Oprócz pluszaka Zabyśka niosę także landrynkowego zająca. Po drodze napycham kieszeń orzechami laskowymi strąconymi przez burzę – jak można się było spodziewać, większość robaczywa, te nieliczne dobre, są jeszcze zbyt miękkie, za tydzień będą w sam raz.
Zawsze lubiłem patrzeć na więźby dachowe z jasnego drewna.
Słońce grzeje – idę aż do podnóża Chryszczatej. Kilkusetletnie jodły, sprytna lizawka dla żubrów i jeleni, jeżyny. Maślaki dorzucę do kaszy obiadowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz