piątek, 27 listopada 2020

Tajemnica Piramidy Inskrypcji

 

Tajemnica Piramidy Inskrypcji

(Trzeci wpis o Palenque).


                                          

                                            

 

Jak obecnie wiemy, w budowli nazywanej Pałacem mieściło się majańskie centrum uniwersyteckie. Studenci zakwaterowani byli w osobnych pomieszczeniach hotelowych, każde lokum miało ujęcie bieżącej wody, z korytarza było wejście do wspólnego wc - ubikacji spłukiwanej wodą. Przyjmuje się, że Palenque stanęło około roku 692, według daty zapisanej w Świątyni Inskrypcji, a wikipedia podaje że wc wynalazł Anglik w r.1600.


                                         
Na zajęciach wykładano astronomię, astrologię, matematykę, historię, geografię, także przyrodę, ziołolecznictwo, znaczenie energetyki czakr, sztuki piękne, sztukę wojenną. Na zdjęciu poniżej nauki pobierają jeńcy - w tle widoczna Piramida Inskrypcji.

Przenosimy się do czasów nowożytnych, do roku 1949, do dnia, kiedy ekipa profesora Alberta Ruza odkryła w podłodze świątyni zejście do podziemia.

Schody prowadzące w głąb piramidy, były zawalone tonami gruzu, jednak ściany zachowały się doskonale. Nie ulegało wątpliwości, że wejście do podziemia zostało w ten sposób świadomie zagrodzone przed potencjalnym intruzem. Zaczęła się żmudna praca oczyszczania korytarza. Ekipa uczonych wspólnie z dziesiątkami indiańskich robotników oczyszczała stopień po stopniu i schodziła coraz niżej. W 1951 roku, po dwóch latach pracy, uczeni dotarli do szybów wentylacyjnych, doprowadzających powietrze do korytarza. 

Na głębokości szesnastu metrów ekipa dotarła do miejsca, gdzie schody się skończyły, a otwierało się wejście do poziomego korytarza. Korytarz zagradzała ściana z kamieni. Za nią odkryto cenne znalezisko: - w glinianej skrzyni złożone były dary – pomalowane na kolor czerwony muszle, przepiękną dużą perłę i całe mnóstwo ozdób z nefrytu. Teraz badacze wiedzieli już, że zbliżają się do jakiegoś świętego miejsca. Korytarz był przegrodzony murem, jak się okazało czterometrowym. Za murem Ruz odkrył pochówek sześciu osób z arystokracji Majów – pięciu mężczyzn i jednej kobiety, najwidoczniej złożonych w ofierze. Atrybuty ich szlachetnego pochodzenia: - zdeformowane czaszki i inkrustacja zębów.

Dalej było znowu zejście w dół, a potem badacze dotarli do ostatniej przeszkody – ogromnego kamiennego bloku. Tu było sporo kłopotu, ale w końcu blok usunięto. Za kamienną zaporą otworzyła się przestrzeń – uczeni weszli do rozległego pomieszczenia, a znajdowało się ono na głębokości dwudziestu pięciu metrów poniżej wejścia.

Był 15 czerwca 1952 roku. Profesor Ruz wspomina ten dzień jako najpiękniejsze przeżycie w całym swoim życiu. Opowiada:

„Krypta miała dziewięć metrów długości, cztery szerokości i siedem metrów wysokości. Znalazłem się w bajkowym świecie jak z filmów Disneya. Ulewne tropikalne deszcze, które spływały na piramidę przez co najmniej tysiąc dwieście lat, stworzyły na stropie sople śnieżnobiałych stalaktytów, a światło latarek tańczyło odblaskami na ich mokrych powierzchniach, oślepiając nasze oczy. Pod tym bajkowym baldachimem, na posadzce, zobaczyliśmy ogromną monolityczną płytę pokrytą niezwykłym reliefem. Na ścianach widzę stiukowe reliefy przedstawiające Dziewięciu Władców Nocy – bogów dziewięciu podziemnych światów. Wszyscy są wspaniale przystrojeni piórami ptaka quetzala i pasem, na którym wyrzeźbiono trzy czaszki”.

Teraz już ekipa wiedziała, że dotarła do świętego pomieszczenia, do którego na uroczystości religijne schodzili dostojnicy Palenque. I wreszcie przyszła kolej na opis centralnego monolitu, płyty leżącej na podwyższeniu, którą uczeni wstępnie nazwali ołtarzem.


Płyta jest ogromna i swoimi rozmiarami przewyższa wszystkie podobne dzieła, jakie dotychczas znaleziono w indiańskich miastach Ameryki. Ma 3,8 m długości, 2,20 szerokości i 25 cm grubości. W czasach pochówku na relief nałożone były bajeczne kolory, które niestety w panującej tu wilgotności zanikły. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak to mogło wyglądać.                                                                            Już za niewiele lat rozpadną się i znikną pozostałości Titanica, tak działa czas i roztwór soli. Na Jukatanie sól morską zastępuje wilgoć. 

 Zamiast opisu stworzonego przez tak zwanych uczeńców, którzy patrzą jednostronnie i widzą w reliefie poza wizerunkiem człowieka, wyłącznie liście kukurydzy, żmije, stylizowane wizerunki boga słońca i temu podobne, zamieszczę podbarwione zdjęcia artefaktu. Niech każdy sam oceni, czy Erich von Daeniken miał rację, dając w swojej książce poniższy tytuł jednego z rozdziałów.  

                         Grób Astronauty z Palenque.







Sądząc z przepychu mauzoleum, został tu pochowany Ktoś Wyjątkowy. Opis nefrytowej maski z jego twarzy oraz innych klejnotów pozostawię ewentualnemu zainteresowaniu czytelnika – mamy przecież google. Wpis zakończę słowami Ericha von Daenikena, który przytacza legendę Majów o Latającym Bogu Cuculcanie - Pierzastym Wężu. Według pisarza postać z reliefu siedzi z dłońmi na sterach urządzenia - pojazdu latającego, oko przy wizjerze, stopa naciska pedał, za pojazdem stylizowany ogień. 


Jeszcze wspomnę hinduską Mahabharatę, opisującą bogów i to licznych, przemieszczających się pojazdami latającymi o nazwie wimana, oraz długie opisy walk powietrznych, prowadzonych przez tychże.              

1 komentarz:

  1. Echhh, choćby na 1 dzień w tamte czasy wśród tamtejszych oświeconych...
    Doświadczanie tego przez ówczesnych musiało być czymś niesamowitym.
    Wiedza Starożytnych - bezcenna wartość niszczona, ekstrahowana od lat przez sługusów systemu.
    Odcięcie się od otaczającego g... pomaga percepcji odbudować się i odczuć to czego une nie chcą aby lud odczuwał.
    Jak nic - zwalici tylko jakoś zbyt długo się zasiedzieli...


    OdpowiedzUsuń