku. Jednak po komplementach i
należnym uznaniu zasług zawodowych, następuje, całkowicie w stylu
Procter&Gamble, tzw. część niszcząca, najeżona
zarzutami i upomnieniami wobec funkcjonariusza Korporacji, który
choć w dobrej wierze, zgrzeszył jednak nadmiernym entuzjazmem dla
jakości i performance produktów konkurencji.
O
co tu chodzi?
Już
w niektórych partiach swych pierwszych dzieł, a coraz bardziej w
kolejnych publikacjach, jezuita odchodzi od podstawowych treści
wiary chrześcijańskiej. Objawienie, jakie dokonało się w
Chrystusie, zastępuje on domysłem Boga bez postaci, ani obrazu,
wywodząc wreszcie Boga jako czystą próżnię.
Twierdzi,
że aby dojrzeć Boga wystarczy po prostu spojrzeć w świat.
Nie
można o Bogu mówić, że jedynym Jego poznaniem jest nie-poznanie.
Już samo stawianie kwestii Jego istnienia jest nonsensem.
Ten
radykalny apofatyzm prowadzi także do negowania faktu, iż
Biblia zawiera ważne twierdzenia o Bogu.
Słowa
Pisma Świętego są jedynie wskazówkami, które miałyby służyć
do osiągania ciszy.
W
innych miejscach ocena świętych ksiąg wszelkich religii, łącznie
z Biblią, jest w ocenie ojca de Mello jeszcze surowsza:
One
stoją na przeszkodzie temu, by ludzie kierowali się zdrowym
rozsądkiem, skłaniają ku ciasnocie i okrucieństwu. Religie,
włączając w to chrześcijańską, są jedną z głównych
przeszkód na drodze ku prawdzie.
Odkrycie
ojca de Mello w gruncie rzeczy nie było wielkim odkryciem.
Przejście od rynku zamkniętego do globalnego, naraża na szereg
szokujących odkryć, takich na przykład, jak widok masy produktów
podobnych do naszego i co najmniej równie dobrych.
W takiej sytuacji
komunikowanie się badacza z górnymi piętrami władzy własnego
przedsiębiorstwa staje się sprawą niezmiernie delikatną, gdyż
zasiadający tam panowie mają dość dogmatyczne podejście do
rynku, całkowicie odporne na wszelkie myśli o otwarciu się na
wolną konkurencję.
De
Mello docenia Jezusa deklarując się jego uczniem. Ale traktuje
Go jako jednego z nauczycieli. Jedyna dzieląca Go od pozostałych
różnica to ta, że Jezus jest „bystry” i całkowicie wolny, a
inni nie.
De
Mello nie ma Go za Syna Bożego, a jedynie za kogoś, kto naucza,
że wszyscy ludzie są dziećmi Boga. Także tezy o ostatecznym
przeznaczeniu człowieka budzą konsternację. W pewnej chwili jest
mowa o „rozpuszczeniu się” w bezosobowym Bogu,
niczym sól w wodzie....
Stosownie
do powyższego, można domniemywać, idąc tropem logiki autora, że
jakiekolwiek wyznanie wiary zarówno w Boga, jak i w Kościół może
tylko uniemożliwić osobiste dostąpienie do prawdy.
Kościół,
czyniąc sobie bożka ze słowa Bożego w Piśmie Świętym, w
istocie wygnał Boga ze świątyni. Dlatego utracił powagę
nauczania w imieniu Chrystusa.
Tego
już było zdecydowanie za dużo, jak dla marki tak bardzo
przeświadczonej o swojej unikalności. Oto zatem obrona marki, i jej
wyłącznego wizerunku:
Dla
zabezpieczenia dobra wiernych, Kongregacja uznaje za konieczne
oświadczyć:
„Wyżej
opisane stanowisko (ojca de Mello) jest nie do pogodzenia z wiarą
katolicką i może przynieść wielkie szkody”.
Najwyższy
Kapłan Jan Paweł II w toku Audiencji udzielonej Prefektowi,
zatwierdził niniejszą Notyfikację postanowioną na Sesji
zwyczajnej tej Kongregacji i zarządził jej opublikowanie.
Rzym,
z siedziby Kongregacji do spraw
Doktryny
Wiary
24
czerwca 1998 roku w święto Narodzin
Świętego
Jana Chrzciciela.
Dokument
byłej Inkwizycji „ratuje” jednak pierwsze prace de Mello,
ale te jedynie, które wydrukowano na zasadach wyłączności we
Włoszech, staraniem hiperkatolickiego wydawnictwa Edizioni
Paoline. Po prostu już było za późno, by przyznać, że ich
opublikowanie było błędem, a w gruncie rzeczy, nadarzała się
okazja zrobienia interesu na tej zadymie i dalszej ich sprzedaży.
Bruno Ballardini
Książka
„Jezus – jak Kościół wymyślił marketing”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz