Polańczyk.
W Groszku kupuję dwa serki: ziarnisty i wiejski (wynika z tego, że są także
serki miejskie?) i wodę, płacę 8 zł. Razem z zakupami z Wołkowyji wydałem więc 13 zł. Czemu o
tym piszę? Bo 13 według Kabały to
miłość, albo dłoń. Dwie złożone dłonie – modlitwa, lub podwójna miłość.
Dziś jest także trzynasty wpis o czerwcowej wyprawie w Bieszczady.
Często wspominam o Dziękczynieniu, dlatego
korzystając z pojawienia się liczby miłość, przypomnę opowieść o "modlitwie – Ach!"
Osho: - posłuchaj
opowieści sufich o tym sławnym westchnieniu „Ach”.
Pewien
Arab biegł do meczetu na nabożeństwo, ale zanim dobiegł, modlitwy się
skończyły.
Po
drodze spotkał mężczyznę wracającego ze świątyni.
- Modlitwy już skończone? – zapytał.
- Tak – odrzekł tamten.
Słysząc
to biegnący tylko westchnął:
- Ach!
Wówczas
jego rozmówca zaproponował:
- Oddałbyś mi moc twego westchnienia w zamian za moc moich modlitw?
Mężczyzna
się zgodził i dobili targu.
W
nocy ten prosty człowiek ujrzał we śnie Proroka, który go zganił za tę zamianę,
ponieważ to jedno westchnienie było więcej warte niż wszystkie wyuczone
modlitwy całego życia.
To
westchnienie pochodziło bowiem z głębi serca.
Schodzę nad wodę, na miejsce położone tuż obok Cypla Nieboszczyków. Tam przed budową
zapory był cmentarz, a jakaś firma z Krakowa
wzięła pieniądze za przeprowadzenie ekshumacji. Pieniądze poszły do ludzi,
ekshumacji nie było. I teraz co jakiś czas woda odsłania a to kolejną trumnę, a
to część kościotrupa. Jak wiemy, zawsze znajdą się ludzie skłonni do przekrętów.
Nad wodą zmiany – prawie cały dotychczas dziki w
tym miejscu teren został zajęty pod budowę. Na maleńkim, wolnym jeszcze skrawku
wydeptuję miejsce pod namiot, ratując przed śmiercią kilka winniczków. Nie ma już czasu na zdjęcia, bo oto przydarza się powtórka z rozrywki
znad Wołkowyji – stawianie namiotu na
czas - zaczyna mocno padać! Ależ te Aniołki dowożące wodę
mają poczucie humoru - wiedzą dokładnie, kiedy odkręcić kranik!
Umoszczony w namiocie, pojadłem i z braku laku obserwuję leniwy ruch na wodzie. Mżawka, ciepło, bezwietrznie.
Korzystając z przerwy w opadzie, urządzam sesję, żeby
pluszaki także mogły zobaczyć, gdzie jesteśmy.
Po sesji Lisek z
Plastusiem wyraźnie szykują się do snu w swej ulubionej pozycji do góry pupą, a mnie coś jakby
gryzie pod pachą. Sprawdzam - lokalizuję, eksterminuję i notuję: – usunięty
kleszcz czerwcowy sztuk jeden. To był pewnie osobnik z Lasu Hurtegen.