wtorek, 16 kwietnia 2024

Szatan



Pierwszy sygnał ostrzegawczy dostałem od zupy grzybowej, której cały gar upichciłem dla osób goszczących akurat w chałupie. Zupa z bieżącego zbioru okazała się gorzka. Ponieważ zawierała wszystko inne, co w niej powinno być oprócz grzybów: śmietanę, marchewkę, pietruszkę, kartofelki, skrojoną kiełbasę, zasmażkę z cebuli itp. żal wielki ogarnął kucharza.

     Nie było atoli wyjścia – zupa została wylana do dołka w celu utylizacji. Zmarkotniałem. Jakiż to podejrzany grzyb zaplątał się w tym zbiorze do obiadu? Przypadek? Niestety – od wielu lat aż za dobrze znam regułę, że przypadków nie ma.

Po kilku dniach dostaję wiadomość od znajomych, którzy ugotowali bigos na podarowanych ususzonych grzybach. Bigos okazał się gorzki i go wyrzucili.

Sprawa stała się poważna – w suszu także znalazły się grzyby niejadalne, dające goryczkę. Nie mogło być ich wiele, pewnie kilka sztuk, pamiętam takie podejrzane, które po konsultacji z samym sobą uznałem za dobre.

Gdzie był winowajca? – między nami! - powiedziały jajca! Oto ten winowajca, goryczak, nazywany potocznie szatanem. Przejrzałem archiwum zdjęć i odkryłem tych kilka grzybów, które pokrojone na kawałki stały się podobne do łyżki dziegciu dodanej do beczki miodu. Tylko 9 grzybów, a całość 500 kg. do wyrzucenia, bo po wysuszeniu te pokrojone kawałki z nich stały się już niemożliwe do rozpoznania. 




Kiedy po raz pierwszy wziąłem szatana do ręki, wydał mi się nie tylko wyjątkowo ładny, ale wręcz przepiękny. Czerwonawy trzon jak u borowika ceglastoporego, podbrzusze żółte. Może nawet cytrynowe. Uznałem go za żółtą odmianę ceglasia - fotografia więc i do plecaka z nim! Jeszcze drugą cechę szatana zlekceważyłem - jasny wierzch kapelusza. To wszystko wydaje się dziś takie oczywiste.

Na Mazowszu grzyby z żółtym spodem, to dobre grzyby, albo jeszcze lepsze. Występuje tu goryczak, ale on ma spód biały, u starszych wpadający w róż. Zdarza mi się powziąć wątpliwość i wtedy jako praktyk nadgryzam takiego małego goryczaka, bo w młodości jest on bardzo podobny do prawdziwka.

      Czyli metodą praktyka wystarczyło grzyba ugryźć. I natychmiast wypluć, tak jest gorzki. Chyba on jako szatan zamącił my zmysły i zapomniałem o sprawdzeniu organoleptycznym. Po jakimś czasie, jak napisałem, zlokalizowałem na zdjęciach winowajców. Ale to było później, bo Tu i Teraz należało działać zdecydowanie - jest wrzód? Wyciąć! Jest duża strata na koncie inwestycyjnym, bo nie było stopa? Zamknąć ręcznie! Wiec wybieram rodzaj wyroku – zakopać susz (działanie niefotogeniczne), albo spalić – czyn fotogeniczny. 

Jakaś korzyść z tej straty będzie, w końcu nieczęsto ktoś pali 15 kilo ususzonych grzybów. Był już wpis na ten temat o tytule „Grzybowy stop loss” – z przesłaniem dla inwestorów giełdowych: stawiaj stopa, bo ci jaja urwie!

Najpierw podpałka - grzyby trwają w oczekiwaniu.



I dzieje się. Ostatnie dokładki w sznurkach.





Tyle zostało po wykonaniu wyroku - kupka popiołu. Grzyby tliły się, trwało to nieco. Słońce na to patrzyło i aż zaszło z żalu, a ja czułem się całkiem rozbity.

Był już październik, a na grzybowym koncie pokazało się zero. Azaliż nie należy się załamywać, trzeba pamiętać o Siłach Wyższych. Zwróciłem się do mego Anioła Opiekuńczego o pomoc, on mi dopomógł i nadzwyczaj szybko zebrałem jeszcze sto kilo samych prawdziwków, słońce dopisało i do Warszawy jednak worek 5 kg pojechał.  

Czyli nie wolno się poddawać, bo nigdy nie wiemy, "czy tuż za rogiem nie stoi Anioł z Bogiem, nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń".

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz