czwartek, 17 października 2024

Rozmowa

 


Idę w tej cudownej i straszliwej samotności niespiesznie w stronę przełęczy Żebrak, kontemplując pierzyny chmur, oraz to, co przy drodze. Cisza, spokój, nikogusieńko. Napędzany zachwytem czuję łączność z Kosmicznym Centrum Koincydencji.











Niedaleko bazy studenckiej Rabe przysiadam na metrówkach ułożonych na poboczu. Zbliża się jakiś piechur. Idzie szybko – nic dziwnego, młody jest.


- Dzień dobry, a pan dokąd? - pyta

- Dzień dobry, do góry na razie – odpowiadam.

- A potem?

- Potem się zobaczy.

- Bo ja do Smolnika nad Osławą. Wie pan gdzie to jest?

- Co mam nie wiedzieć?

- Bo ja proszę pana po raz pierwszy jestem w Bieszczadach i mam dzisiaj zaplanowane „zrobienie” Smolnika, tam podobno ciekawa cerkiew jest, a potem „zaliczam” Cisną, gdzie mam miejsce w agroturystyce. Drugiego dnia planuję „zaliczyć” Okrąglik, zejść do Smereka, a potem „zrobić” połoniny.

- To jest mocno ambitny plan. Zwłaszcza chwalebne są słowa „zrobić” i „zaliczyć” - podsumowałem.

Młody nie zwrócił uwagi na ironię i podkręcając się, zaczął tłumaczyć, jak ważne jest w życiu planowanie i konsekwentne wypełnianie planu. I zaprawdę, powiadam wam - otoczył mnie dobrze znany z telewizora słowotok. Próbując go przerwać, zarzuciłem plecak na ramiona i ruszyłem niespiesznie dalej, mając nadzieję, że moje wolne tempo nie przypadnie młodemu do gustu. Azaliż myliłem się – on wyraźnie miał chęć się wygadać, dlatego dostosował tempo, nawijając bez ustanku.

A ja po kilku dniach samotności byłem przyjaźnie nastawiony do świata, w którym jest miejsce także dla gadułów. Nawet przez chwilę chciałem opowiedzieć człowiekowi sławną anegdotę Osho pod tytułem „Gaduła”, atoli zrezygnowałem, gdyż młody wydał mi się sympatyczny, bo mówił płynnie i wyraźnie, a to już samo w sobie jest nieczęste, tudzież miłe wręcz.

Iga Świątek powinna wziąć lekcje wymowy od tego gościa – pomyślałem.

Treść przemówienia atoli mi umykała – gdyż akurat oceniałem czas dojścia do przełęczy – wychodziło jakieś 40 minut.

Spokojnie wytrzymam – pomyślałem. Poza tym obserwowałem powiększające się pęknięcie w czubie lewego buta.

Doszliśmy do szałasu.

- Do widzenia panu, ja w prawo teraz – powiedział młody patrząc we wskazania telefonu.

- Do widzenia.

Młody odszedł kilka kroków, po czym się jakby zawahał, się odwrócił i rzekł: – może się kiedyś spotkamy, z panem tak dobrze się rozmawia.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz