wtorek, 9 stycznia 2024

Zdarzenie przy moście Brooklińskim

 


Uprowadzenie Lindy Cortile

Przenosimy się do Nowego Yorku, jest 30 listopada 1989 roku.

Dwudziestojednoletnia Linda Cortile, mieszkająca na dwunastym piętrze wieżowca na Manhattanie, stojącego tuż przy moście Brooklińskim, położyła się spać dopiero o trzeciej nad ranem – jako że była „pracusiem”, a także należała do grupy „nocnych Marków” i do późna prasowała bieliznę.  


Zaledwie położyła się do łóżka, poczuła mrowienie i drętwienie w całym ciele. Jednocześnie odczuła, że ktoś wtargnął do sypialni. Na próżno starała się obudzić męża. Zdrętwiała ze strachu zauważyła małą postać z wielką głową, która zbliżała się do niej świdrując spojrzeniem ogromnych czarnych oczu. Linda chciała rzucić w intruza poduszką, ale nie mogła ruszyć ręką. Z późniejszych wydarzeń pamiętała wówczas tylko małe dłonie opukujące delikatnie jej kręgosłup i jakieś instrumenty poruszające się w górę i w dół wzdłuż jej kręgosłupa.

    Ponieważ zaczęły ją męczyć uporczywe koszmary, jeden z psychiatrów, do którego się udała, zaproponował hipnozę, która być może pomoże ustalić przyczynę problemów.

   Linda wprowadzona w trans mówi:

- Trzy małe wielkogłowe istotki wyciągają mnie z łóżka i niosą do salonu. Stamtąd już sama, przez zamknięte okno frunę w górę w smudze błękitnobiałego światła. Z wysokości dwunastego piętra, w pozycji kucznej wolno frunę w górę. Daleko w dole widzę światła Manhattanu, a nad sobą widzę jakiś ogromny spłaszczony obiekt, który mnie „wsysa świetlną smugą”. W końcu przelatuję przez okrągły otwór w spodzie obiektu, który wisi ukośnie ponad wieżowcem, w którym mieszkam.

   Wewnątrz obiektu Linda została ułożona na stole i poddana wielu badaniom, których opis pominę.

Powrót do mieszkania był nieco mniej delikatny – została po prostu rzucona do łóżka z wysokości pół metra. Rozejrzała się wkoło, stwierdzając z ulgą, że zarówno mąż jak i dzieci oddychają miarowo i nikomu nic się nie stało. Była tak mocno znużona incydentem, że natychmiast usnęła.


Ponieważ żyjemy w coraz bardziej oszukańczej rzeczywistości, każdą niecodzienną wiadomość należy przyjmować z nieufnością, dlatego sam ustaliłem dla siebie „kaganiec informacyjny”, przy którym to czas najlepiej weryfikuje konkretną informację.

 Ta dziwna wiadomość chwilowo stała się głośna, po czym naturalnym biegiem rzeczy uległa zapomnieniu.

Na tym kończy się część pierwsza sprawy.


Mijają dwa lata i następuje część druga: - czytam, że Budd HopkinsAmerykanin, pasjonat spraw zagadkowych, zaczął poszukiwać świadków zdarzenia.

Poszukiwanie zrazu wydawało się proste, ponieważ na odcinku ulicy w pobliżu mieszkania Lindy zatrzymały się tej nocy wszystkie samochody. Silniki i światła w nich pogasły. Zadziwieni ludzie powysiadali z pojazdów rozglądając się wokół.

Hopkins umieszczał w gazetach ogłoszenia o poszukiwaniu świadków. Zgłaszały się pojedyncze osoby, nie brakowało wśród nich pijaków, narkomanów, czy innych świrów, więc łatwo było podważyć ich wiarygodność. Wreszcie trafiło się dwóch ważnych świadków.


Okazało się, że w chwili uprowadzenia Lindy, w pobliżu mostu Brooklińskiego przejeżdżał sekretarz generalny ONZ Perez de Cuellar, a wraz z nim dwaj agenci służby bezpieczeństwa. Silnik ich samochodu przestał pracować, a światła reflektorów zgasły. Podobnie zareagowały inne pojazdy na tym odcinku ulicy. Sekretarz nie chciał mówić – bał się ośmieszenia, natomiast agenci zeznali zgodnie, że wysiedli wtedy z samochodu i zobaczyli: - „Kobietę w białej koszuli nocnej, która lewitowała w górę w promieniu światła, w stronę wielkiego obiektu wiszącego w lekkim przechyleniu ponad ulicą”.

Hopkins nie ustawał w drążeniu tematu i zdobył zdjęcia rentgenowskie nosa Lindy. Widać było ślad po implancie, który wszczepiono w nos. Obcy implant wyjęto z nosa Lindy, ale nie można było go zbadać, ponieważ uległ „biologicznemu rozpadowi”.

   Zdarzenie stało się już mocno wiarygodne – zasługiwało na umieszczenie w folderze: „Ciekawe - niewyjaśnione”- tu skończyła się część druga.


    Minęło kolejne osiem lat i życie, które jest tajemnicą, dopisało trzeci rozdział.

Linda Cortile permanentnie zmagała się z traumą związaną z Uprowadzeniem. W ramach terapii – uczestniczyła w spotkaniach z ludźmi, którzy mieli podobne problemy, a takich ludzi są w Ameryce tysiące i należą oni do grup podobnych do Anonimowych Alkoholików. Spotykają się co jakiś czas i starają się sobie pomóc opowiadając o tym co ich spotkało.

Jak mówiła Linda: - „Pomaga już samo to, że możesz się podzielić myślami z kimś, kto nie tylko ci wierzy, ale i ciebie rozumie, bo przeszedł przez coś podobnego”.

     Na którymś spotkaniu opisanej grupy, do której należeli nowojorczycy, Linda wspomina, że porwano ją w koszuli nocnej, a wróciła w piżamie.

- Czy dalej masz tę piżamę?! – wykrzyknęła jedna z uczestniczek terapii.

- Mam ją, zachowałam na pamiątkę – odpowiedziała zdziwiona Linda. Czemu pytasz?

- Bo mnie uprowadzono w piżamie, a wróciłam w koszuli nocnej. Białej koszuli nocnej.

    Obie panie udały się do swoich mieszkań, gdzie każda z nich rozpoznała osobistą bieliznę.

 Puenta? Nie ma. 

Niech każdy myśli co chce. Atoli trzymając się tematu            zamieszczam obrazek z pisma dla ufologów, ukazujący, jak mogło wyglądać masowe Uprowadzenie, opisane w starożytnych tekstach. Oto pewnego dnia w roku 1431 przy świątyni  Angkor Wat pojawiły się dziwne obiekty, które „pobrały” z kompleksu wszystkich mnichów – Khmerów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz