piątek, 10 października 2025

Rozmowy przy jedzeniu

 


Nowy Jork. Od rana do nocy w kawiarniach, w barach, w klubach, w restauracjach – jedzą. Tematy rozmów: - gdzie będziemy znowu jedli, co będziemy jedli, co wybraliśmy z karty, co podali, jakie to było.

Długo o tym wszystkim. Kończą wnioskiem – za dużo jemy. Część postanawia biegać. Inni studiują informacje poświęcone odchudzaniu. Są sympatyczni w tym swoim zatroskaniu o linię i sprawność.

Historia kultury życia codziennego to coraz częściej historia gastronomii – gdzie otworzyli (lub zamknęli) nową restaurację? Gdzie można dobrze zjeść? Jakiej jeszcze potrawy spróbować? Kto robi najlepszą cielęcinę? Kto najlepiej przyrządza ostrygi?                                  

Rozmowy o jedzeniu zastąpiły rozmowy o pogodzie. A właściwie – pogoda jest głównym tematem rozmów przy jedzeniu.

   Jest jednak jedno miejsce, gdzie Amerykanie zachowują się jak w kościele: cicho, w skupieniu, nabożnie – w banku.


czwartek, 9 października 2025

Miętowy Zakątek

 



Musiało upłynąć ileś godzin, zanim w natłoku zdarzeń lokalnych zauważyłem, że biwakuję w Miętowym Zakątku. Pomimo wysokości oznacza to teren podmokły.




Powoli się przejaśnia, powłóczę się po okolicy bez planu, jednak poszukam kory brzozowej na rozpałkę.

Na tablicy info stojącej na dole, jest zdjęcie ambony, o której pisałem w poście „Mokry spacer”.

Zimowity czekają na pogodę.





Polskie władze w 1947 roku deportowały głównie z Bieszczadów pół miliona ludzi. Ukraińców, Rusinów, Bojków, Łemków. Za co wyrzucono ich z ziemi dziadów i ojców? Ano dlatego, że ośmielili się marzyć o wolności i o tę wolność wzniecić Powstanie. Drugie Powstanie. To ładnie, że Nadleśnictwo Baligród dba o historię.





Słońce przemogło chmury. Jeziorko Bobrowe. Pluszaka taternika Zabyśka, czytelnicy bloga znają m.in. ze wspinaczki w kamieniołomie Rabe. Po kolorze wody można wnosić, jak intensywna była nocna ulewa.

środa, 8 października 2025

Lokalne bóstwa

 


Pierwszy dzień gdzieś na nowym miejscu to dzień oswajania się z otoczeniem, znalezienia z nim modus vivendi, dzień pozornej bezczynności, pozornie straconych godzin. A jednak te chwile przystosowania się do nowego miejsca są konieczną ofiarą, aby zostać zaakceptowanym przez lokalne bóstwa – strażników okolicy, w tym przypadku Ducha Miętowego (Skąd taka nazwa - wyjaśni się w jutrzejszym wpisie).

   Napłynęła myśl o gorącym posiłku. Po zimnej nocy jest to pomysł naturalny - od wczoraj jestem na płatkach musli, plus czekolada. Słońce wyszło tylko na chwilę i zaraz chmury zwyciężyły. Miejscowa telewizja pokazuje najświeższe wiadomości.







Ponieważ wszystko wokół zmoknięte, nawet nie próbuję rozpalać ogniska. Za to ustawiłem garczek (jak mawiała babcia) widowiskowo, na razie to tylko przymiarka do sesji na wysokich drutach.






Garczek elegancko wyszorowany po ostatnim osmoleniu – patrzę na niego z sentymentem. Ileż to razem przeszliśmy przez 13 lat bieszczadzkiego wędrowania!

 Przywiązuję się do takich użytecznych przedmiotów, uważam, że one mają duszę. Na zdjęciu poniżej widać dziurkę w krawędzi, wierconą jeszcze przez Jana Gabrjela, bretharianina z Ciężkowic. Są trzy takie dziurki, dla mocowania drutu. Garczek miał wisieć nad ogniskiem – takie były początkowe plany. Od razu okazało się to całkiem do luftu, jeszcze w fazie prób w Ciężkowicach (były wpisy). Po tych wydarzeniach zostały wspomnienia. I dziurki. 


 

 

 

wtorek, 7 października 2025

Monarch

 



To jest nazwa motyla. Pięknego motyla. Monarch żyje w Kanadzie i wędruje co roku do Meksyku – do rosnącej tam jodły.

   Do dzisiejszego wpisu zainspirowała mnie tablica Motylowe Łąki w Kampinoskim Parku Narodowym, wejście od parkingu Truskaw.


Monarch żywi się sokiem trojeści – dziko rosnącej rośliny, której sok jest trucizną. Monarchowi to nie przeszkadza, a nawet pomaga, bo dzięki piciu soku trojeści sam staje się trujący. 

Natura stworzyła taki specyficzny mechanizm obronny. 


Motyl w czasie wędrówki jest więc niedotykalny. Jeżeli młody, niedoświadczony ptak połknie monarcha, od razu dostaje torsji, a często kończy żywot. Jeśli natomiast przeżyje, staje się osobnikiem doświadczonym i od tej pory omija monarchy szerokim łukiem. Są dwa gatunki monarchów – niebieskie i żółte. 


Cechuje je przyjemny dla oka, charakterystyczny wzór, który nazywam „witrażowym”. Jak pisałem, każdego roku miliony monarchów lecą z Kanady do Meksyku. Ponieważ jednak motyl ów żyje tylko miesiąc ( mniej więcej tyle co pszczoła), na miejsce dolatuje dopiero któreś tam pokolenie – piąte, szóste.

      Owady stanowią 80 % wszystkich gatunków zwierząt, tj. blisko pół miliona odmian.







poniedziałek, 6 października 2025

Kto dzieli ludzi

 


„Człowiek jest skończony - pisze Emil Cioran w Złym Demiurgu - jest żywym trupem nie wówczas, gdy przestaje kochać, lecz gdy przestaje nienawidzić.               Nienawiść konserwuje.

       Podobnie jest ze społeczeństwem. Dlatego wszelka skuteczna władza zawsze stara się utrzymywać przy życiu postać wroga, aby podwładni mieli kogo nienawidzić i w lęku przed nim chronili się pod skrzydła władzy".


Zanim popiszę nieco, nie tylko o polskiej rzeczywistości powyborczej, zamieszczę pewien komentarz, ze strony prof. Obirka, który nam wyjaśni, kto pierwszy postawił na podział.

      

>> Wszelkie górnolotne komentarze antykościelne nie mają najmniejszej szansy z treścią ewangelii, czytanej w niedzielę, 17 września 2025 roku w Polskim Radio;

- „Jezus powiedział do swoich uczniów: - Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. (…)

- Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, przyszedłem dać rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.
(Łk 12, 49-53)”.

 Jak wynika z powyższego, żadne tam fundamentalizmy, nacjonalizmy, brunatna fala, czy polityka… Istotą chrześcijaństwa jest wojna, łagodzona przez rozmaite zabiegi homeopatyczne, kadzidło i święconą wodę, która zmyje krew z najbardziej podłej ręki<<.



sobota, 4 października 2025

Capri

Statki jeden za drugim dopływają do portu. Wysiadają kolejne wycieczki. Tworzy się tłum, procesja, która wyrusza z molo i wciska się w wąskie uliczki miasteczka. Cicha dotąd wyspa (jest rano) wypełnia się szybko gwarem. Ale nie z powodu, że turyści rozmawiają ze sobą, nie! Robi się głośno, ponieważ zaraz po wyjściu na ląd turyści wyjmują z kieszeni, z toreb, teczek i plecaków słuchawki telefonów komórkowych i zaczynają rozmawiać z Lizboną i Genewą, z Filadelfią i Melbourne, triumfalnie informując, że oto właśnie wylądowali na Capri, że są na Capri, że widzą domy, góry i skały, ogrody i plantacje, słońce i morze, że czują się świetnie, że zaraz będą jedli obiad (a po południu - że właśnie zjedli obiad), że kupili koszulkę z napisem Capri, że za trzy godziny (za dwie, jedną, za kwadrans, za chwilę) odpłyną z Capri itd., itd.

To pustosłowie, to nieopanowane gadulstwo, to tokowanie i ekscytacja toczą się godzinami przez wyspę, zalewając jej uliczki i zaułki chaotyczną, natrętną, różnojęzyczną wrzawą.

                                                   Ryszard Kapuściński

P.S – Ogólnie turystyka masowa nie jest z mojej bajki, wolę biegun przeciwny: - na przykład uczcić rocznicę ślubu bez tłumów, do tego w miejscu magicznym.

Magia - przekonanie o istnieniu świata irracjonalnego, nad którym można zapanować za pomocą rytualnych działań i zaklęć.





„Nie rób tego sam, co możesz zrobić we dwoje.

Takie są rady i zasady moje”.

                                                     Jan Sztaudynger 





piątek, 3 października 2025

Mokry spacer



Zimowity po nocy zamknięte w patyczki, tylko nieliczne zostały uszkodzone gradem. Pewnie z powodu, że nie zdążyły zacisnąć płatków – nic dziwnego - burza nadeszła gwałtownie. Mnie się nie spieszy, pomieszkam tu i poczekam na pogodę, aby dokończyć sesję, kiedy świat obeschnie, a teraz powędruję przed śniadaniem po najbliższych mokrościach, aby upuścić nadmiar energii.











Przez wiele lat w tym miejscu stała ambona, obserwowałem ją przy okazji biwakowania na przeciwzboczu. Tworzyła mi dyskomfort w krajobrazie, coś jak zadra w dupie. Patrzę na jej szczątki z satysfakcją. Może piorun ją trafił razem z myśliwym zaczajonym w środku? W te okolice przyjeżdżał polować ksiądz z Sanoka, co odbywało się oczywiście według zasady "nie zabijaj".