Finiszuję
z postami: - jutro będzie ostatni wpis w tym roku i następuje Święto
Lasu!
Dzień
po dniu, pełen radości wędruję po lesie, zbieram, fotografuję, a
potem gotuję, jem, zamrażam, wekuję, albo rozdaję.
Nad
ranem przymrozki na obrzeżach lasu.
Nic
dziwnego więc, że w lesie jest coraz mniej grzybiarzy.
Zdarzyło
się dziś, że spotkałem tylko jedną osobę. Facet klął szpetnie,
bo nie znalazł ani jednego grzyba.
Mówię:
- i po co kląć, niech pan zobaczy jaki las piękny!
I
zaprawdę, powiadam wam, w tym momencie przypomniało mi się, że
Jan Sztaudynger napisał wiersz na temat przeklinania w
lesie.
Zaraz
po powrocie do Warszawy i obrobieniu grzybów, otworzyłem
komputer i znalazłem ten wiersz:
Nie
trzeba w lesie kląć,
kapelusz trzeba zdjąć,
Mogłyby listki leszczyny
pozwijać się bez przyczyny.
Mogłaby lipa bez powodu
odmówić pszczołom miodu.
Mogłaby osika ze strachu dostać bzika.
A zając, ten maleńki,
kapelusz trzeba zdjąć,
Mogłyby listki leszczyny
pozwijać się bez przyczyny.
Mogłaby lipa bez powodu
odmówić pszczołom miodu.
Mogłaby osika ze strachu dostać bzika.
A zając, ten maleńki,
zbudzony
w środku snów,
mógłby się jeszcze zgorszyć -
nauczyć brzydkich słów.
Nie trzeba w lesie kląć,
kapelusz trzeba zdjąć
mógłby się jeszcze zgorszyć -
nauczyć brzydkich słów.
Nie trzeba w lesie kląć,
kapelusz trzeba zdjąć
jak
najuroczyściej
i posłuchać, co też mówią liście...
i posłuchać, co też mówią liście...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz