Intelekt
jest jedynie narzędziem, a inteligencja umiejętnością korzystania z tego narzędzia.
Narzędzie, nie musi być wspaniałe, wręcz przeciwnie, może być
całkiem skromne.
Kilka
lat temu, nad jednym z jezior mazurskich grupa wędkarzy
siedziała na końcu długiego pomostu „mocząc kije” jak się to mówi.
Było lato, zbliżało się południe upalnego dnia. Ryba nie brała.
Od
wielu lat nie łowię (bo nie muszę), przyszedłem na pomost, aby
popatrzeć na wystawę drogiego wędkarskiego sprzętu.
Teleskopowe
wędziska z poliwęglanów, chromowana skomplikowana maszyneria
kołowrotków, bajecznie kolorowe spławiki z balsy z antenkami i
bąbelkiem na szczycie. Jednym słowem same bajery na pomoście,
który zamienił się w „bajerplatz”.
Bo
do drogiego sprzętu dołączyły
się rozmowy, kto co złowił i w jakim egzotycznym zakątku świata.
Jednym
słowem zawodnicy byli z extra klasy a sprzęt z najwyższej półki.
Podnoszący
się upał powodował stopniowe zamieranie rozmów, aż zapanowała
senna cisza. Ryba konsekwentnie nie brała.
W
pewnym momencie dały się słyszeć ciche kroki. Nadchodził
boso jakiś widać miejscowy staruszek. Szedł wolno w dziurawych
spodniach, przepasanych sznurkiem, w brudnej koszuli, a w ręku trzymał wędkę z leszczynowego
patyka.
Podszedł
do wędkarzy, powiedział grzecznie "dzień dobry" i zapytał: - jak
tam ryba?
Wędkarze
ubawieni patrzyli na niego z wyższością.
-
Nam nie bierze, ale może panu będzie brała!
I
towarzystwo zarechotało swobodnie.
Starzec znalazł wolne miejsce, sięgnął do kieszeni i rzucił do wody garstkę małych kuleczek wielkości śrutu.
Po
czym niespiesznie odwinął kilka metrów żyłki uwiązanej do kija, założył
coś na haczyk i zarzucił.
Stał.
Bo
nie miał stołeczka.
Towarzystwo siedziało wygodnie rozparte na krzesełkach z oparciem.
-
Nogi pana zabolą od tego stania
– wysilił się któryś z wędkarzy – profesjonalistów.
Gdy
tylko wypowiedział to zdanie, dziadek zaciął.
Leszczynowa
wędka wygięła się w pałąk, końcówka zanurzyła się na moment w wodę, potem dziadek opanował rybę i pewną ręką, spokojnie ją podprowadził bliżej pomostu.
- Czy mógłby mi pan użyczyć podbieraka? - Zwrócił się do wędkarza, który siedział obok. Ten się podniósł i podał dziadkowi sprzęt. Po chwili nastąpiło niezwykle sprawne podgarnięcie i na pomoście wylądowała dorodna płoć.
Dziadek
zarzucił ponownie.
Upłynęły
może dwie minuty i spławik z gęsiego pióra znowu zanurkował.
Tym
razem ryba była większa, lecz także widać było wyraźnie, że
dziadek się bawi, przedłużając prowadzenie ryby na pałąku
leszczynowej wędki.
Patrzyłem na twarze wędkarzy, a na nich malowało się
osłupienie.
Dziadek
podebrał drugą, jeszcze bardziej dorodną płoć.
Po chwili już zawijał żyłkę na kiju, kończąc łowienie.
-
Dwie ryby mnie wystarczą – rzucił wyjaśniająco - jedna będzie dla mnie, a druga dla mojej
starej.
Następnie
podszedł z podbierakiem do jego właściciela i powiedział: -
Bardzo panu dziękuję, ma pan poręczny podbierak!
Do
widzenia!
I
usłyszeliśmy oddalające się stąpania bosych stóp po pomoście.
Świetny artykuł, bardzo milo i z zaciekawieniem mi się go czytało
OdpowiedzUsuń