środa, 8 kwietnia 2015

Dwie żony


Na zasadzie: - „podobne przyciąga podobne”, poznaję ciekawych ludzi.
           Warszawa. Pogoda wymarzona na spacer.
Zawędrowałem na ulicę Karową, do wiaduktu ślimaka. ( Ulica robi w tym miejscu pełną pętlę) Jak ten wiadukt ładnie odnowiony! I jezdnia pozostała kamienna.
     

Stare Miasto jest stąd o rzut beretem. 
Mam tu taką ulubioną knajpkę. I w tym właśnie przybytku za pomnikiem Kilińskiego poznałem starszego pana, Belga, byłego pastora, który zrzucił sukienkę po zawołaniu sumienia. Stało się to, gdy zgłębił zagadnienie – jak to sam określił.
          Czyli nastąpiła synchroniczność: - pastor (tak mnie ochrzcili ziomkowie na Łemkowskiej Watrze) poznał pastora.
Czy oni są nieprawdziwi obaj?
      Oni właśnie są prawdziwi jak najbardziej, bo są pastorami z serca, niosą prawdę w wolności osobistej. Ani mnie, ani Hansa nie pętają ograniczenia zawodowe. Tu informacja: - od pewnego czasu nagrywam rozmowy, ale spoko! Nagrywam tylko ludzi, którzy mają coś ciekawego do przekazania i chronię wizerunek.
       Mam dobrą pamięć, zwłaszcza w tematach, które mnie interesują, ale przekonałem się, że o wiele wygodniej polegać na zapisie z telefonu.
Mój znajomy Belg mieszka we Francji i w Polsce. Jest wdowcem. Pięknie mówi po polsku, bo jego żona, Grażyna, to Polka. 
      Zamówiliśmy Porter Warmiński, i popłynęła opowieść....

Nieraz pytano mnie, dlaczego piję piwo nie zimne, ale letnie. Tłumaczę wtedy, że nauczyłem się tego od piekarza z małej wioski w Burkina Faso.
        Wioska ta położona jest na południowym skraju pustyni Sahel. W tej wiosce, w której mieszkałem przez trzy tygodnie, szosa przechodzi w polną drogę.
Tam właśnie zaprzyjaźniłem się z wioskowym piekarzem. W dzień jadłem jego chleb, nocami siadywaliśmy razem na skraju drogi. Pod gwiaździstym niebem Afryki piliśmy doskonałe letnie piwo i gwarzyliśmy o Bogu i o świecie.
           Pod koniec trzeciego tygodnia, wieczorem przed moim wyjazdem, piekarz wszedł do swej lepianki i przyprowadził żonę, żeby mi ją przedstawić. Z miejsca zrozumiałem, czemu tak długo trzymał jej istnienie w tajemnicy. Jego żona była (bowiem) bardzo piękna.

To moja pierwsza żona – rzekł bardzo czule.
Trzy lata oszczędzałem, zanim mogłem pozwolić sobie na jej kupno. Teraz oszczędzam na drugą – dodał, jakby powierzał mi radosny sekret. Spojrzałem na młodą kobietę ze współczuciem.
      - Po co ci druga? - spytałem.
Przecież ta jest taka śliczna!
Spojrzał na mnie zaskoczony. Zaskoczony i dotknięty.
     - Ależ ja nie kupuję drugiej żony dla siebie! Kupuję ją dla tej pierwszej!
 
Miły nastrój spod wygwieżdżonego afrykańskiego nieba prysł. Usiedliśmy z powrotem na skraju drogi. Gdy nie wiem, co powiedzieć, Milczenie przerwał w końcu piekarz.
       Były takie czasy – rzekł cicho - że niektórzy mężczyźni mieli po pięć, sześć żon. Ale już minęły. To przestarzały styl życia, który nie pasuje do obecnych czasów.
Umilkł ponownie, lecz po chwili podjął temat.
Dziś natomiast można znaleźć ludzi, którzy chcą mieć tylko jedną żonę. To głupcy, którzy nie wiedzą, że w ten sposób bardzo ją krzywdzą.
          Jedna żona to żona samotna.
Jest wtedy zamyślona, smutna, jest jej ciężko i cierpi z powodu wszelkiego rodzaju depresji.
        Jedna żona to żona sprawiająca kłopot.
Jest nieszczęśliwa, ponieważ musi żyć sama. Piekarz z małej wioski w Burkina Faso patrzył w ziemię.
Prawdziwy postęp to zasada złotego środka. Nie sześć żon, na to nikogo już nie stać, ale też nie jedna. Przyszłość należy do systemu dwóch żon. Jest on nowoczesny i zdrowy z psychicznego punktu widzenia.
         Podniosłem wzrok ku rozgwieżdżonemu afrykańskiemu niebu. Nie wiedziałem, co powiedzieć ( w takim przypadku milczę ).
Bardzo zaskoczyła mnie uderzająca symetria pomiędzy tokiem myślenia piekarza i tym wszystkim, co w Europie słyszałem od otwartych rodziców o pożądanej liczbie dzieci. A jednak właśnie tej nocy postanowiłem, że odtąd pić będę letnie piwo na cześć piekarza z wioski w Burkina Faso. Jest on (bowiem), w moim przekonaniu, symbolem nowoczesnego, postępowego, otwartego człowieka.

Zapadł zmierzch, gdy przy barbakanie pożegnałem pastora. Ciepły wiosenny wieczór, Stare Miasto malowniczo oświetlone,
ciekawe, jak wygląda ślimak o zmierzchu? 
   
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz