poniedziałek, 4 marca 2024

Diesenberg 1935

 

Twardy orzech do zgryzienia, albo ciąg dalszy paradoksu babci.

Pewnemu biednemu wynalazcy wreszcie się powiodło: - po wielu latach nieudanych prób skonstruował wehikuł czasu. A pora już była po temu najwyższa, ponieważ bank, od którego pożyczył pieniądze, stracił cierpliwość i zażądał natychmiastowej spłaty długu.

     Nasz bohater postanawia dopomóc szczęściu: - wsiada do wehikułu i niezwłocznie przenosi się o tydzień w przyszłość. Tam sprawdza jakie liczby padły w totolotku. Zapisuje wylosowane numery, sprawdza listę wygrywających na której nie ma jego nazwiska, wraca, wypełnia kupon i jak się można było spodziewać, przy najbliższym losowaniu wygrywa główną nagrodę.

Spłaca kredyt. Spada mu ciężki kamień z serca tak nagle, że ledwo zdążył cofnąć stopę. Ufff!

    Ta wygrana nie jest dla niego zaskoczeniem, atoli jedna rzecz zaczyna go gnębić – nie potrafi zrozumieć dlaczego obok wygranej z ubiegłego tygodnia nie było jego nazwiska.

I w tym miejscu pojawia się nasz sławny paradoks babci, wyjaśniany przez fizyków kwantowych za pomocą teorii wielu światów, czy też światów równoległych.

Klasycznym przykładem ilustrującym tę teorię jest tak zwany kot Schrödingera ze słynnego eksperymentu myślowego wiedeńskiego fizyka, laureata Nagrody Nobla, Erwina Schrödingera (1887-1961).

    Zadajemy pytanie - Czy zdarzało się, że człowiek został w jakiś niewyjaśniony sposób przeniesiony w inny okres czasowy, czy też w świat równoległy, po czym wrócił?

Zdarzało się i to wielokrotnie! Opisywałem między innymi relacje z Dziur w Czasie.

Jaki wpływ na ludzką psychikę miały takie zdarzenia?

Ogromny. Ludzie po takim zdarzeniu znajdowali się w szoku, byli psychicznie rozdarci, zmieszani i wstrząśnięci! Najczęściej potrzebowali pomocy psychiatry, żeby dojść ze sobą do ładu, a ich relacje uznawane były co najmniej za niewiarygodne.

Często nigdy już nie dochodzili ze sobą do ładu.

Zostawali uznawani za wariatów, albo wręcz sami się za takich uznawali. Człowiek bowiem jest z natury logiczny i jeśli czegoś w znany sobie sposób (posługując się zawężonym aparatem poznawczym indoktrynacji społecznej) nie potrafi wyjaśnić – wypiera sprawę ze świadomości, albo poddaje się mniemaniu ogółu, uznając: „normalny to ja nie jestem”.

 

Oto przypadek z 1969 roku, opisany w magazynie „Strange Magazine 2”:

   Mężczyzna o inicjałach L.C. podróżował w interesach ze swoim przyjacielem biznesmenem. Właśnie zjedli lunch w małej mieścinie Abberville w południowo-zachodniej Luizjanie. Wsiedli do samochodu i ruszyli autostradą 167 do pobliskiego miasta Lafayette. Rozmawiali o interesach. Działo się to 20 października 1969 roku około godziny 13.30.

Był piękny wczesnojesienny dzień, niebo bezchmurne, dość ciepłe powietrze, dlatego szyby samochodu były opuszczone.

      Na autostradzie nie było prawie ruchu. Po jakimś czasie zaczęli się zbliżać do wolno jadącego przed nimi starego samochodu ocenionego ogólnie mianem Oldtimer.

Kiedy zbliżyli się do tego reliktu przeszłości, skupili na nim uwagę całkowicie, ponieważ wyglądał, jakby dopiero co wyjechał z wystawy starych samochodów.

Z tyłu miał jaskrawopomarańczową tablicę rejestracyjną z wyraźnie wypisanym rokiem 1940. Było to nie tylko dziwne, ale i przypuszczalnie zabronione, chyba że samochód miał specjalne zezwolenie, na przykład z uwagi na uczestnictwo w rajdzie starych maszyn.

     L.C. i jego towarzysz nie mogli się powstrzymać od głośnych komentarzy, ponieważ akurat zwolnili jadąc równolegle z „zabytkiem” i zdumieni podziwiali jego stan jak „spod igły”. Czerwony lakier błyszczał nowością, jakby został położony wczoraj, olśniewała biel na bokach opon klasy Lux, a chromowane chrapy, szprychy, zderzaki, chłodnica, oraz inne metalowe części odbijały refleksy słońca. 

- Toż to istne cudeńko ! - zachwycił się L.C, gdy jego kolega wolniutko wyprzedzał opisywane cacko.

Podczas powolnego wyprzedzania, L.C. siedzący obok kierowcy zobaczył, że za kierownicą siedzi młoda kobieta ubrana w stylu lat 40. W roku 1969 kobieta w kapeluszu z długim kolorowym piórem i futrze – odstawała delikatnie mówiąc – od obowiązującej mody. Na siedzeniu obok kobiety stało (!) dziecko – mała dziewczynka, ubrana w płaszcz z kapturem. Okna tego samochodu były zamknięte, co także zdziwiło L.C. ponieważ było to nieprzystające do pogody.

     Gdy zrównali się z wyprzedzanym pojazdem, który został przez L.C rozpoznany jako Diesenberg 1935, ten przeraził się na widok wyrazu twarzy kobiety siedzącej za kierownicą. Była ona w wyraźnej panice. Przerażona i bliska płaczu wpatrywała się z napięciem w drogę przed sobą, oglądała się także do tyłu, tak jakby coś zgubiła, albo wyglądała ratunku.


L.C. krzyknął do kobiety, czy potrzebuje pomocy. Przytaknęła skinieniem głowy, spoglądając ze zdziwieniem w dół na ich samochód (stare samochody miały o wiele wyższe podwozia)

L.C. pokazał jej na migi, aby zjechała na pobocze i zatrzymała się. Musiał kilkakrotnie powtórzyć prośbę gestami i bezgłośnym poruszaniem warg, gdyż kobieta nie opuściła szyby w swoim samochodzie przez co miała wyraźne trudności ze zrozumieniem.

Kiedy wreszcie zobaczyli, że kobieta zjeżdża wolno na pobocze, wyprzedzili ją, również zjechali na pobocze i zatrzymali się. Kiedy wysiedli z samochodu i spojrzeli za siebie, ze zdumieniem stwierdzili, że Diesenberga nie ma!


Zniknął! - Zupełnie jakby rozpłynął się powietrzu!

Obaj biznesmeni stali z opadniętymi szczękami nie pojmując co się stało.

W tym momencie zatrzymał się obok nich inny samochód, a jego kierowca wypada i w podnieceniu powtarza pytanie: - Co to było!? Co to było? Co się stało z tym starym samochodem!?

Po chwili nieco ochłonął i opowiedział jak to wyglądało z jego strony.

Oto jechał w pewnej odległości za nimi i naraz zobaczył, jak się zrównują ze starym samochodem. Ponieważ oba pojazdy jechały w żółwim tempie, musiał zwolnić. Oczekiwał, że współczesny samochód wyprzedzi starego grata, a chwilowo współcześni pewnie rugają zawalidrogę.

    Potem oba pojazdy zaczęły zjeżdżać na pobocze, a on był coraz bliżej. Na moment auto na wysokim podwoziu zasłoniło mu współczesny samochód, po czym nagle zniknęło bez śladu!

Na poboczu zobaczył tylko jeden samochód. Zdezorientowany podjechał zatrzymując swój pojazd i wysiadł, aby dowiedzieć się co to było?!

Trzej mężczyźni przez godzinę kręcili się po najbliższej okolicy, potem opowiadali sobie nawzajem o tym, co widzieli. Ten drugi kierowca pochodził z innego stanu i upierał się żeby powiadomić policję. L.C i jego kolega nie chcieli słyszeć o policji, nie chcieli dziennikarzy i rozgłosu obawiając się utraty wiarygodności w oczach klientów. Wreszcie wymienili się adresami i przez wiele lat pozostawali w kontakcie, tylko po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, że dziwne zdarzenie, którego byli świadkami, zdarzyło się naprawdę.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz