poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Radyjko jeszcze raz

Idę wąwozem bieszczadzkim. Po bokach wysoki las i zwykle potok blisko drogi.
        Podobnie czuję się teraz w Warszawie. Idę wąwozem ulic, po bokach wysokościowce. Zamiast wody z potoku – potok samochodów, a pod spodem metro. Warszawa bardzo się zmieniła przez ostatnie trzydzieści lat. A jeszcze wyraźniej zmieniło się Centrum.
   



Lubię jeździć metrem do Lasu Kabackiego, a teraz jeszcze bardziej podoba mi się jazda nowym, pięknym odcinkiem do Centrum Kopernik, lub Stadion Narodowy. Stacja Stadion jest największa, będą tu jakieś wystawy. 
  



A w ogóle to wyraźnie widać, że te dwa odcinki metra są z całkiem różnych epok.
Lubię chodzić, lecz raczej po warszawskich parkach, a kiedy tylko jest okazja, jeżdżę nowym metrem. 
    


Czytałem jakieś głosy krytyki na temat metra, ale bez urazy: to piszą frustraci niezadowoleni ogólnie z życia, albo ci, którzy chcą za wszelką cenę zaistnieć. Uważam, że w nowym metrze jest nowocześnie i pięknie.
        
W przeddzień kolejnego wyjazdu w Bieszczady, w marcu 2015, wydarzyło się, co następuje: - Wchodzę do stacji metra i widzę na schodach ruchomych zjeżdżających w dół, że jakiś elegancki, wysoki mężczyzna w średnim wieku spieszy się bardzo i zbiega szybko po tych jadących schodach. Pociąg stoi akurat gotowy do odjazdu. Już słychać dwa sygnały oznajmiające odjazd. Drzwi się zamykają w momencie, gdy mężczyzna dopada do wagonu. Facet próbuje jeszcze otworzyć drzwi przyciskiem.
       Z tego pośpiesznego zbiegania ( to godzina szczytu popołudniowego, odstęp między kolejnymi pociągami wynosi trzy minuty) oraz próbie uruchomienia drzwi przyciskiem ( drzwi w metrze maszynista otwiera centralnie, a wielu ludzi i to niestety młodych dotyka te przyciski w bezmyślnym mechanicznym odruchu.....Homo Mechanicus? Oni są w swoim świecie- słuchawki na uszach, oni są nieobecni)
      Wracamy do wątku śpieszącego się faceta. Pociąg odjechał. Zagaduję do faceta: - czy coś się stało? Bo pan tak się spieszył.....
A następny pociąg – tu spojrzałem na tablicę informacyjną – podjedzie za dwie minuty.
- A wie pan, to z przyzwyczajenia. Ciągle się wydaje, że czasu jest za mało. Nie wiedziałem, że metro tak często jeżdzi. Człowiek goni swój ogon, a on tylko coraz szybciej ucieka.
- No właśnie! Ja na to.
- A pan się nigdy nie spieszy?
- A dokąd? Mam zasadę: - nie przyspieszysz, ani nie opóźnisz. A jutro jadę tam, gdzie czas biegnie całkiem wolno, w Bieszczady, do Krainy Nicnierobienia.
- Oj panie! Jak ja kocham Bieszczady! Naprawiałem tam w Cisnej, a właściwie w Majdanie, parowóz od kolejki bieszczadzkiej. Poznałem maszynistę tej kolejki, Andrzeja Abrama. Przyjeżdżał do pracy na motorowerku z Woli Michowej.
- Znam Andrzeja Abrama. Gdy jutro przyjadę do Woli Michowej, pierwsze kroki kieruję do Andrzeja i Wiesi, bo będę wiózł coś dla nich.
- Oj panie! To proszę pozdrowić Andrzeja ode mnie – i tu podał nazwisko.

Tę rozmowę toczyliśmy może trzy minuty, bo po przejechaniu tylko jednej stacji sympatyczny facet wysiadł.

Następnego dnia wieczorem zawitałem do państwa Abramów i okazało się, jaki ten świat bieszczadzki jest mały. Wypłynęła ponownie postać Radyjki. ( był post pt. Radyjko. To ksywka robotnika leśnego, wybitnego kawalarza, kolegi Darka Karalucha)
        Rozmawiam z Andrzejem: - masz pozdrowienia od faceta, którego spotkałem wczoraj w warszawskim metrze. Taki bardzo wysoki. I podaję ten wzrost w centymetrach. - Naprawiał twój parowóz na Majdanie.....
   - Czekaj, czekaj – Andrzej na to. Wysoki powiadasz? To musi być – i tu Andrzej wymienił nazwisko, którego ja jeszcze nie wypowiedziałem.
   - Zgadza się – ja na to.
Andrzej zaczął opowiadać: - inżynier, fajny facet, dusza człowiek, pasjonat parowozów i motocykli. Złota rączka. Tylko …..niestety naiwny to mało powiedziane.
W tym czasie z Cisnej do stacji kolejki bieszczadzkiej Majdan przychodził do pracy Radyjko. Był robotnikiem. I znanym kawalarzem, jak wiesz.
       Wiedział, że inżynier jest naiwny, zupełnie nieżyciowy, i postanowił zrobić mu kawał. Ja w tych czasach nieraz chodziłem z synem „na wykopki”. Czyli z wykrywaczem metalu chodziliśmy po lasach, łąkach, szukając militariów. I dużo tego znajdowaliśmy.
Radyjko wiedział, że szukam militariów i sprzedał inżynierowi bajkę. Ten się nakręcił ogromnie, przylatuje do mnie rozgorączkowany i mówi:
    • Andrzej, pokaż mi ten niemiecki motocykl, który wykopałeś!
      - Jaki motocykl? - Ja na to. - Ano ten, który był w tak dobrym stanie, że jak go wykopałeś i wcisnąłeś guzik, to zapaliły się światła! Cacko! Czterdzieści lat po wojnie i zapaliły się światła!
      Szczęka mi opadła ze zdumienia i mówię: - chłopie, jesteś fajny facet, znasz się na parowozach jak mało kto, ale zobacz: - Wała z ciebie Radyjko zrobił. Na taką bajkę dałeś się nabrać, cały Majdan będzie się z ciebie naśmiewać.
      I tu się trochę pomyliłem, bo nie tylko Majdan miał ubaw, ale i cała Cisna, a potem w całym Bieszczadzie opowiadano, jak to Radyjko, prosty bieszczadzki chłop z inżyniera wała zrobił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz