sobota, 4 kwietnia 2015

Słowo na sobotę


Godzina 11.11
Drogi doprowadzają autora do Ogrodu Biblijnego koło Myczkowców obok Soliny.
     


Zwiedzających wita tekst, który cenię, wyryty na kamiennej tablicy. Tekst o wchodzeniu przez ciasną bramę.
Jest w tym tekście głębia, oj jest! Tylko każdy rozumie te słowa inaczej.....
I nasuwają się pytania zasadnicze: - W co wierzą ludzie? Komu ufają?

Chrześcijanom o misjonarskich zapędach, wydaje się, że mają monopol na jedynie słuszną prawdę. A to jest naginanie słów do obowiązującej doktryny. Słów wątpliwych do tego, bo nigdy się nie dowiemy, czy takie słowa rzeczywiście zostały wypowiedziane.
Mamy (bowiem) do czynienia z fałszowaniem historii. I tu pada magiczne hasło: Słowo Boże.

Ponad miliard ludzi w naszej globalnej wiosce uważa się za chrześcijan. Jak związać ich z wiarą? Potrzebny jest do tego jakiś fundament.
       Tym fundamentem jest Biblia.
W Biblii stwierdzono osiemdziesiąt tysięcy rozbieżności.
      

W kościołach wbrew zdrowemu rozsądkowi głosi się, jakoby Biblia była natchniona przez Boga i zawierała Słowo Boże.
       W uszach i naiwnym sercu prostego chrześcijanina słowa namaszczonego teologa brzmią tak, jakby dobry Bóg osobiście księgę inspirował, a nawet podyktował. Co się tyczy Nowego Testamentu, to pozostawia się katolika w wierze, że uczniowie Jezusa z Nazaretu od ręki stenografowali Jego nauki, przykazania i „proroctwa”, a oglądając cudowne czyny, jakich dokonywał, natychmiast wpisywali je do Kroniki Cudów.
        Prawdziwy chrześcijanin nie powinien wątpić, że Biblia to zbiór autentycznych relacji.
     

Jedno jest pewne: duże i małe kościoły chrześcijańskie żyją w wiernych i z wiernych, towarzyszą prostemu człowiekowi od kołyski do trumny.
       Dzięki przemyślanej indoktrynacji, poprzez przebiegle ustanowione obrzędy dla każdego etapu życia, stają się „niezbędnie potrzebne”, sprawują władzę i napełniają kościelne kasy.

Laik ma prawo domagać się, aby zwolniono go z uznawania błędów i nieżyciowych dogmatów, ma prawo domagać się sprostowań i prawdy, prawdy w imię Boga. I ta prawda powinna być wyłożona językiem prostym, zrozumiałym, bez skomplikowanej, pokrętnej, teologicznej ekwilibrystyki.
Laik ma wreszcie prawo oczekiwać, że zdejmie się z niego wszelkie „strachy”, wykorzystywane bardzo skutecznie, funkcjonujące od prawie dwóch tysięcy lat.

         Nieomylna korporacja

Soborowa uchwała o Kościele z 21 XI 1964 roku:
- Kościół katolicki jest jedynie prawdziwym kościołem
- Jedynie on głosi nieomylną, pełną i całkowitą prawdę
- Tylko on jest nieodzowny do zbawienia
- Jedynie jemu została powierzona pełna skarbnica niebiańskiego dobra
- Jest on jedynym spadkobiercą boskich obietnic
- Jedynie on jest natchniony duchem Chrystusa
- Tylko on ma powierzony urząd nieomylnego nauczyciela
( Teraz już wiemy skąd zaczerpnął pomysł swego tytułu nieśmiertelny nauczyciel Kim Ir Sen )

     18 listopada Kościół katolicki uroczyście i oficjalnie oznajmił w Konstytucji Dogmatycznej:
- Pierwszym autorem Biblii jest Bóg.
- Biblia w całości jest święta.
- Biblia w całości napisana została z natchnienia Ducha Św.
- Wszystko, co jest w Biblii, należy traktować, jak gdyby było pisane przez Ducha Św., a Biblia uczy pewnie, wiernie i bezbłędnie.
 
Amen! ( Amen jest od Zbyszka)

Aby miliardowi wiernych zaprezentować ten kanon prawdy, teologowie nie wspominają o wynikach swych badań na Biblią, powołując się głównie na „oryginalny” tekst Ducha Św.
       Pod żadnym pozorem nie można jednak podać, że tekstu oryginalnego po prostu nie ma. Takie stwierdzenie pomieszałoby wiernym w głowach. Zachwiało by to także fundamentem doktryny.
Okazało by się wtedy, że „król jest nagi”.

Żaden z Ewangelistów współczesnych Jezusowi, i w ogóle nikt z jemu współczesnych nie pisał relacji jako naoczny świadek. O Jezusie i jego uczniach zaczęto pisać dopiero po zburzeniu Jerozolimy przez Tytusa w roku 70.
Oto co na ten temat mówi dr Johannes Lehmann, współautor nowoczesnego przekładu Biblii:
Autorzy Ewangelii nie są biografami, lecz interpretatorami. Nie rozjaśnili oni tego, co przez pokolenia zostało zaciemnione, a właściwie zaciemnili to, co było jasne.
Oni nie pisali historii, oni ją „robili”.

Teksty oryginalne” wielokrotnie przerabiane, tak inspirujące teologiczną rabulistykę, w ogóle nie istnieją.
Zatem co dostajemy do rąk?
Jedynie odpisy, wyłącznie kopie, sporządzane na przestrzeni wieków (od IV do X). Równo 1500 kopii, z których każda jest inna. Stwierdzono osiemdziesiąt tysięcy rozbieżności.
(Przypominam zamieszczoną anegdotę o mnichach przepisujących stare teksty, i słowach: - w „celi bracie”, zamienionych na: - w „celibacie”).
       Nie znaleziono choćby jednej strony „tekstu oryginalnego”, na której nie byłoby różnic. Każda kopia poprawiana była przez nowych autorów zgodnie z ich odczuciami i według aktualnych potrzeb.
Najwybitniejszy „oryginał”- Codex Sinaiticus, odnaleziony został w 1844 roku w synajskim klasztorze. Zawiera on szesnaście tysięcy poprawek, przypisywanych siedmiu różnym korektorom. Wiele fragmentów przerabiano trzykrotnie, by wreszcie zdecydować się na wersję czwartą - „oryginalną”.
     Friedrich Delitzsch, znakomity specjalista, autor słownika hebrajskiego, osobiście odkrył trzysta błędów w kopiowaniu „oryginalnego” tekstu.

Szlachetne bałamuctwo

Sprawa „tekstu pierwotnego” jest znamienna dla szlachetnego sposobu teologicznego wprowadzania w błąd. Zwykły śmiertelnik kojarzy pojęcie „tekst oryginalny” z czymś wiarygodnym, o udowodnionej prawdziwości.
Fakt, że bajka o Biblii jako „Słowie Bożym” przetrwała, należy uznać za zjawisko niezwykłe, bez precedensu i godne najwyższej inspiracji.
Reklamowanie „tekstów pierwotnych”, mimo odkrytych sprzeczności i zafałszowań, od których się w nich roi, graniczy nieomal ze schizofrenią.
Fałszerstwo to mocne słowo. Oznacza celowe wprowadzenie w błąd. Jednak faktyczny stan rzeczy pokazuje, że zafałszowania miały miejsce.
Chrześcijańscy teologowie biorą fałszerzy pod swoje czarne skrzydła i nazywają ich robotę „poprawkami”. Owijają „poprawiaczy” w watę słów, twierdząc, że działali oni „w duchu” i dla „dobra”.
      Dr Robert Kehl z Zurichu tak napisał o zafałszowaniach:

Poprawiane fragmenty dostawały inny sens w zależności od aktualnie obowiązującego dogmatycznego kierunku. Te wszystkie „poprawki”, a tym bardziej planowane „korekty”, spowodowały totalny chaos, mętlik, jakiego odkręcić nie sposób”.

Wieloletni duszpasterz przy katedrze Św. Piotra w Genui, Jean Schorer, doszedł do następującego wniosku:

Teza, jakoby Biblia była w całości natchniona przez Boga przeczy zdrowemu rozsądkowi, a także w samej Biblii znajduje jednoznaczne zaprzeczenie.
Tylko nieoświeceni Ewangeliści i niewykształcone owieczki mogą podzielać pogląd Kościoła”.

W tekście Biblii dopuszczono się wielkich manipulacji. W serii wydawniczej „Religia człowieka nowoczesnego” cytowany już dr Kehl pisze:
Większość wierzących w Biblię w swej naiwności łudzi się, iż Biblia od początku istniała w takiej formie, jaką dziś się im przedstawia. Nie wiedzą – i najczęściej nie chcą wiedzieć – że pierwsi chrześcijanie przez prawie dwieście lat prócz Starego Testamentu nie mieli żadnego „Pisma”. I kiedyś nikt nie myślał, żeby nowotestamentowe zapiski, odczytywane w gminach traktować za święte. Pomysł taki zrodził się dopiero wówczas, gdy różne odłamy chrześcijaństwa zaczęły się wzajemnie zwalczać i zaistniała potrzeba oparcia się na czymś konkretnym. I z wolna zaczęto wtedy owe zapiski uważać za Pismo Święte”.

          Chrześcijańska naiwność

Słowo Boże” poddano niejako pod głosowanie, potajemnie, za pomocą czarnych i białych kul. Takie są fakty. Instytucja światowa uzurpująca sobie prawa strażnika jedynej prawdy, czyli największa korporacja, jak nazywa ją Bruno Ballardini, ma świetnie funkcjonujący system public relations.
             Lecz przyznać, że Biblia nie jest „Słowem Bożym”, bo zgodnie z wyjaśnionym „sposobem” jej powstania NIE MOŻE NIM BYĆ to nie jest brak cywilnej odwagi, to całkiem słuszna obawa, że Korporacja utraciłaby wtedy swą bazę handlową i w rezultacie zostałaby – na zasadzie wzajemności – pozbawiona kapitału udziałowego.
      Wykorzystując naiwność wiernych, czołowi kościelni duszpasterze trwają w mniemaniu, że ludzie są ciemni i można ich dowolnie długo manipulować i utrzymywać w chrześcijańskiej pokorze. I poniekąd mają rację.
 
Zaprawdę, powiadam Wam: dalej rozbrzmiewa z kazalnic stara pieśń o Biblii jako o Słowie Bożym. A to jest niegodne i nieuczciwe.
   


Z satysfakcją przystanąłem w tym miejscu.
Cisza jest bowiem niezwykle cenna.
Docenisz to, gdy dokuczy ci ktoś permanentnym bezsensownym paplaniem na okrągło. A więc częściej milczmy, nie mając nic mądrego do przekazania.

I zaprawdę powiadam wam: chodziłem po terenie ogrodu sam, nie uczestniczyłem w indoktrynacji, którą parał się przewodnik – sługa czarnych.
I wyszedłem z Ogrodu Biblijnego w Myczkowcach ochoczo, oraz z wyraźnym poczuciem ulgi. Udałem się już z przyjemnością do ogrodu - muzeum miniatur cerkiewek z Karpat.
 
         Niech Mądrość będzie z Wami! - Oto słowo na sobotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz