Dochodzę
do sklepu przy szosie.
Dzień
dobry.
Pani
sklepowa przygląda się uważnie, jak zdejmuję plecak. Jest
wcześnie, w sklepie jestem jedynym klientem.
Spanie
w namiocie było? - zapytała pani sklepowa.
Tak.
Nie zmarzł pan? W nocy było
tylko plus dwa......
Nie,
spałem wysoko ponad Smerekiem,
chyba tam było cieplej, albo już się zahartowałem, bo zimna nie
czułem.
Pewnie
do kobitki pan się tulił.
Ani,
ani! Byłem w swoich własnych ramionach. Jakoś kobitka się nie
trafia....
Bo
pewnie pan za słabo szuka! - roześmiała się.
Spojrzałem badawczo na panią
sklepową i wydało mi się że widzę przysłowiowe kurwiki w jej
oczach....
Być
może, być może. Chyba pani ma rację! - powiedziałem nieco
wymijająco i poprosiłem o sławną bułkę z czekoladą i piwo.
Kiedy zaczynałem swą dwudziestoletnią przygodę z rzemiosłem i uczyłem się robić długopisy (wtryskarka), mój mistrz pan Piątek z warszawskiej Pragi, powtarzał: - Panie Zbyszek, gdy nie wiesz pan co powiedzieć, pierdolnij pan wymijająco. To okazała się bardzo mądrą zasadą i tej zasady się trzymam. Tę zasadę z czasem nieco rozszerzyłem na: - gdy nie mam nic do powiedzenia, milczę.
Na
ławce przed sklepem zjadam bułkę + piwo, potem poprawiam jeszcze
jedną bułką.
Do
Wetliny jest tylko kilka kilometrów, właściwie rzut
beretem.
Mają
ludzie poczucie humoru?
Idzie
się.
Stachura
używał słowa „iście”. To piękne polskie słowo. Przypomina
się także historyczne zdanie Steda:
„Się
szło powolutku skrajem drogi straszliwie i cudownie samotnym”.
Och!
Jak te słowa w tym moim tu i teraz pasują!
Bardzo
ochoczo się idzie, jest niewielki ruch samochodów o tej tak
wczesnej godzinie.
Robię
zdjęcie góry po wschodniej stronie szosy. Ta góra nazywa się
Smerek. Miejscowość Smerek i góra Smerek.
Stąd zaczynają się połoniny. Albo tu się kończą. Zależy, z
której strony idziemy.
Idę,
jestem zadowolony i znowu myślę. (Bo mam czas).
Myślę
o tych myślach Steda, że: - „Gdy się idzie i myśli,
bardzo niegłupie zdania układają się nierzadko, ale tylko wtedy,
gdy mamy coś do przemyślenia. Możemy także te myśli wypowiadać
na głos, ale nie po to aby cokolwiek zajazgotać z gadatliwości czy
z panicznego lęku przed ciszą.
Słyszeliśmy
takich, widzieliśmy takich.
Co
to na przykład wstają rano i zamiast pozdrowić nowy dzień i
przepięknie zadziwić się nad tym cudem, że przebudzili się z
otchłani, że otworzyły im się oczy, zadziwić się znowu
przepięknie nad tym cudem, że jest na swoim miejscu ta cieniuteńka
powłoczka lądów i mórz, a nad nią ta arcydelikatna powiewająca
batystowa mereżkowa ażurowa apaszka powietrza i to prawie nic,
rozwieszone gdzieś, Bóg wie gdzie, pomiędzy wulkanami miliardów
Słońc a niezmierzonymi lodowatymi oceanami eteru – siegają ręką
do gałki radia, co obok legowiska, i przekręcają, ale nie po to,
żeby się zadziwić nad tym przecież też cudem, że przekręca się
gałkę jakiegoś małego cichego pudełka i oto rozbrzmiewa
orkiestra, i to orkiestra oddalona niekiedy o ładne tysiące
kilometrów od danego miejsca.
A
więc przekręca się gałkę nie po to, żeby słuchać grania tej
orkiestry, tylko po to, żeby coś brzęczało i żeby to brzęczenie
coś zagłuszało, bo boją się ciszy i boją się siebie.
Boją
się w tej ciszy usłyszeć w sobie jakiś szum i rozróżnić w tym
szumie coś jakby nikłe dalekie echo wołania mlecznego brata.
A
my, mój drogi z Mlecznej Drogi bracie, nie zagłuszaliśmy się
wzajemnie nigdy, wprost przeciwnie, zawsze ciągnęło nas do tej
części niewyróżnionego miejsca, skąd mamy najbliżej do siebie,
to znaczy najmniej daleko i skąd możemy nasze do siebie wołanie w
szumie niegłuchym rozróżnić”.
Oooo!
Moja chata!
I
tak rozmyślając, nie wiadomo kiedy doszedłem do Wetliny.
Tu
coś mnie tknęło, że sklep w Wołosatem może być
zamknięty i wykonałem podstawowe zakupy: - chleb, masło, cebule,
czosnek, ser biały, herbatniki, papryka, czekolada.
Kaszę,
płatki owsiane jeszcze mam. Nie kupuję nic mięsnego. Wegetarianin
znaczy. Te zakupy ewentualnie uzupełnię w Wołosatem.
Razem
25,90 zł.
Niedrogo
kosztuję, a to jest dobre z przyczyn finansowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz