Statki jeden za drugim dopływają do portu. Wysiadają kolejne wycieczki. Tworzy się tłum, procesja, która wyrusza z molo i wciska się w wąskie uliczki miasteczka. Cicha dotąd wyspa (jest rano) wypełnia się szybko gwarem. Ale nie z powodu, że turyści rozmawiają ze sobą, nie! Robi się głośno, ponieważ zaraz po wyjściu na ląd turyści wyjmują z kieszeni, z toreb, teczek i plecaków słuchawki telefonów komórkowych i zaczynają rozmawiać z Lizboną i Genewą, z Filadelfią i Melbourne, triumfalnie informując, że oto właśnie wylądowali na Capri, że są na Capri, że widzą domy, góry i skały, ogrody i plantacje, słońce i morze, że czują się świetnie, że zaraz będą jedli obiad (a po południu - że właśnie zjedli obiad), że kupili koszulkę z napisem Capri, że za trzy godziny (za dwie, jedną, za kwadrans, za chwilę) odpłyną z Capri itd., itd.
To pustosłowie, to nieopanowane gadulstwo, to
tokowanie i ekscytacja toczą się godzinami przez wyspę, zalewając jej uliczki i
zaułki chaotyczną, natrętną, różnojęzyczną wrzawą.
Ryszard Kapuściński
P.S – Ogólnie turystyka masowa nie jest z mojej bajki, wolę biegun przeciwny: - na przykład uczcić rocznicę ślubu bez tłumów, do tego w miejscu magicznym.
Magia - przekonanie o istnieniu świata
irracjonalnego, nad którym można zapanować za pomocą rytualnych działań i
zaklęć.
„Nie rób tego sam, co możesz zrobić we dwoje.
Takie są rady i zasady moje”.
Jan Sztaudynger
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz