Komuniści
postawili na czerwoną gwiazdę i Stalina, który miał usta
jak malina, tudzież na Lenina
(wiecznie żywego). Polskiej komunie atoli przytrafił się Świerczewski.
Gloryfikacja polegała na pomnikowaniu onego, no i musiało być muzeum, położone oczywiście w bieszczadzkich Jabłonkach.
„Budynek postawiono wielki, przestronny, aby bił w oczy z daleka. Za to sama ekspozycja była mizerna tudzież wątpliwa: fotografie i dokumenty miały świadczyć o geniuszu, jakim odznaczał się ów osobnik już od lat niemowlęcych. Uwypuklono mętnie walki w Hiszpanii, było owszem o Wielkiej Czystce, że to nie porażka, tylko wielkie zwycięstwo 27 do jednego. Na końcu szlak bojowy z 2. Armią tak zwanego Wojska Polskiego. Słowa oczywiście nie było o tysiącach żołnierzy, którzy poszli do piachu z powodu genialnego dowodzenia Świerczewskiego. Nie wspomniano także o tym, po której stronie generał walczył w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku".
Eksponaty można było policzyć na palcach: jakaś fajka, którą palił nie wiadomo
kto, nie wiadomo gdzie, rękawiczki, pas generalski, biurko, lampka, ma
się rozumieć kieliszki i karafka, w której generał pewnie trzymał wodę święconą. Do tego trochę broni z czasów drugiej wojny, co czyniło jedyną atrakcję dla młodzieży.
Niestety
– najważniejszej relikwii – płaszcza generalskiego nie było, a to z powodu, że
gawiedź mogłaby zacząć liczyć ilość przestrzelin i główkować, skąd wziął się
ślad od dźgnięcia bagnetem.
Z
wpisów do kroniki odwiedzin:
„Wieczna
pamięć i chwała Tobie Generale” – Zofia i Władek.
„Bądź
sławiony po wszystkie czasy, generale Walterze” – Anna, studentka WSP w
Rzeszowie.
Przy pomniku generała organizowano wielotysięczne spędy. Przysięgi składali tu harcerze, żołnierze, milicjanci.
Zdjęcia z książki Krzysztofa Potaczały.
Szło nowe. Jako że historia weryfikuje wątpliwe pomniki, los likwidacyjny spotkał najpierw muzeum.
W 1990 roku nadszedł jego kres – pamiątki po
generale miały pojechać do Muzeum Wojska
Polskiego.
Dyrektor muzeum opowiada:
„W nocy poprzedzającej likwidację ekspozycji,
akurat gdy zegary (było ich kilka) wybijały północ, zbudził nas głuchy, ciężki
odgłos. Pomyślałem, że to złodzieje, więc wziąłem myśliwski sztucer i ostrożnie
zacząłem się skradać do holu. Obszedłem cały budynek, ale nikogo nie znalazłem.
Okazało się, że to nie złodzieje, tylko ze ściany spadł na posadzkę ciężki, w
zdobionych ramach obraz, na którym generała radośnie podrzucają w górę
żołnierze”.
Powstaje
pytanie: - Czy to duch generała, po rachunku sumienia spowodował upadek obrazu, czy też
duchy tych, którzy przez generała zginęli, o tej symbolicznej godzinie
odwrócili radosny kierunek podrzucania?
Bowiem swoją drogą, z tego co wiem, duchy miewają specyficzne poczucie
humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz