wtorek, 5 marca 2024

Gorzki jest brak pana

Kiedyś kościół katolicki zbierał wiadomości (czytaj haki) na człowieka, a czynił to w sposób prosty i dwojaki: - na spowiedzi pacjent sam donosił na siebie, po czym było to weryfikowane z pomocą sieci donosicieli nie tylko z kółek różańcowych. Tak czy siak, zaiste w obu przypadkach donosicielem był ten sam tak zwany baranek boży.


Dziś to źródełko kościelnego dostępu do informacji wysycha w sposób naturalny, a jego miejsce już zajęła SI.

Czasy się zmieniają, mamy postęp: - instrument spowiedzi zastąpiły algorytmy śledzące zainteresowania, co ciebie najbardziej porusza, jakie strony przepatrujesz i jak długo się zatrzymujesz. Zbierane informacje są jednocześnie wykorzystywane do kierunkowania. Człowiek internetowy jest osaczany, oplątywany pajęczyną powiadomień.


Mnie to przykładowo uderzyło w 2013 roku, kiedy zamieszkałem tuż przy granicy ze Słowacją. Wystarczyło ruszyć się kilkaset metrów z chałupy w stronę niedawnej granicy państwowej, aby zaraz odebrać wiadomość proponującą korzystny roaming. To samo działo się w pobliżu połonin, czyli granicy z Ukrainą. Pomyślałem wtedy: - Oto mają człowieka na widelcu, namierzają z dokładnością do paru metrów.

Korzystam z internetu, on stał się już częścią naszego życia, trzeba tylko pamiętać, że każdy medal ma dwie strony i pilnować się, aby nie utonąć w informacyjnej sieczce głupot.


Profilaktycznie trzymam się z dala od fejsbuka, nie uczestniczę w forach społecznościowych – wystarcza mi kontakt z Czytelnikami poprzez bloga, atoli nikomu nie staram się podpowiadać jak ma żyć.


Czytałem ciekawy artykuł o sygnalistce, która pracowała przy kampanii wyborczej amerykańskiego Jasia Fasoli czyli Trumpa. Szefowie sygnalistki twierdzili, że jest dość łatwo wpłynąć na określoną grupę ludzi. Wpłynąć i skierować ich tam, gdzie się chce. Potrzeba na to sześć miesięcy.

Natomiast na wygranie każdych wyborów we współczesnym społeczeństwie karmionym internetem, dla dowolnej partii, potrzeba dwóch lat. I wcale nie trzeba mieć na to kupę kasy - podpisuje się po prostu umowę (cyrograf chyba, bo sprawa wydaje się diabelska) dotyczącą podziału przyszłych fruktów.

Czy rzeczywiście sprawa wydaje się diabelska?

Być może ludzie są łatwowierni. Albo nie potrzebują, czy też nie chcą wolności, bo nie bardzo wiedzą co z takową zrobić. Jak twierdził był klasyk Adolf, ludzie lubią, gdy Ktoś za nich myśli - potrzebują pana.

Czy aby kroczek po kroczku tym Ktosiem nie staje się SI w rękach złych ludzi?

W jednej z bajek Oskara Wild’ea trafiam na słowa: - Gorzko jest pracować dla pana, lecz bardziej gorzki jest brak pana, który daje pracę.


1 komentarz:

  1. Przeczytałem, przemyślałem, idę właśnie na rekolekcje;))

    OdpowiedzUsuń