Adrian.
Upalny
dzień na początku bieszczadzkiego lata.
Na
pustej ścieżce na Halicz, po kilku godzinach marszu dogania
mnie wędrowiec.
Mężczyzna idzie z plecakiem, do niego przymocowany
namiot. Ja tylko z aparatem, w kieszeniach kilka kromek chleba. Gdy
kromki podeschną robią się smaczne jak suchary.
Mogę
sobie wtedy przypomnieć, po co mam zęby.
Hej!
I
stanęliśmy na chwilę, aby pogadać. Potem usiedliśmy. Wyczuwam w
facecie bratnią duszę, bo wędrowiec. A ja go zaciekawiłem,
ponieważ nic nie niosłem na plecach.
Opowiedziałem
więc o pozostawionym pod Chryszczatą namiocie i o tym, że
jestem na razie na rekonesansie na połoninach, zatrzymałem się u
Staszka i Marioli w Wołosatem. Staszek jest kolegą
Darka Karalucha, pracowali razem na siekierezadzie.
I
potoczyła się rozmowa o życiu.
A sceneria do tej rozmowy była wymarzona!
Jeśli się otworzysz
przed bratnią duszą – dostajesz to samo.
Adrian
słuchał, a potem zaczął opowiadać:
Jestem
policjantem. Staję na rynku, wraz z Krzysztofem, partnerem, w
samochodzie służbowym.
Tu
gadają ludzie, tu radio, tu telefon, tu partner i po kilku godzinach
pracy mam wrażenie, że oni wszyscy gadają w mojej głowie.
Założyli kapcie, piją piwo, oglądają mecz i przy tym ciągle
trajkoczą. Zupełnie jak gadające głowy w telewizorze, bo każdy z
nich ma jakieś plotki i ciekawostki ze świata. Nie trzeba klikać
„odśwież”, żeby się czegoś nowego dowiedzieć. Choć
najczęściej jest to straszny bełkot, wystarczająco głośny, żeby
nie słyszeć własnych myśli. A może to są właśnie moje myśli?
Po
kilku godzinach mam głowę jak balon, a tu trzeba mieć oko, a nawet
dwa na tych, którzy łamią przepisy. Wróciłem któregoś dnia do
domu, usiadłem, nawet butów nie zdjąłem. Żona coś mówi, dzieci
(dwoje) mnie obsiadły, a ja nic nie kojarzę. Widzę tylko
poruszające się usta żony.
To
trwało tylko chwilę, ale zdałem sobie sprawę co to było.
Oho
– myślę, niedobrze ze mną. Mózg mi się sam wyłącza. To z
tego nadmiaru trajkotania wokół. Trzeba coś z tym zrobić, ciszy
poszukać. Wyjadę na parę dni.
Wiele rzeczy mi się coraz bardziej nie podoba, w policji także.
Nie, żebym narzekał, tego nie robię, tylko mówię rzeczy
niepopularne, takie, które ludziom nie pasują. Mnie się wydaje, że
zaczynam mieć swoje zdanie. Kilkanaście lat minęło jak wykorkował
mój ojciec. Był despotą, nie znosił sprzeciwu, pił i bił matkę.
We mnie narastał bunt, gdyby ojciec nie zachorował z pewnością
bym mu dopieprzył. Potem tylko gadał. I dobijał mnie tym gadaniem.
Mówił że jestem „nieprzystosowany”. Dla mnie to brzmi
jak „nienormalny.”
Kiedyś
nie lubiłem tego słowa. Wiele razy w kłótni żona tak mnie
nazywała. I ciekawa reakcja: dawniej szedłem na kompromis –
ustępowałem, aby tylko udowodnić, że jestem przystosowany, a tym
razem było inaczej: spłynął na mnie wielki spokój i
powiedziałem: - wyjeżdżam, a ty się zastanów, czy chcesz być z
nieprzystosowanym. Ja też się zastanowię nad dalszym życiem z
tobą! Tak się dziwnie czułem, jakby
to ktoś za mnie mówił! Taki spokój miałem.
Wziąłem
kilka dni urlopu, żona o dziwo zamilkła, ja też nic, tylko sucha
informacja że jadę na kilka dni.
I
tak wylądowałem w Smereku, wędruję już trzeci dzień.
Czuję się wolny. Wolność dodaje skrzydeł!
-
Albo to skrzydła są zbudowane z wolności...
Chyba
mi się ładnie powiedziało.
Jutro
ostatni dzień urlopu.....
Głowa
mi ucichła, już zapomniałem co to znaczy cisza, całe napięcie
odeszło, aż się tego przestraszyłem w pierwszej chwili, gdy
spłynął na mnie ten wielki spokój, wszystko stało się nieważne.
Ważne było to, że żyję i idę przed siebie.
Jak
myślisz: coś się dzieje ze mną? Jest coś nie tak?
Ja:
- Myślę, że nie tylko jest dobrze, ale stało się coś
wspaniałego. Wyrwałeś się właśnie spod władzy swego umysłu, i
to stało się samorzutnie. Stałeś się jak najbardziej normalny w
tym nienormalnym świecie!
I
jeszcze jedno: Wszyscy wielcy ludzie w historii ludzkości byli
wyrzutkami w swoich społeczeństwach.
Wszyscy,
którzy mieli wkład w rozwój szczęścia ludzkości i piękno
Ziemi, byli niedopasowani, nieprzystosowani.
Bycie
nieprzystosowanym jest bardzo cenną cechą. Witaj wśród
nieprzystosowanych!
Mnie
także nazywali kiedyś dziwakiem.
I kiedyś mnie to dotykało. Obecnie nie przykładam wagi do
opinii innych, żyję nareszcie swoim życiem, nie pozwalam nikomu
się do niego wtrącać. Powiem ci, że nie silę się na
żadną oryginalność, jestem po prostu sobą, i gdy ktoś
teraz nazwie mnie dziwakiem, uznaję to za komplement i potwierdzenie
słusznej drogi, którą idę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz