sobota, 6 stycznia 2024

Na wykoszonych łąkach

 


Godz. 12.12. Chodzę ci ja po tym ogromie skoszonych łąk ogarnięty dziwnym uczuciem: - znowu jestem tu sam, ale tym razem nie widzę najmniejszych oznak życia zwierząt. Domyślam się, że towarzystwo uciekło, albo ukryło się przed hałasem żelaznego potwora. Wyciągam pluszowego liska, aby popatrzył na Ogrody Edenu.





 Jedyną w swoim rodzaju bieszczadzką ciszę tu na górze przerywają tylko poświsty wiatru w igłach sosen.


 Po obiedzie czereśniowym krążę niespiesznie tu i tam wypatrując miejsca pod namiot. Nowego miejsca, gdzie jeszcze nie biwakowałem. To szczególnie miłe chwile, bowiem akurat nie tylko nie pada, ale nawet się na deszcz nie zanosi.




Dziwnie się czuję - zawsze było tu dzikie odludzie, a teraz przez kośbę znalazłem się jakby w zadbanym Czarodziejskim Parku. Stare miejsce, a wrażenie niezwykłe, całkiem nowe. Podejrzewam w tej niespodziance palec mego Anioła. Więc dziękczynienie dla Anioła.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz