Zaglądam do archiwum, a w nim widzę tekst sprzed kilku lat. Więc dziś wu-wei,
działanie bez wysiłku.
Zima. Dużo
siedzę z powodu „zostań w domu”. Codziennie przechodzę minimum 5 km. dzięki
pieskowi. Czytam, odpisuję na elektroniczne listy. Staram się omijać obce słowa. Markety, shopy, toalety i takie tam.
Obce, bo niesłowiańskie. Tu w Polsce mamy sklep, ubikację, sracz,
wygódkę, albo zadupie.
Musi być azaliż wdech i wydech, noc i
dzień.
Jak Czytelnicy wiedzą, nie podobały mi
się rządy poprzedniej ekipy. Jednak jeszcze
bardziej nie podoba mi się obecna zgraja. Ale nic to – rzeczy nie trwają
wiecznie.
Czuję się buntownikiem od urodzenia.
Dostosowuję się do tak zwanych „norm
społecznych”, jednak one zabierają wolność, dlatego ciekawią mnie czasy Rewolucji Francuskiej.
Rewolucje atoli
bywają zwykle krwawe, a ci którzy dorywają się do władzy….
Pierwsza
fotografia Hitlera
A któż to
jest ten mały dzidziuś w kaftaniku?
Toż to mały Adolfek, syn państwa Hitlerów!
Może wyrośnie na doktora praw?
Albo będzie tenorem w operze wiedeńskiej?
Czyja to rączka, czyja, uszko, oczko, nosek?
Czyj brzuszek pełen mleka, nie wiadomo jeszcze:
drukarza, konsyliarza, kupca, księdza?
Dokąd te śmieszne nóżki zawędrują, dokąd?
Do ogródka, do szkoły, do biura, na ślub
może z córką burmistrza?
Bobo, aniołek, kruszyna, promyczek,
kiedy rok temu przychodził na świat,
nie brakło znaków na niebie i ziemi:
wiosenne słońce, w oknach pelargonie, muzyka katarynki na podwórku,
pomyślna wróżba w bibułce różowej,
tuż przed porodem proroczy sen matki:
gołąbka we śnie widzieć - radosna nowina,
tegoż schwytać - przybędzie gość długo czekany.
Puk puk, kto tam, to stuka serduszko Adolfka.
Smoczek, pieluszka, śliniaczek, grzechotka,
chłopczyna, chwalić Boga i odpukać, zdrów, podobny do rodziców, do kotka
w koszyku,
do dzieci z wszystkich innych rodzinnych albumów.
No, nie będziemy chyba teraz płakać,
pan fotograf pod czarną płachtą zrobi pstryk.
Atelier Klinger, Grabenstrasse Braunau,
a Braunau to niewielkie, ale godne miasto,
solidne firmy, poczciwi sąsiedzi, woń ciasta drożdżowego i szarego
mydła.
Nie słychać wycia psów i kroków przeznaczenia.
Nauczyciel historii rozluźnia kołnierzyk
i ziewa nad zeszytami.
Wisława Szymborska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz