sobota, 11 kwietnia 2015

Uderzenie kijem kyosaku

Wielokrotnie czytałem o mistrzach zen, którzy uderzają znienacka kijem swych uczniów, gdy ci tracą uważność.
Nie jest to całkiem zgodne z prawdą. A przecież prawdy należy szukać, bo „tylko prawda ciebie wyzwoli”.

Maria Moneta-Malewska, polska lekarka, mniszka zen, w książce: „Zamiatając skały, czesząc mech”, wyjaśnia rzecz w opowieści o swym codziennym życiu w klasztorze zen w Japonii.
   
 
Ta książka jest osobistym świadectwem, spisanym przez pierwszą białą kobietę, która otrzymała przekaz japońskiej szkoły Rinzai Zen, po niezwykle surowym treningu w klasztorze.
     Tu nastąpiła synchroniczność, gdyż dowiedziałem się, że i ja praktykowałem zen w Bieszczadach. W jaki sposób? Otóż zen sesshin jest siedmiodniowym odosobnieniem! A gdy jeszcze (jako Zbyszek 55 według gematrii) przeczytałem, że sesshin w Polsce, w Przesiece koło Jeleniej Góry było zorganizowane w starym, położonym nad rwącym strumieniem młynie, który mógł pomieścić 55 osób.... odebrałem sygnał od Anioła: - widzisz pan, panie Zbyszku?                 
          Czytałem więc tę książkę z wielką uwagą:
 
- Pod koniec pierwszego tak długiego dnia, (wstawanie o 2.15. Spanie o 23.00) zaczynam odczuwać ból w stawach biodrowych. Ciało nie jest przystosowane do tak długiego siedzenia. Wtedy też postanawiam częściej korzystać z pomocy kyosaku, płaskiego kija, który w rękach mnichów krąży po zendo na każdej rundzie. W dowolnej chwili można poprosić o dodające energii uderzenia....
Jednak pod koniec trzeciego dnia ból jest nie do wytrzymania. Nie poddam się! Tylko jak to zrobić?
      I nagle przypomina mi się metoda anonimowych alkoholików, o której tyle razy mówiłam pacjentom: - Dla uzależnionych ludzi powiedzenie sobie, że nie będą pili lub brali narkotyków do końca życia, jest niezwykle trudne, prawie niemożliwe. Wymyślono więc i sprawdzono metodę małych kroków. Każdego ranka mówi się: dzisiaj nie piję.
To dużo łatwiejsze, to tylko jeden dzień. A efekt życia w trzeźwości ten sam. (…...)
Doksany w świątyni Hokoji mają specjalny urok.Tuż przed nim rusza kyosaku. Mnich z długim kijem staje przed każdym praktykującym, kłania się, następnie uderza go dwa razy po prawej i lewej stronie kręgosłupa. Przed uderzeniem lekkie dotknięcie dłonią, aby upewnić się, że miejsce jest dobrze wybrane. Słychać szybkie: „pah-pah”. Każdy, kto praktykował zen, pamięta ten dźwięk do końca życia.

Uderzenie odczuwa się jako mniej lu bardziej bolesne. W tym miejscu chcę podziękować wszystkim, którzy dawali mi kyosaku.
Uderza się w miejsca przebiegu kanałów energetycznych. Uderzenie pobudza przepływ energii, powodując tym samym, że człowiek staje się orzeźwiony i mniej zmęczony.
Dobre kyosaku, to prawdziwy cud.
W tradycji rinzai podczas małych i dużych sesshin mnisi chodzą z kyosaku przez wszystkie rundy, gotowi przyjść z pomocą każdemu, kto o to poprosi. Bez proszenia dostaje się uderzenia przed doksanem i w wypadku, gdy zaśnie się na poduszce.
Wagę i skuteczność kyosaku mogą docenić tylko ci, którzy sami doświadczyli jego magicznej mocy.

         Pozwoliłem sobie na garść refleksji.
Każdy idzie swoją drogą. Nie papuguj. Opierając się na czyichś doświadczeniach, doznajemy jedynie inspiracji.
Opisany drobiazgowo trening zen, wstawanie o drugiej, spoczynek o 23.00, wypełniona każda chwila, ścisłe procedury, rygor, porzucenie wolnej woli, to przecież niewola, więzienie.
       Chodzi zapewne o wymuszenie zmian w mózgu (nowe połączenia neuronowe) które powodują zwiększenie wraźliwości i przez to inne widzenie świata.
      Klasztorny, więzienny świat staje się najpiękniejszy.
Albo......rodzą się nawyki, przyzwyczajenia i stają się drugą naturą. Czyli adieu spontaniczność i wolność!
     Mnisi zen zostają często w tym klasztornym świecie na zawsze.
Takie oderwanie się od egzystencji w „ludzkim” świecie, jest zatrzaśnięciem się w klatce.
       Droga przemiany, droga duchowości powinna być dla każdego inna, bo każdy jest przecież inny, niepowtarzalny.
Ta droga z pewnością inna jest dla młodych, którzy „gonią”, zdobywają doświadczenia, a inna dla seniorów.
       Pytam serca, i mam odpowiedź: - więzienie? - Nie! Wolność? - Tak!
Najważniejsza jest sama droga (Tao), kroczenie nią, popełnianie własnych błędów.
Ta książka jest cenna, pozwoliła mi lepiej zrozumieć siebie.
    - Także wybrałem kierunek odosobnienia, który mnie cieszy.
   - Ten kierunek to Zen Wolności.
   - Tu uważność bierze się z zachwytu każdą nową chwilą.
Uważność bierze się z bycia w przyrodzie, lekkiego niebezpieczeństwa, możesz liczyć tylko na siebie.
   - Mam namacalny kontakt z Nieznanym.
Radość bierze się ze spontaniczności, niepowtarzalności codziennych działań.
   - Robię to, co lubię.
   - Cisza odświeża, jest święta.
   - Sam dla siebie sterem i okrętem.
   - Nie wyłączam się z dotychczasowego świata, świata ludzi. Mało tego: ten świat staje się odmieniony, świeży, fascynujący.
  - To jest to słynne „każdy człowiek spotkany na mej drodze staje się nauczycielem”.
   - Nauczyłem się słuchać.
                                                           To tylko takie tam wyliczanki......

Jeżeli podczas tego życia używasz tylko dziesiątej części swego mózgu (niektórzy naukowcy twierdzą, że jednej setnej) po co potrzebna jest ci reszta? Dlaczego ludzkie mózgi w dalszym ciągu istnieją w takiej właśnie formie i ewolucja nie doprowadziła do ich degeneracji, zmniejszając każdy do wielkości ziarnka grochu? Sądzisz, że posiadasz taki duży mózg po to, by stworzyć miejsce na twarz?

         Krótka bajka

Była sobie raz młoda dziewczyna, która miała chłopaka. Zapytała go kiedyś, czy chciałby ją poślubić. On powiedział: - Nie!
I dziewczyna.....
Żyła szczęśliwie, bez prania, gotowania, prasowania. Często spotykała się z przyjaciółmi, spała z kim chciała, zarabiała na siebie i wydawała pieniądze na co chciała.....

KONIEC


PS. Opuściłem się w odpowiadaniu na maile, za co przepraszam. Odpowiem na nie w niedzielę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz