Chodzę ci ja sobie po tych bieszczadzkich łąkach i myślę (a myślę bo mam czas, gdybym go nie miał, to bym tylko chodził).
Myślę na przykład o niedalekich Jabłonkach, o pomniku Świerczewskiego, który tak niedawno tam
stal. O tych wielotysięcznych tłumach oddających cześć postaci mocno wątpliwej,
ale wyniesionej na piedestał decyzją komunistów.
Płyną lata i czas weryfikuje kłamstwa.
Nigdy nie byłem w Jabłonkach, znam tylko opowieści o przymusowych, ale i dobrowolnych
pielgrzymkach w to święte dla komunistów miejsce, a jako że lubię nietypowe
zdarzenia, opiszę takie dwa.
Andrzej Stachyrak – przewodnik ze stażem
od 1965 roku, kiedy to zaczął chodzić w tak zwanych rajdach walterowskich, opowiada:
„Dla części
uczestników była to swego rodzaju manifestacja polityczna, ale dla większości
uczestników była to głównie przygoda, zwłaszcza gdy maszerowaliśmy nocą. W taki
rajd nocny z Rzepedzi do Jabłonek
wybrał się jeden facet z Siemianowic
Śląskich. Te nocne marsze nazywano też gwiaździstymi, bo rzeczywiście
wędrowało się przy świetle księżyca i gwiazd, ale także latarek kieszonkowych.
Więc ten facet z Siemianowic przyjechał wyposażony w ciężki akumulator samochodowy. Targał
go w plecaku wraz z wiązką kabli i w ten sposób zasilał doczepioną do głowy
górniczą lampę. Ten gość był niesamowitym kuriozum. Nie miał ze sobą grama
jedzenia, był fatalnie ubrany jak na końcówkę zimy, a byle jakie buty zawiązał na wysokości kolan drutem
zbrojeniowym. W pewnym momencie padł ze zmęczenia pod ciężarem baterii.
Kiedy go podnosiliśmy z głębokiego śniegu,
wystękał tylko, że on lubi góry, ale raczej płaskie …..
I jeszcze przyznał, że jak wsiadał do pekaesu w Katowicach, to ludzie na niego jakoś dziwnie patrzyli, pytając czy aby nie wraca z Frontu Wschodniego”.
Czasy się zmieniały, szło nowe i w latach osiemdziesiątych młodsze pokolenie zaczynało już myśleć po nowemu.
Najbardziej młodych ciekawił sam moment
ostrzelania samochodu generała. Słuchali uważnie o przebiegu potyczki striłców
z żołnierzami, a potem dziwili się:
- To jak to
jest - UPA atakowało ze wzgórza z prawej strony jadąc od Baligrodu, a ten
Świerczewski zachował się nielogicznie – walczył na otwartej przestrzeni, a
przecież mógł się schować za ten granitowy pomnik ….
(pomnik postawiono w 1962 roku)
Do powyższych opowieści pasuje rozmowa, tym razem autora z osobistym kilkunastoletnim wnuczkiem.
Opowiadałem otóż raz wnukowi jak to było
kiedyś, gdy w sklepach nic nie było poza octem. Wnuczek słucha, słucha i w
pewnym momencie mówi:
- dziadku,
ciekawie opowiadasz, ale czasami potrafisz się zagalopować.
Jak to w
sklepie nic nie było poza octem?
Jeśli tak
było, należało po prostu iść do Biedronki albo Lidla!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz