Czyli
jak było kiedyś na górze Pod Wierchem 686. Bieszczady,
Rabe, dwa i pół kilometra w locie ptaka do Chryszczatej.
W
lipcu 2013 roku po Łemkowskiej Watrze, wylądowałem w
Ciężkowicach, w Domu na Górze, u Bożenki i Jana.
Po kilku dniach Jan pojechał ze mną w Bieszczady i
dowiózł mnie do punktu zero, do mego ówczesnego miejsca na ziemi –
na wzgórze ponad Rabem u podnóża Chryszczatej.
Od
tej pory minęły tylko dwa lata, a wydaje mi się, że upłynęła
cała epoka.
Jak
na tej górze wygląda obecnie, pokazywałem na zdjęciach.
Osoba
prywatna zmieniła ukształtowanie terenu w Parku Krajobrazowym, mówiąc bardzo ogólnie.
A
mówiąc nieogólnie, na usta ciśnie się jedno słowo: - masakra!
Jan
przywiózł mnie i odjechał. Utonąłem w ciszy.
Był
koniec lipca, panowały wielkie upały.
Znowu
całymi dniami wędrowałem po łąkach i leśnych bezdrożach.
Odwiedzałem Darka Karalucha i Reksia w Młynie Kamieni.
Wieczorami siedziałem przy ognisku, a kiedy gasło, w zachwycie
patrzyłem na srebrny piasek gwiazd.
Minęło
kilka dni, kiedy już przed wieczorem usłyszałem odgłos
wjeżdżającego na górę samochodu. Pomyślałem, że to pewnie Jan
robi niespodziankę.....
I
tak poznałem innych podróżujących sympatycznych ludzi,
zakochanych w dzikiej, czyli naturalnej bieszczadzkiej przyrodzie:
Dominikę i Mariusza Antkowskich.
Oni
także wjeżdżali terenówką na ten wtedy dziki szczyt Pod
Wierchem 686, aby podglądać i fotografować zwierzęta.
Spotykaliśmy
się na tej malowniczej górze także w 2014 roku.
Oto
zdjęcia autorstwa państwa Antkowskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz