Uprowadzenie Lindy Cortile
Przenosimy się do Nowego Yorku, jest 30 listopada 1989 roku.
Dwudziestojednoletnia Linda Cortile, mieszkająca na dwunastym piętrze wieżowca na Manhattanie, stojącego tuż przy moście Brooklińskim, położyła się spać
dopiero o trzeciej nad ranem – jako że była „pracusiem”, a także należała do
grupy „nocnych Marków” i do późna prasowała bieliznę.
Zaledwie położyła się do łóżka, poczuła mrowienie i drętwienie w całym ciele. Jednocześnie odczuła, że ktoś wtargnął do sypialni. Na próżno starała się obudzić męża. Zdrętwiała ze strachu zauważyła małą postać z wielką głową, która zbliżała się do niej świdrując spojrzeniem ogromnych czarnych oczu. Linda chciała rzucić w intruza poduszką, ale nie mogła ruszyć ręką. Z późniejszych wydarzeń pamiętała wówczas tylko małe dłonie opukujące delikatnie jej kręgosłup i jakieś instrumenty poruszające się w górę i w dół wzdłuż jej kręgosłupa.
Ponieważ
zaczęły ją męczyć uporczywe koszmary, jeden z psychiatrów, do którego się
udała, zaproponował hipnozę, która być może pomoże ustalić przyczynę problemów.
Linda wprowadzona w trans mówi:
- Trzy małe
wielkogłowe istotki wyciągają mnie z łóżka i niosą do salonu. Stamtąd już sama,
przez zamknięte okno frunę w górę w smudze błękitnobiałego światła. Z wysokości
dwunastego piętra, w pozycji kucznej wolno frunę w górę. Daleko w dole widzę
światła Manhattanu, a nad sobą widzę jakiś ogromny spłaszczony obiekt, który
mnie „wsysa świetlną smugą”. W końcu przelatuję przez okrągły otwór w spodzie
obiektu, który wisi ukośnie ponad wieżowcem, w którym mieszkam.
Wewnątrz
obiektu Linda została ułożona na
stole i poddana wielu badaniom, których opis pominę.
Powrót do mieszkania był nieco mniej delikatny – została po prostu rzucona do łóżka z wysokości pół metra. Rozejrzała się wkoło, stwierdzając z ulgą, że zarówno mąż jak i dzieci oddychają miarowo i nikomu nic się nie stało. Była tak mocno znużona incydentem, że natychmiast usnęła.
Ponieważ żyjemy w coraz bardziej oszukańczej rzeczywistości, każdą niecodzienną wiadomość należy przyjmować z nieufnością, dlatego sam ustaliłem dla siebie „kaganiec informacyjny”, przy którym to czas najlepiej weryfikuje konkretną informację.
Ta dziwna wiadomość chwilowo stała się głośna, po czym naturalnym biegiem rzeczy uległa zapomnieniu.
Na tym kończy się część pierwsza sprawy.
Mijają dwa lata i następuje część druga: - czytam,
że Budd Hopkins – Amerykanin, pasjonat spraw zagadkowych, zaczął
poszukiwać świadków zdarzenia.
Poszukiwanie zrazu wydawało się proste, ponieważ na odcinku ulicy w pobliżu mieszkania Lindy zatrzymały się tej nocy wszystkie samochody. Silniki i światła w nich pogasły. Zadziwieni ludzie powysiadali z pojazdów rozglądając się wokół.
Hopkins umieszczał w gazetach ogłoszenia o poszukiwaniu świadków. Zgłaszały się pojedyncze osoby, nie brakowało wśród nich pijaków, narkomanów, czy innych świrów, więc łatwo było podważyć ich wiarygodność. Wreszcie trafiło się dwóch ważnych świadków.
Okazało się, że w chwili uprowadzenia Lindy, w pobliżu mostu Brooklińskiego przejeżdżał sekretarz
generalny ONZ Perez de Cuellar, a
wraz z nim dwaj agenci służby bezpieczeństwa. Silnik ich samochodu przestał pracować,
a światła reflektorów zgasły. Podobnie zareagowały inne pojazdy na tym odcinku
ulicy. Sekretarz nie chciał mówić – bał się ośmieszenia, natomiast agenci
zeznali zgodnie, że wysiedli wtedy z samochodu i zobaczyli: - „Kobietę w białej koszuli nocnej, która
lewitowała w górę w promieniu światła, w stronę wielkiego obiektu wiszącego w
lekkim przechyleniu ponad ulicą”.
Hopkins nie ustawał w drążeniu
tematu i zdobył zdjęcia rentgenowskie nosa Lindy.
Widać było ślad po implancie, który
wszczepiono w nos. Obcy implant
wyjęto z nosa Lindy, ale nie można było go zbadać, ponieważ uległ
„biologicznemu rozpadowi”.
Zdarzenie
stało się już mocno wiarygodne – zasługiwało na umieszczenie w folderze: „Ciekawe - niewyjaśnione”- tu skończyła
się część druga.
Minęło kolejne osiem lat i życie, które jest tajemnicą, dopisało trzeci rozdział.
Linda
Cortile
permanentnie zmagała się z traumą związaną z Uprowadzeniem. W ramach terapii – uczestniczyła w spotkaniach z
ludźmi, którzy mieli podobne problemy, a takich ludzi są w Ameryce tysiące i należą oni do grup podobnych do Anonimowych Alkoholików. Spotykają się co
jakiś czas i starają się sobie pomóc opowiadając o tym co ich spotkało.
Jak mówiła Linda: - „Pomaga już samo to, że możesz się podzielić myślami z kimś, kto nie
tylko ci wierzy, ale i ciebie rozumie, bo przeszedł przez coś podobnego”.
Na
którymś spotkaniu opisanej grupy, do której należeli nowojorczycy, Linda wspomina, że porwano ją w koszuli
nocnej, a wróciła w piżamie.
- Czy dalej masz
tę piżamę?! – wykrzyknęła jedna z uczestniczek terapii.
- Mam ją,
zachowałam na pamiątkę – odpowiedziała zdziwiona Linda. Czemu pytasz?
- Bo mnie
uprowadzono w piżamie, a wróciłam w koszuli nocnej. Białej koszuli nocnej.
Obie
panie udały się do swoich mieszkań, gdzie każda z nich rozpoznała osobistą
bieliznę.
Puenta? Nie ma.
Niech każdy myśli co chce. Atoli trzymając się tematu zamieszczam obrazek z pisma dla ufologów, ukazujący, jak mogło wyglądać masowe Uprowadzenie, opisane w starożytnych tekstach. Oto pewnego dnia w roku 1431 przy świątyni Angkor Wat pojawiły się dziwne obiekty, które „pobrały” z kompleksu wszystkich mnichów – Khmerów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz