czwartek, 26 stycznia 2017

CFD to przyjazne wilki

Klimaty samotnego biwakowania w odludziu i nocne wędrówki po lesie są mi bliskie, dlatego mocno przeżywam opowieści Shauna Ellisa.
    Strach, umiejętność opanowania paniki, walka z emocjami, nauka samodyscypliny, trzymanie się wypracowanych zasad – a w końcu radość z wyników, przecież jest to także sedno działania profesjonalnego inwestora giełdowego posługującego się CFD.
       CFD można więc potraktować jako przyjazne wilki.
Przyjazne, bo całkiem oswoić ich się nie da, przynoszą także straty, czyli gryzą – tu przypomina się stare giełdowe hasło: - nie kombinuj, to rynek ma zawsze rację i pokazuje kierunek.
Czyli CFD to obłaskawione wilki, żyjące w górskiej krainie. One zwykle szybko biegną w górę lub w dół.
Nie są drogie te wilki, przykładowo jeden CFD na Polanda 20 kosztuje 20 zł. Za jeden punkt w dobrą stronę, dostaje się złotówkę, czyli chwyconych 20 punktów, to 100% zysku.
Chcesz emocji? Dołącz do gonitwy. Szybkościomierzem jest pasek rozliczeniowy.

O rynkach finansowych i następnych datach napiszę w sobotę.
----------------------------------------------------------------

Dopiero po trzech miesiącach Shaun zauważył pierwsze ślady samotnego wilka.
Znowu podłamał się psychicznie – tęsknił do odrobiny wygody i marzył o spokojnie przespanej całej nocy.
     Minął następny tydzień i nagle w środku nocy Shaun usłyszał wycie. Wył samiec beta z odległości kilometra....
Potem znowu trzy tygodnie nic i wtem wielki czarny wilk przebiegł Shaunowi drogę.....
----------------------------------------------------------------------


Zatrzymał się na chwilę, obrzucił mnie przeszywającym spojrzeniem żółtych ślepi i znikł.
Byłem rozemocjonowany. Depresja przeszła jak ręką odjął.. Odtąd myślałem tylko o tym jak się zbliżyć do tego stworzenia.

Rozważałem wszystkie za i przeciw, w końcu postanowiłem podjąć ryzyko – przecież po to tu przyszedłem i spędziłem już cztery miesiące w ostępach. Zdecydowałem, że najwyższy czas zerwać z dotychczasową rutyną i wyjść poza strefę bezpieczeństwa.
Nie mogę już siedzieć po nocach jak kołek.
    Powinienem spać w dzień i wędrować nocą – co wcale mi się nie podobało.
Trzeba się jednak zmierzyć ze wszystkim, czego ludzie najbardziej się boją: - ciemnością, lasem, wilkiem, niedźwiedziem i mnóstwem innych naturalnych zagrożeń.
Indianie wpadli na znakomity pomysł – zaczęli posyłać ośmio, - dziewięcioletnie dzieci w góry i zostawiać je tam same na pięć dni. Niektórzy wciąż kultywują ten zwyczaj. Ten szczególny rytuał miał zabić w dziecku strach.
      Malcy zawierali pokój z przyrodą na podobnej zasadzie, na jakiej Levi doszedł do porozumienia z niedźwiedziem i przestał się go bać.
Podstawą przetrwania jest kondycja. Żaden drapieżnik nie porwie się na innego drapieżcę, który jest w pełni sił.. Natomiast zwierzę ranne lub w jakikolwiek sposób osłabione jest praktycznie skazane na śmierć.
      Zmieniłem postępowanie i znowu pierwszej nocy byłem naprawdę dokładnie przerażony. Zdawałem sobie sprawę, że to, co robię, jest znacznie bardziej niebezpieczne niż noc wśród watahy trzymanej w niewoli. Nie byłem także przyzwyczajony do widzenia w ciemnościach. Gdybym się potknął i upadł, drapieżnik dopadłby mnie w mgnieniu
oka.      
Zupełnie jakbym pływał z rekinami, nie mając nad nimi żadnej przewagi.
Nie odszedłem daleko – może dziesięć kilometrów, zatrzymując się co krok i nasłuchując. Wiedziałem, że choćbym nie wiem jak uważał i cicho się zachowywał i tak co chwila zdradzam swoją pozycję.

Księżyc był w nowiu i nie mogłem się nadziwić, że tak dobrze widzę, choć tylko w odcieniach szarości.
     Zmysły mi się wyostrzyły.
Oddychałem głęboko, żeby zwietrzyć zapach. Sprawdzałem skąd wieje wiatr. Daję słowo, wydawało mi się, że słyszę bicie własnego serca, które tłukło się w piersi jak oszalałe.
     Najbardziej bałem się niedźwiedzi, bo są zupełnie nieprzewidywalne. Odkąd zetknęły się z człowiekiem, można napotkać je w lesie zarówno w dzień jak i w nocy.
Oswoiły się z widokiem piknikujących ludzi, uznały turystów za doskonałe źródło pokarmu i zaczęły za nimi chodzić - w nadziei, że dostaną coś do jedzenia.

I tak doczekałem do ranka bez większych przygód, choć z początku myślałem, że będzie to moja ostatnia noc. Zaczynał się nowy dzień a ja wciąż żyłem i pękałem z dumy!
Wszystkie oblane egzaminy i inne życiowe niepowodzenia przestały się dla mnie liczyć.
    
Podczas jednej nocy w Górach Skalistych, pośród najniebezpieczniejszych ssaków na Ziemi, udało mi się osiągnąć więcej niż przez trzydzieści lat życia wśród ludzi. Tamtego ranka rozpierały mnie emocje. Jak dobrze jest żyć – już nikt nigdy mi nie wmówi, że jestem nieprzystosowany!
     Zdecydowałem się na następny ruch: - złożyłem dłonie wokół ust i zawyłem, jak umiałem najlepiej. Wstrzymałem oddech i czekałem z duszą na ramieniu.
Minuty wlokły się jak godziny.
Raptem ciszę przerwało długie, miodopłynne wycie, od którego aż włos zjeżył mi się na karku.
Dostałem odpowiedź. Nie do wiary, zdarzył się istny cud, wilk dał mi odpowiedź!

Następnej nocy zobaczyłem go. Było ciemno, nie zdołałem mu się lepiej przyjrzeć, by ustalić płeć, wnioskowałem jednak z rozmiarów, że mam do czynienia z samcem. Z drugiej strony także czarne samice bywają naprawdę spore.

Przez następne dwa tygodnie spotykałem tego wilka codziennie. Okazało się, że to młody samiec. Nie chciał podchodzić bliżej, widziałem jednak, że mnie obserwuje. Ilekroć go spostrzegłem, wbijał we mnie wzrok, ociągał się chwilę, po czym znikał wśród drzew.
      Nocami wyliśmy do siebie z odległości nie większej niż dwieście metrów.
I wtedy dokonałem zdumiewającego odkrycia: - to nie był samotny wilk. Należał do watahy złożonej z pięciorga osobników. Myślę, że został wysłany na zwiady przez samicę alfa.....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz