czwartek, 2 października 2025

18 godzin deszczu

Błyski przecinają niebo, grzmoty walą na całego, zrobiło się całkiem ciemno, choć jeszcze nie ma południa. No to wracam, a za chwilę już biegnę do namiotu. Zawiało potężnie.

   I zaprawdę powiadam wam, następuje powtórka z rozrywki ubiegłorocznej – sprawy toczyły się wartko – ostatnie metry to był rzut na taśmę!

   Lunęło! Kanonada grzmotów to niemal jeden ciąg - aniołki przetaczają po bruku z kocich głów, w te i we wte ogromne puste beczki. Po pół godzinie ta artyleria ucichła i zaczął padać grad. Ot - sławna bieszczadzka jesienna burza.



Zrobiło się zimno – z 25 stopni Celsjusza spadło w nocy do 5. Wystawiłem garnek na łapanie wody. Padało równo do świtu – uwielbiam ten jednostajny werbel deszczu na tropiku – świetnie usypia. A ja suchy, w ciepłym (suchym) śpiworze wyspałem się jak złoto, przypominając sobie, jak to cierpiałem rok temu, przemoczony i zmarznięty w wiacie nad Jeziorkiem Bobrowym

 Zaliczyłem 18 godzin w namiocie - poranek i otwieram przybytek. 

Oto nocna dostawa wody - jak widać utopił się pająk - topielca wyłowić i można się napić. 



Następuje pora oczekiwania na słońce. 
Wydeptując miejsce pod namiot, odkryłem kolejny spałowany rożek kozła. Wilki pożarły całą jego osobistość, zostały tylko kopytka i ten ogryziony rożek. Podobno w okrywie takiego młodego rogu, są jakieś ważne dla organizmu substancje i wilki o tym wiedzą, dlatego ogryzają młody róg „do kości”. Chyba mam coś z wilka, bo również lubię ogryzać kości.

 Dłuży się oczekiwanie na słońce, wszak dni krótkie, przecież już jesień.





Na zdjęciu poniżej dwa sławne kubki – ten z oczami ewentualnie do picia, ale też jako pomoc do zdjęć, co się wyjaśni w następnych wpisach. Natomiast sławny kubek stalowy, dobrze znany Czytelnikom, od kilku lat służy mi jako nocnik, żeby nie wychodzić z namiotu, kiedy pada.


Wreszcie pojawia się słońce i od razu robi się weselej na duszy.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz