Podstawą
egzystencji na dłuższym biwaku jest woda w pobliżu. Na 686 nie ma
kłopotu z wodą. Z czystą wodą.
Woda
w potokach płynie krystaliczna. Ostatniej nocy siąpił deszcz, ale
oba potoki mają pewnie po półtora kilometra, dopiero zaczynają
bieg ze źródeł pod Chryszczatą.
Tu
jest dziki, a więc czysty, niemal dziewiczy świat. Świat bez
ludzi. Czyli nieludzki świat?
Jest
w tych Ogrodach Edenu jeden Adam, z którym można pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko..... - dziś przez część
dnia nagi i bosy. Jeśli jesteś uważny, pilnujesz się, żeby bosą
stopą nie nadepnąć na żmiję zygzakowatą, będzie dobrze,
będziesz zadowolony!
Wodę
można pić prosto ze strumienia. Na takim krótkim odcinku potok
oczyszcza się z osadów w kilka godzin. Nad ranem spadł krótki
deszcz. Już przed południem woda była przejrzysta. Inaczej jest,
gdy bardziej pada, czyli leje. Wtedy te wąskie strumyki robią się
groźne, gwałtownie przybierają, niosą wodę mętną, gliniastą i
huczą. Z dna doliny niesie się wtedy grzmot, wielokilogramowe łupki
tylko śmigają po dnie. Banał - woda pozwoli przeżyć, ale można
także w niej utonąć.
Pamiętam
trzydniowe ulewy z 2013 roku. Kiedy wreszcie wyszło słońce o
poranku, zaczęło mi szumieć w głowie, jakby pracował jakiś
silnik – agregat. Teraz mam porównanie do tego olbrzymiego
agregatu prądotwórczego z Łemkowskiej Watry w Żdyni.
Po
trzech nocach, gdy w niedzielę wieczorem agregat nie jest już
potrzebny i zostaje wyłączony, robi się tak, jakby przestał ząb
boleć i głowa jednocześnie. Ulga wielka następuje. Powraca Cisza.
W
2013 roku była susza, ziemia pękała, a łąki o wystawie
południowej słońce wypaliło już na początku sierpnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz