Godzina 11.11
Drogi doprowadzają autora do Ogrodu Biblijnego koło Myczkowców obok
Soliny.
Zwiedzających
wita tekst, który cenię, wyryty na kamiennej tablicy. Tekst o wchodzeniu
przez ciasną bramę.
Jest
w tym tekście głębia, oj jest! Tylko każdy rozumie te słowa
inaczej.....
I
nasuwają się pytania zasadnicze: - W co wierzą ludzie? Komu ufają?
Chrześcijanom
o misjonarskich zapędach, wydaje się, że mają monopol na jedynie
słuszną prawdę. A to jest naginanie słów do obowiązującej
doktryny. Słów wątpliwych do tego, bo nigdy się nie dowiemy, czy
takie słowa rzeczywiście zostały wypowiedziane.
Mamy
(bowiem) do czynienia z fałszowaniem historii. I tu pada magiczne
hasło: Słowo Boże.
Ponad
miliard ludzi w naszej globalnej wiosce uważa się za chrześcijan.
Jak związać ich z wiarą? Potrzebny jest do tego jakiś fundament.
Tym
fundamentem jest Biblia.
W Biblii stwierdzono osiemdziesiąt tysięcy rozbieżności.
W
kościołach wbrew zdrowemu rozsądkowi głosi się, jakoby Biblia
była natchniona przez Boga i zawierała Słowo Boże.
W
uszach i naiwnym sercu prostego chrześcijanina słowa namaszczonego
teologa brzmią tak, jakby dobry Bóg osobiście księgę inspirował,
a nawet podyktował. Co się tyczy Nowego Testamentu, to pozostawia
się katolika w wierze, że uczniowie Jezusa z Nazaretu od ręki
stenografowali Jego nauki, przykazania i „proroctwa”, a
oglądając cudowne czyny, jakich dokonywał, natychmiast wpisywali
je do Kroniki Cudów.
Prawdziwy
chrześcijanin nie powinien wątpić, że Biblia to zbiór
autentycznych relacji.
Jedno
jest pewne: duże i małe kościoły chrześcijańskie żyją w
wiernych i z wiernych, towarzyszą prostemu człowiekowi od kołyski
do trumny.
Dzięki
przemyślanej indoktrynacji, poprzez przebiegle ustanowione obrzędy
dla każdego etapu życia, stają się „niezbędnie potrzebne”,
sprawują władzę i napełniają kościelne kasy.
Laik
ma prawo domagać się, aby zwolniono go z uznawania błędów i
nieżyciowych dogmatów, ma prawo domagać się sprostowań i prawdy,
prawdy w imię Boga. I ta prawda powinna być wyłożona językiem
prostym, zrozumiałym, bez skomplikowanej, pokrętnej, teologicznej
ekwilibrystyki.
Laik
ma wreszcie prawo oczekiwać, że zdejmie się z niego wszelkie
„strachy”, wykorzystywane bardzo skutecznie, funkcjonujące
od prawie dwóch tysięcy lat.
Nieomylna
korporacja
Soborowa
uchwała o Kościele z 21 XI 1964 roku:
-
Kościół katolicki jest jedynie prawdziwym kościołem
-
Jedynie on głosi nieomylną, pełną i całkowitą prawdę
-
Tylko on jest nieodzowny do zbawienia
-
Jedynie jemu została powierzona pełna skarbnica niebiańskiego
dobra
-
Jest on jedynym spadkobiercą boskich obietnic
-
Jedynie on jest natchniony duchem Chrystusa
-
Tylko on ma powierzony urząd nieomylnego nauczyciela
( Teraz już wiemy skąd zaczerpnął pomysł swego tytułu nieśmiertelny
nauczyciel Kim Ir Sen )
18
listopada Kościół katolicki uroczyście i oficjalnie oznajmił w
Konstytucji Dogmatycznej:
- Pierwszym
autorem Biblii jest Bóg.
- Biblia
w całości jest święta.
- Biblia
w całości napisana została z natchnienia Ducha Św.
- Wszystko,
co jest w Biblii, należy traktować, jak gdyby było pisane przez
Ducha Św., a Biblia uczy pewnie, wiernie i bezbłędnie.
Amen!
( Amen jest od Zbyszka)
Aby
miliardowi wiernych zaprezentować ten kanon prawdy, teologowie nie
wspominają o wynikach swych badań na Biblią, powołując się
głównie na „oryginalny” tekst Ducha Św.
Pod
żadnym pozorem nie można jednak podać, że tekstu oryginalnego po
prostu nie ma. Takie stwierdzenie pomieszałoby wiernym w głowach.
Zachwiało by to także fundamentem doktryny.
Okazało
by się wtedy, że „król jest nagi”.
Żaden
z Ewangelistów współczesnych Jezusowi, i w ogóle nikt z jemu
współczesnych nie pisał relacji jako naoczny świadek. O Jezusie i
jego uczniach zaczęto pisać dopiero po zburzeniu Jerozolimy przez
Tytusa w roku 70.
Oto
co na ten temat mówi dr Johannes Lehmann, współautor
nowoczesnego przekładu Biblii:
„Autorzy
Ewangelii nie są biografami, lecz interpretatorami. Nie rozjaśnili
oni tego, co przez pokolenia zostało zaciemnione, a właściwie
zaciemnili to, co było jasne.
Oni
nie pisali historii, oni ją „robili”.
„Teksty
oryginalne” wielokrotnie przerabiane, tak inspirujące
teologiczną rabulistykę, w ogóle nie istnieją.
Zatem
co dostajemy do rąk?
Jedynie
odpisy, wyłącznie kopie, sporządzane na przestrzeni wieków (od IV
do X). Równo 1500 kopii, z których każda jest inna. Stwierdzono
osiemdziesiąt tysięcy rozbieżności.
(Przypominam
zamieszczoną anegdotę o mnichach przepisujących stare teksty, i
słowach: - w „celi bracie”, zamienionych na: - w
„celibacie”).
Nie
znaleziono choćby jednej strony „tekstu oryginalnego”, na
której nie byłoby różnic. Każda kopia poprawiana była przez
nowych autorów zgodnie z ich odczuciami i według aktualnych
potrzeb.
Najwybitniejszy
„oryginał”- Codex Sinaiticus, odnaleziony został w 1844
roku w synajskim klasztorze. Zawiera on szesnaście tysięcy
poprawek, przypisywanych siedmiu różnym korektorom. Wiele
fragmentów przerabiano trzykrotnie, by wreszcie zdecydować się na
wersję czwartą - „oryginalną”.
Friedrich
Delitzsch, znakomity specjalista, autor słownika hebrajskiego,
osobiście odkrył trzysta błędów w kopiowaniu „oryginalnego”
tekstu.
Szlachetne
bałamuctwo
Sprawa
„tekstu pierwotnego” jest znamienna dla szlachetnego
sposobu teologicznego wprowadzania w błąd. Zwykły śmiertelnik
kojarzy pojęcie „tekst oryginalny” z czymś wiarygodnym,
o udowodnionej prawdziwości.
Fakt,
że bajka o Biblii jako „Słowie Bożym” przetrwała,
należy uznać za zjawisko niezwykłe, bez precedensu i godne
najwyższej inspiracji.
Reklamowanie
„tekstów pierwotnych”, mimo odkrytych sprzeczności i
zafałszowań, od których się w nich roi, graniczy nieomal ze
schizofrenią.
Fałszerstwo
to mocne słowo. Oznacza celowe wprowadzenie w błąd. Jednak
faktyczny stan rzeczy pokazuje, że zafałszowania miały miejsce.
Chrześcijańscy
teologowie biorą fałszerzy pod swoje czarne skrzydła i nazywają
ich robotę „poprawkami”. Owijają „poprawiaczy”
w watę słów, twierdząc, że działali oni „w duchu” i
dla „dobra”.
Dr
Robert Kehl z Zurichu tak napisał o zafałszowaniach:
„ Poprawiane
fragmenty dostawały inny sens w zależności od aktualnie
obowiązującego dogmatycznego kierunku. Te wszystkie „poprawki”,
a tym bardziej planowane „korekty”, spowodowały totalny chaos,
mętlik, jakiego odkręcić nie sposób”.
Wieloletni
duszpasterz przy katedrze Św. Piotra w Genui, Jean Schorer,
doszedł do następującego wniosku:
„Teza,
jakoby Biblia była w całości natchniona przez Boga przeczy
zdrowemu rozsądkowi, a także w samej Biblii znajduje jednoznaczne
zaprzeczenie.
Tylko
nieoświeceni Ewangeliści i niewykształcone owieczki mogą
podzielać pogląd Kościoła”.
W
tekście Biblii dopuszczono się wielkich manipulacji. W serii
wydawniczej „Religia człowieka nowoczesnego” cytowany już
dr Kehl pisze:
„Większość
wierzących w Biblię w swej naiwności łudzi się, iż Biblia od
początku istniała w takiej formie, jaką dziś się im przedstawia.
Nie wiedzą – i najczęściej nie chcą wiedzieć – że pierwsi
chrześcijanie przez prawie dwieście lat prócz Starego Testamentu
nie mieli żadnego „Pisma”. I kiedyś nikt nie myślał, żeby
nowotestamentowe zapiski, odczytywane w gminach traktować za święte.
Pomysł taki zrodził się dopiero wówczas, gdy różne odłamy
chrześcijaństwa zaczęły się wzajemnie zwalczać i zaistniała
potrzeba oparcia się na czymś konkretnym. I z wolna zaczęto wtedy
owe zapiski uważać za Pismo Święte”.
Chrześcijańska
naiwność
„Słowo
Boże” poddano niejako pod głosowanie, potajemnie, za pomocą
czarnych i białych kul. Takie są fakty. Instytucja światowa
uzurpująca sobie prawa strażnika jedynej prawdy, czyli największa
korporacja, jak nazywa ją Bruno Ballardini, ma świetnie
funkcjonujący system public relations.
Lecz
przyznać, że Biblia nie jest „Słowem Bożym”, bo
zgodnie z wyjaśnionym „sposobem” jej powstania NIE MOŻE
NIM BYĆ to nie jest brak cywilnej odwagi, to całkiem słuszna
obawa, że Korporacja utraciłaby wtedy swą bazę handlową i w
rezultacie zostałaby – na zasadzie wzajemności – pozbawiona
kapitału udziałowego.
Wykorzystując
naiwność wiernych, czołowi kościelni duszpasterze trwają w
mniemaniu, że ludzie są ciemni i można ich dowolnie długo
manipulować i utrzymywać w chrześcijańskiej pokorze. I poniekąd
mają rację.
Zaprawdę,
powiadam Wam: dalej rozbrzmiewa z kazalnic stara pieśń o Biblii
jako o Słowie Bożym. A to jest niegodne i nieuczciwe.
Z
satysfakcją przystanąłem w tym miejscu.
Cisza
jest bowiem niezwykle cenna.
Docenisz
to, gdy dokuczy ci ktoś permanentnym bezsensownym paplaniem na
okrągło. A więc częściej milczmy, nie mając nic mądrego do
przekazania.
I
zaprawdę powiadam wam: chodziłem po terenie ogrodu sam, nie
uczestniczyłem w indoktrynacji, którą parał się przewodnik –
sługa czarnych.
I
wyszedłem z Ogrodu Biblijnego w Myczkowcach ochoczo, oraz z wyraźnym
poczuciem ulgi. Udałem się już z przyjemnością do ogrodu -
muzeum miniatur cerkiewek z Karpat.
Niech
Mądrość będzie z Wami! - Oto słowo na sobotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz