wtorek, 15 grudnia 2015

Podwarszawskie lasy jesienią


Kiedy przyjechałem do Warszawy jesienią, usłyszałem zgodną opinię od ludzi, którzy uważają się za grzybiarzy, że w lasach pod Warszawą grzybów nie ma.
      Na bazarze jednak grzyby były, i to w obfitości. 
Ludzie lubią mieć rację, więc tłumaczyli, że te grzyby na bazarze pochodzą z mazur na przykład.
No nie wiem, ja tam lubię mieć swoje zdanie, oraz lubię chodzić. Postanowiłem sprawdzić, jak jest z tymi grzybami pod Warszawą.
Już pierwsza wyprawa pokazała, że są grzyby. A w lesie było tak uroczo!



Ponieważ te wycieczki mi się spodobały, w lesie bywałem codzienne, i trwało to aż do pierwszego silnego przymrozku listopadowego, który sięgnął w głąb lasu. Był to chyba 9 listopada.

Stałem się totalny. Były tylko grzyby i las. Zniknąłem dla świata.
Znajomi pytali, czemu się nie odzywam, ani nie pokazuję. A ja byłem tylko wniebowzięty tym, co jest wokół. Czyli wpadłem w tu i teraz jak śliwka w kompot.







W lesie spotykałem nieliczne osoby szukające grzybów – wszyscy narzekali, prawie nic nie niosąc. Ja dziękowałem i chodziłem na luziczku. Z pewnością był to stan łaski, czyli sławna komitywa z Aniołem.
Jutro pokażę drugą część zdjęć.
I potwierdza się reguła: - miej swoje zdanie, nie polegaj na opinii tłumu.
Noś w głowie swoje własne myśli, a nie obce.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz