Życie w małym miasteczku jest specyficzne. Wielkie miasto, to co innego. Mam tu na myśli anonimowość. Przykładowo budynek w Warszawie, w którym mieszkam aktualnie: - Osiedle "Za Żelazną Bramą", domy po 16 pięter, na każdym piętrze 27 mieszkań, w jednym budynku zgrupowanych tysiąc osób. Tak zwany mrowiskowiec.
Tłum ludzi i wielka anonimowość. Z paroma sąsiadami - dzień dobry i tyle. Wielu znajomych mam za to poza stolicą, w końcu jestem przecież podróżnikiem.
Zmienił się sposób kontaktowania z ludźmi - dzięki komputerowi i blogowi mam dziennie 10 - 15 maili wymagających chociaż kilku zdań od serca.
To zajmuje dość czasu i dlatego jestem nieczynny na portalach społecznościowych.
Już nie ciągnę do góry za uszy życiowych ofiar losu, staram się za to we wpisach inspirować, skłaniać ludzi, żeby sobie sami pomagali, żeby w siebie wierzyli. I to głównie przez to ludzie piszą do mnie, żeby się po prostu zwierzyć. Niektórzy proszą o radę, często są w na życiowym zakręcie: rozwód, zmiana pracy. Stałem się jakby lekarzem duszy, chyba dlatego że żyję w zgodzie ze swoją duszą. Pisanie na blogu daje mi wiele radości, mogę się wypisać do woli, czasami zamieszczam urywki z pasjonujących książek. I codziennie, dopóki nie zrobi się cieplej i znowu nie wyjadę, odpisuję na maile.
Dziś przerywnik: Proza życia pod tytułem: - Wyjechać z tego małego miasteczka i zacząć wszystko od nowa.
Tłum ludzi i wielka anonimowość. Z paroma sąsiadami - dzień dobry i tyle. Wielu znajomych mam za to poza stolicą, w końcu jestem przecież podróżnikiem.
Zmienił się sposób kontaktowania z ludźmi - dzięki komputerowi i blogowi mam dziennie 10 - 15 maili wymagających chociaż kilku zdań od serca.
To zajmuje dość czasu i dlatego jestem nieczynny na portalach społecznościowych.
Już nie ciągnę do góry za uszy życiowych ofiar losu, staram się za to we wpisach inspirować, skłaniać ludzi, żeby sobie sami pomagali, żeby w siebie wierzyli. I to głównie przez to ludzie piszą do mnie, żeby się po prostu zwierzyć. Niektórzy proszą o radę, często są w na życiowym zakręcie: rozwód, zmiana pracy. Stałem się jakby lekarzem duszy, chyba dlatego że żyję w zgodzie ze swoją duszą. Pisanie na blogu daje mi wiele radości, mogę się wypisać do woli, czasami zamieszczam urywki z pasjonujących książek. I codziennie, dopóki nie zrobi się cieplej i znowu nie wyjadę, odpisuję na maile.
Dziś przerywnik: Proza życia pod tytułem: - Wyjechać z tego małego miasteczka i zacząć wszystko od nowa.
Pisze lekarz:
Wyjechałem,
bo miałem już dość łysiejących mężczyzn, dla których z tego
powodu świat się zawalał.
Miałem
także dość zidiociałych staruszków, hipochondryków i innych
mend.
A
to wszystko dlatego, że w tym małym miasteczku w którym
mieszkałem, wszyscy wszystko wiedzą. Leczyłem sumiennie, nie
brałem wygórowanych stawek, dlatego zauważyłem, ze coraz częściej
przychodzą do mnie ludzie, nie będący w stanie zapłacić całego
honorarium.
Zrozumiałem
wtedy, że mój los jest w tym miasteczku przesądzony. Bo wiadomo
jak kończy lekarz, o którym wszyscy wiedza, że leczy tanio.
Modni
lekarze dobrze wiedzą, gdzie tkwi potęga medycyny: w
niezrozumiałości, magii i zdzierstwie. Pieniądze bowiem według
nich biorą się z leczenia, a nie z wyleczenia.
A
już najgorsze co mnie spotykało, to kobiety po czterdziestce, które
przychodziły i przynudzały. Nie mogłem u nich znaleźć żadnej
choroby, poza niestabilnością mózgu.
Orzekałem
wtedy: - histeria.
Medycyna nie zna na to praktycznego ratunku.
Albo:
- Proszę pomodlić się do Boga o ostatniego kochanka.
Ja tu nic nie
poradzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz