Wielokrotnie
czytałem o mistrzach zen, którzy uderzają znienacka kijem swych
uczniów, gdy ci tracą uważność.
Nie
jest to całkiem zgodne z prawdą. A przecież prawdy należy szukać,
bo „tylko prawda ciebie wyzwoli”.
Maria
Moneta-Malewska, polska lekarka, mniszka zen, w książce:
„Zamiatając skały, czesząc mech”, wyjaśnia rzecz w
opowieści o swym codziennym życiu w klasztorze zen w Japonii.
Ta
książka jest osobistym świadectwem, spisanym przez pierwszą białą
kobietę, która otrzymała przekaz japońskiej szkoły Rinzai
Zen, po niezwykle surowym treningu w klasztorze.
Tu
nastąpiła synchroniczność, gdyż dowiedziałem się, że i ja
praktykowałem zen w Bieszczadach. W jaki sposób? Otóż zen
sesshin jest siedmiodniowym odosobnieniem! A gdy jeszcze (jako
Zbyszek 55 według gematrii)
przeczytałem, że sesshin w Polsce, w Przesiece koło
Jeleniej Góry było zorganizowane w starym, położonym nad rwącym
strumieniem młynie, który mógł pomieścić 55 osób.... odebrałem
sygnał od Anioła: - widzisz pan, panie Zbyszku?
Czytałem
więc tę książkę z wielką uwagą:
-
Pod koniec pierwszego tak długiego dnia, (wstawanie o 2.15. Spanie o
23.00) zaczynam odczuwać ból w stawach biodrowych. Ciało nie jest
przystosowane do tak długiego siedzenia. Wtedy też postanawiam
częściej korzystać z pomocy kyosaku, płaskiego kija, który
w rękach mnichów krąży po zendo na każdej rundzie. W
dowolnej chwili można poprosić o dodające energii uderzenia....
Jednak
pod koniec trzeciego dnia ból jest nie do wytrzymania. Nie poddam
się! Tylko jak to zrobić?
I
nagle przypomina mi się metoda anonimowych alkoholików, o której
tyle razy mówiłam pacjentom: - Dla uzależnionych ludzi powiedzenie
sobie, że nie będą pili lub brali narkotyków do końca życia,
jest niezwykle trudne, prawie niemożliwe. Wymyślono więc i
sprawdzono metodę małych kroków. Każdego ranka mówi się:
dzisiaj nie piję.
To
dużo łatwiejsze, to tylko jeden dzień. A efekt życia w trzeźwości
ten sam. (…...)
Doksany
w świątyni Hokoji mają specjalny urok.Tuż przed nim rusza
kyosaku. Mnich z długim kijem staje przed każdym
praktykującym, kłania się, następnie uderza go dwa razy po prawej
i lewej stronie kręgosłupa. Przed uderzeniem lekkie dotknięcie
dłonią, aby upewnić się, że miejsce jest dobrze wybrane. Słychać
szybkie: „pah-pah”. Każdy, kto praktykował zen, pamięta
ten dźwięk do końca życia.
Uderzenie
odczuwa się jako mniej lu bardziej bolesne. W tym miejscu chcę
podziękować wszystkim, którzy dawali mi kyosaku.
Uderza
się w miejsca przebiegu kanałów energetycznych. Uderzenie pobudza
przepływ energii, powodując tym samym, że człowiek staje się
orzeźwiony i mniej zmęczony.
Dobre
kyosaku, to prawdziwy cud.
W
tradycji rinzai podczas małych i dużych sesshin mnisi
chodzą z kyosaku przez wszystkie rundy, gotowi przyjść z
pomocą każdemu, kto o to poprosi. Bez proszenia dostaje się
uderzenia przed doksanem i w wypadku, gdy zaśnie się na
poduszce.
Wagę
i skuteczność kyosaku mogą docenić tylko ci, którzy sami
doświadczyli jego magicznej mocy.
Pozwoliłem
sobie na garść refleksji.
Każdy
idzie swoją drogą. Nie papuguj. Opierając się na czyichś
doświadczeniach, doznajemy jedynie inspiracji.
Opisany
drobiazgowo trening zen, wstawanie o drugiej, spoczynek o 23.00,
wypełniona każda chwila, ścisłe procedury, rygor, porzucenie
wolnej woli, to przecież niewola, więzienie.
Chodzi
zapewne o wymuszenie zmian w mózgu (nowe połączenia neuronowe)
które powodują zwiększenie wraźliwości i przez to inne widzenie
świata.
Klasztorny, więzienny świat staje się najpiękniejszy.
Albo......rodzą
się nawyki, przyzwyczajenia i stają się drugą naturą. Czyli
adieu spontaniczność i wolność!
Mnisi
zen zostają często w tym klasztornym świecie na zawsze.
Takie
oderwanie się od egzystencji w „ludzkim” świecie, jest
zatrzaśnięciem się w klatce.
Droga
przemiany, droga duchowości powinna być dla każdego inna, bo każdy
jest przecież inny, niepowtarzalny.
Ta
droga z pewnością inna jest dla młodych, którzy „gonią”,
zdobywają doświadczenia, a inna dla seniorów.
Pytam
serca, i mam odpowiedź: - więzienie? - Nie! Wolność? - Tak!
Najważniejsza
jest sama droga (Tao), kroczenie nią, popełnianie własnych
błędów.
Ta
książka jest cenna, pozwoliła mi lepiej zrozumieć siebie.
- Także
wybrałem kierunek odosobnienia, który mnie cieszy.
- Ten
kierunek to Zen Wolności.
- Tu
uważność bierze się z zachwytu każdą nową chwilą.
Uważność
bierze się z bycia w przyrodzie, lekkiego niebezpieczeństwa, możesz
liczyć tylko na siebie.
- Mam
namacalny kontakt z Nieznanym.
Radość
bierze się ze spontaniczności, niepowtarzalności codziennych
działań.
- Robię
to, co lubię.
- Cisza
odświeża, jest święta.
- Sam
dla siebie sterem i okrętem.
- Nie
wyłączam się z dotychczasowego świata, świata ludzi. Mało tego:
ten świat staje się odmieniony, świeży, fascynujący.
- To
jest to słynne „każdy człowiek spotkany na mej drodze staje
się nauczycielem”.
- Nauczyłem
się słuchać.
To tylko
takie tam wyliczanki......
Jeżeli
podczas tego życia używasz tylko
dziesiątej części swego mózgu (niektórzy naukowcy twierdzą,
że jednej setnej) po co potrzebna jest
ci reszta? Dlaczego ludzkie mózgi w dalszym ciągu istnieją w
takiej właśnie formie i ewolucja nie
doprowadziła do ich degeneracji, zmniejszając każdy do wielkości
ziarnka grochu? Sądzisz, że posiadasz taki duży mózg po to, by
stworzyć miejsce na twarz?
Krótka
bajka
Była
sobie raz młoda dziewczyna, która miała chłopaka. Zapytała go
kiedyś, czy chciałby ją poślubić. On powiedział: - Nie!
I
dziewczyna.....
Żyła
szczęśliwie, bez prania, gotowania, prasowania. Często spotykała
się z przyjaciółmi, spała z kim chciała, zarabiała na siebie i
wydawała pieniądze na co chciała.....
KONIEC
PS.
Opuściłem się w odpowiadaniu na maile, za co przepraszam. Odpowiem
na nie w niedzielę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz